1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Nagroda Viadriny 2005 dla prof. Rudolfa von Thaddena

Barbara Cöllen21 listopada 2005

Nagroda przyznawana jest za zasługi dla niemiecko-polskiego pojednania i porozumienia. Otrzymali ją już Karl Dedecius, Adam Michnik, Günter Grass, Janusz Reiter, Marcus Meckel i Włodzimierz Bododziej. Rudolf von Thadden urodził się w Trzygłowie (Trieglaff) na Pomorzu Zachodnim. Jego związki z dawną ojczyzną i żyjącymi tam obecnie ludźmi, są pozytywnym przykładem więzi Polaków i Niemców zakorzenionych w jednym miejscu. „Jeżeli nie będziemy się spotykać jak rodzina, nie będzie żadnej Europy” – twierdzi niemiecki historyk

Zdjęcie: DW

Trzygłów (Trieglaff) 80 kilometrów od Szczecina, 50 kilometrów od Kołobrzegu, Ruddolf von Thadden opuścił z rodzicami po wojnie w 12-tym roku życia. Powrócił tam dopiero w 1977 roku z ekipą niemieckiej telewizji, która realizowała program o jego ojcu, a był on współzałożycielem ruchu ewangelickich Kirchentagów. Dziś Rudolf von Thadden jest emerytowanym profesorem historii uniwersytetów w Getyndze i Sorbonie. Za zasługi dla niemiecko-francuskiego pojednania i porozumienia był wielokrotnie nagrodzany i odznaczany w Niemczech i we Francji. Osiągnięcie w stosunkach niemiecko-polskich poziomu pojednania między Niemcami a Francją wymaga czasu – twierdzi niemiecki historyk: „Niemiecko-francuskie partnerstwo rozwijało się prościej niż niemiecko-polskie. Po pierwsze - nie było kontrowersyjnych kwestii terytorialnych, jak w przypadku Sląska, Prus Wschodnich czy Pomorza. Po drugie - nie było tak wielkich różnic w poziomie życia między Francuzami a Niemcami na przykład z Metz i Saarbrücken. Inaczej żyje się natomiast we Frankfurcie nad Odrą i w Słubicach. O tym zawsze trzeba pamiętać porównując oba partnerstwa. Mimo to przesłanki dla zbliżenia Polski i Niemiec są dobre.” Jest ono już teraz silniejsze na płaszczyźnie międzyludzkiej niż rządowej - ocenia niemiecki historyk. Mówi on, że w ubiegłym wieku Polska i Niemcy wiele przegrały, ale jest przecież coś takiego, jak „solidarność przegranych”, która zbliża: „Myślę o tych wszystkich ludziach wygnanych, przesiedlonych i pokrzywdzonych w skutek wojny w Polsce i w Niemczech. Polskę i Niemcy łączą cierpienia narodu. Najpierw Niemcy byli oprawcami i dokonali okrucieństw w Polsce. Ale po klęsce Hitlera wiele złego spotkało też ludność niemiecką na wschodnich terenach. Polacy i Niemcy szczególnie dobrze się rozumieją, tak jak ludzie, którzy już raz coś utracili

Polacy i Niemcy powinni spotykać się „jak rodzina”. Jako chrześcijanie mają szczególną rolę – twierdzi niemiecki historyk, a mówi to z doświadczenia. Dawni, niemieccy mieszkańcy Trzygłowia i obecni, polscy od dawna świecą przykładem. Trzy lata temu najpierw odsłonili tablicę po polsku i po niemiecku, dając wyraz swym wspólnym przekonaniom: „Pax vobis. Ku pamięci pokoleń niemieckich trzygłowian, które tutaj żyły i były szczęśliwe, i życzeniami szczęścia dla tych, którzy dzisiaj mają tutaj swój dom.”

Rudolf von Thadden zapytany, co sądzi o irytacjach między Polską a Niemcami w związku z planami budowy Centrum przeciwko Wypędzeniom w Berlinie, mówi o problemie komunikacyjnym: „Aby prowadzić dialog między narodami trzeba przyswoić sobie conajmniej tyle wiedzy, co przy nauce języków obcych. Mam na myśli nie tylko wiedzę językową lecz również wiedzę o innym człowieku. Chciałbym, żeby Polacy i Niemcy opowiadali sobie nawzajem historie z własnego życia. Ale powinni też porozmawiać o tym, co czują, co myślą na inne tematy. Nie można przyjechać do kogoś i jak nigdy nic opowiadać o losach niemieckich wypędzonych. Kiedy pojechałem po raz pierwszy w moje rodzinne strony to spotkanych ludzi najpierw pytałem: co u was słychać? Jak się wam żyje? Dopiero, gdy się kogoś bliżej pozna, można sobie także porozmawiać o niemieckiej przeszłości.” Każdy człowiek ze swoją własną biografią musi nauczyć się ponadto stosunku do historii ogólnej – mówi Rudolf von Thadden i podaje przykład dialogu ekumenicznego: Jeśli rozpoczniemy go od pytania, kto ma rację, nic nam z tego nie wyjdzie. Musimy zacząć od tego, co nas łączy nas chrześcijan, co jest wspólne. Ten wzorzec można przenieść na dialog między narodami europejskimi. Nie zaczynajmy od kwestii prawnych lecz od spraw bliskich życia. To jest jedyna słuszna droga."

Zamiast centrum dokumentacji wypędzeń, powinno powstać muzeum, lub podobna instytucja dokumentująca wspólną historię niemiecko-polską – uważa niemiecki historyk: „Możnaby tam przedstawić także, jak Polacy i Niemcy żyli razem na przykład w czasie I Wojny Swiatowej, ile ich łączyło. To wszystko, co jest nieznane. A dokumentując wypędzenia, a o tym też trzeba mówić, nie należy zapominać o Rosjanach. Wypędzenia są nie tylko rozdziałem historii niemiecko-polskiej. Rosjanie jeszcze długo po wojnie byli na Pomorzu wschodnim i zachodnim, i na Sląsku. Po wojnie w Trzygłowie żyliśmy przez pewien czas z Polakami i Rosjanami Dość wcześnie zorientowałem się, że stosunki niemiecko-rosyjskie układają się inaczej niż niemiecko-polskie, a jeszcze inne są polsko-rosyjskie. Dziś opowiadam dla żartu, że zapragnąłem zostać historykiem, kiedy. uzmysłowiłem sobie, jak bardzo narody różnią się od siebie."