1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Największa kradzież amunicji w historii Bundeswehry

Małgorzata Matzke18 marca 2014

Na początku lutego br. z koszar wojsk powietrzno-desantowych w Dolnej Saksonii skradziono prawie 33 tys. sztuk amunicji. Sprawców nie pojmano, a tymczasowy raport odkrywa poważne luki w ochronie obiektów wojskowych.

Fallschirmjäger-Kaserne in Seedorf
Koszary w Seedorf nie były dostatecznie strzeżoneZdjęcie: picture-alliance/dpa

Nocą 7 lutego 2014 z terenu koszar Bundeswehry w Seedorf w dolnosaksońskim powiecie Rotenburg skradziono prawie 33 tys. sztuk amunicji. Policji nie udało się pojmać sprawców. - Prowadzimy dochodzenie przeciwko nieznanym sprawcom - powiedział rzecznik prokuratury w Stade, Kai Thomas Breas.

Naboje do wszelkiego rodzaju broni

Policja stwierdziła jedynie, że przecięta była siatka ogrodzeniowa. Nie wiadomo jednak, czy to tą drogą wyniesiono z terenu koszar 40 skrzyń z amunicją, bo nie wskazywały na to żadne wyraźne ślady. Żołnierze na porannym patrolu stwierdzili ślady włamania do 10 z 96 stojących pod gołym niebem betonowych kontenerów, służących za skład amunicji. Doliczono się m.in. braku 16 tys. naboi pistoletowych i 12 tys. naboi karabinowych różnego kalibru. Wartość skradzionej amunicji wynosi ok 10 tys. euro.

Podpułkownik Olav Hinkelmann z koszar w Seedorf nie wykluczał, że złodzieje mogli wywodzić się z szeregów żołnierzy. - Normalnie w koszarach nie składujemy amunicji - podkreślał oficer. Amunicja potrzebna jest tylko na ćwiczeniach i jest dostarczana z centralnego magazynu. Skradzione naboje nie były specjalną amunicją używaną tylko w Bundeswehrze. Nadawała się także do broni palnej dostępnej w handlu.

Na bakier z własnym bezpieczeństwem

Jak pisze dziennik "Die Welt" w Federalnym Ministerstwie Obrony stwierdzono, że kradzież o takich rozmiarach nie miaöa miejsca w Bundeswehrze od 30 lat.

Zdaniem gazety ten żenujący incydent jest jeszcze jednym dowodem na rażące luki w systemie bezpieczeństwa obowiązującym w koszarach niemieckiej armii.

"Bundeswehra, która zgodnie z wolą rządu RFN ma w przyszłości przejmować większą odpowiedzialność w misjach na całym świecie, nie jest w stanie zadbać o bezpieczeństwo własnych obiektów", pisze autor berlińskiego dziennika Thorsten Jungholt i zaznacza, że większość włamań, dewastacji, podpaleń i kradzieży, jakie miały miejsce w obiektach wojskowych, nie została nigdy wyjaśniona.

"Także w Seedorf służby śledcze działają po omacku, pomimo, że w dochodzeniu bierze udział wyspecjalizowany komisariat policji, dolnosaksoński Krajowy Urząd Kryminalny, komandosi Bundeswehry i kontrwywiad wojskowy MAD”, pisze berliński dziennik.

Tanio nie znaczy dobrze

Jak "Die Welt" cytuje z poufnego, tymczasowego sprawozdania władz śledczych dla parlamentarnej komisji obrony, która będzie zajmować się tą sprawą w środę (19.03), "Niewykluczony jest udział w kradzieży osób dysponujących informacjami o wewnętrznej organizacji koszar",

Gazeta zwraca uwagę, że Bundeswehrze brakuje środków na dostateczne zabezpieczenie swych obiektów. Z ogółem 455 obiektów wymagających ochrony, 361 zabezpieczanych jest przez prywatne firmy ochroniarskie. Zlecenia wydawane są przy tym nie firmom wykazującym się najlepszymi kwalifikacjami z najkorzystniejszą relacją świadczeń i ceny, lecz po prostu firmom najtańszym.

Małgorzata Matzke

red. odp.: Andrzej Pawlak