1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Newport, czyli szczyt bezradności [KOMENTARZ DW]

Andrzej Pawlak6 września 2014

Na szczycie w Newport kraje NATO wytyczyły "czerwoną linię" dla Rosji. Żeby ukryć własną bezradność?

NATO Gipfel 04.09.2014
Atrapa myśliwca F-35 wygląda bojowo, ale to tylko atrapa i to pojęcie, zdaniem Autora, można rozciągnąć na postanowienia szczytuZdjęcie: Reuters/Rebecca Naden

Rzadko kiedy sojusz NATO prezentował się tak bojowo, jak na szczycie w walijskim Newport. Na parkingu przed hotelem, w którym toczyły się obrady, ustawiono parę czołgów, a hotelowy trawnik ozdobiła makieta nowoczesnego myśliwca F-35 w skali 1:1. Te militarne dekoracje miały podkreślić wojskowe tradycje Brytyjczyków jako gospodarzy spotkania i zademonstrować światu, że NATO powraca do swej pierwotnej roli sojuszu obronnego.

Spełniło to swoje zadanie o tyle, że część uczestników szczytu niejako automatycznie powróciła do dawnej, zimnowojennej retoryki. Znów usłyszeliśmy napuszone frazy o odstraszaniu i powstrzymywaniu. Cóż, można to zrozumieć w sytuacji, w której na wschodzie Europy dawny i zarazem nowy przeciwnik NATO, Rosja, uprawia politykę rozszerzania strefy wpływów, opartą na swej potędze militarnej i zmienia przy użyciu siły granice na naszym kontynencie.

Sojusz zareagował na nią decyzją o zwiększeniu i dozbrojeniu Sił Odpowiedzi NATO (NRF) i powołaniem kilkutysięcznej szpicy. Głównie po to, aby uspokoić swych wschodnioeuropejskich członków. Tak zwana "doktryna Putina", czyli samozwańcze prawo Rosji do interwencji w obronie rzekomo zagrożonej rosyjskojęzycznej mniejszości narodowej, przeraziła Estonię i Łotwę. W obu tych krajach żyje wielu Rosjan, a jak ich "obrona" wygląda w praktyce, Rosja pokazała już na Ukrainie, anektując Krym.

Cały szkopuł jednak w tym, że Siły Odpowiedzi NATO nie są rozwiązaniem problemów bezpieczeństwa międzynarodowego na wschodzie Europy. W najlepszym razie mogą stawić czoło "zielonym ludzikom", czyli nieregularnym oddziałom bez oznak przynależności państwowej infiltrującym jakiś teren zamieszkały przez rosyjskojęzyczną mniejszość narodową. Sztabowcy z NATO wiedzą, że ani Estonii ani Łotwy nie da się obronić w wojnie konwencjonalnej. Innymi słowy: sojusz NATO pilnie potrzebuje nowej, całościowej doktryny militarnej.

Christian F. TrippeZdjęcie: DW/Frommann

Do tej pory jego strategia polityczno-militarna opierała się na założeniu, że Rosja nigdy nie przekroczy "czerwonej linii", to jest granicy NATO, bo w takim przypadku wchodzą w życie postanowienia artykułu 5 Traktatu Północnoatlantyckiego, który stanowi, że zbrojna napaść na jedno lub więcej z państw Sojuszu zostanie uznana za napaść przeciwko nim wszystkim i wtedy Sojusz podejmie działania, jakie uzna za konieczne, z użyciem siły zbrojnej włącznie.

No dobrze, ale co będzie, kiedy Putin zdecyduje się zbadać, jakie działania podejmie sojusz NATO w odpowiedzi na "niekonwencjonalną" interwencję Rosji w państwach bałtyckich w postaci, na przykład, operacji z udziałem sił morskich i powietrznodesantowych? Czy zechce wtedy umierać za Tallin albo odpalić własne rakiety z głowicami atomowymi w odpowiedzi na aneksję Rygi? Nie są to bynajmniej pytania czysto akademickie i nie ograniczają się one do dyskusji prowadzonych w kołach pacyfistów. Odpowiedzi na nie musi udzielić całe NATO. Powołanie szpicy w ramach Sił Odpowiedzi nie jest żadną odpowiedzią.

A co z Ukrainą? Owszem, w Newport nie brakowało słów zapewniających o solidarności z Kijowem, o poparciu dla Ukrainy i gotowości udzielenia jej pomocy. Dodajmy od razu - czysto symbolicznej. Realia zaś są takie, że Ukraina w konflikcie z Rosją jest zdana sama na siebie, bo nie jest państwm członkowskim Sojuszu Północnoatlantyckiego i postanowienia cytowanego wyżej artykułu 5 jej nie obowiązują. Ukraina leży poza NATO-wską "czerwoną linią". Z czego Władimir Putin świetnie sobie zdaje sprawę.

Christian F. Trippe / Andrzej Pawlak