1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Obrońcy praw człowieka czy agenci Kremla?

Alexandra Jolkina 10 grudnia 2015

Moskwa wspiera finansowo niektóre organizacje pozarządowe (NGO) na Litwie, Łotwie i w Estonii. Służby bezpieczeństwa patrzą na to krytycznie. Pytanie, na ile znacząca jest rola tych NGO w krajach bałtyckich?

Protest gegen Marsch von Veteranen der Waffen-SS in Riga
Protest w Rydze przeciwko marszowi ku czci łotewskich oddziałów Waffen SSZdjęcie: Reuters/I. Kalnins

Łotwa. Problemy bezpaństwowców

02:56

This browser does not support the video element.

68-letni emeryt Gennadij Toprak żyje w trzypokojowym mieszkaniu w centrum Rygi. W czasach komunizmu budynek przeszedł na własność państwa, po odzyskaniu przez Łotwę niepodległości wrócił do spadkobierców jego pierwotnych właścicieli. Ci chcą się pozbyć Topraka i sprzedać mieszkanie, skarży się emeryt. – Płacę 100-120 euro czynszu. Na więcej mnie nie stać – mówi. Właściwie powinien uiszczać 800 euro miesięcznie. Ponieważ nie płaci, jego długi urosły do 38 tys. euro. Toprakowi grozi eksmisja.

Pomocy oczekuje od Łotewskiego Komitetu Praw Człowieka. Komitet powstał w 1992 roku i jest jedną z ponad 40 finansowanych przez Rosję organizacji pozarządowych (NGO) w krajach bałtyckich. W latach 2012 – 2014 łotewski Komitet otrzymał ponad 200 tys. euro z „Funduszu na rzecz wspierania i ochrony rosyjskich rodaków za granicą“. Fundusz ten został powołany w 2012 roku przez agencję rosyjskiego MSZ: Rosyjską Federalną Agencję ds. Rodaków (Rossotrudniczestwo). Według informacji Bałtyckiego Centrum Dziennikarstwa Śledczego Re: Baltica, w ostatnich trzech latach na konta NGO w krajach bałtyckich wpłynęło co najmniej 1,5 mln euro.

Pomoc dla Rosjan

Łotewski Komitet Praw Człowieka prowadzi w Rydze małe biuro. Drzwi się nie zamykają. Pomocy szukają emeryci pobierający rosyjskie emerytury czy lokatorzy z problemami takimi, jakie ma Gennadij Toprak. – Przeważnie są to osoby rosyjskojęzyczne – mówi Natalia Jolkina, jedna z szefowych Komitetu. Codziennie dyżuruje czterech prawników i grupa tłumaczy, którzy pomagają w przygotowaniu skarg, w razie potrzeby także do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu.

Łotewskie paszporty: obywatela i nieobywatelaZdjęcie: DW/A. Jolkina

Także w Estonii rosyjskojęzycznym mieszkańcom pomaga NGO – Centrum Praw Człowieka w Tallinie. Estońskie centrum jest też finansowane przez Rosję. Chwilowo zajmuje się nowymi przepisami, które mają obowiązywać taksówkarzy: by uzyskać w przyszłości licencję, mają się wykazać znajomością języka rosyjskiego. – Dla taksówkarzy w Narwie będzie to ogromny cios – tłumaczy dyrektor centrum Alexej Semjonow. Narwa leży w północno-wschodniej Estonii, na granicy z Rosją. 95 procent mieszkańców, to osoby rosyjskojęzyczne.

Naruszanie praw człowieka

Dyskryminacja rosyjskojęzycznych mieszkańców krajów bałtyckich jest częstym tematem konferencji i publikacji działających tam NGO. W Estonii i na Łotwie mają oni oficjalny status „nieobywateli”. Po odzyskaniu niepodległości obydwa te kraje odmówiły przyznania obywatelstwa osobom przybyłym po 1940 roku z innych republik sowieckich. Status nieobywateli mają także ich potomkowie. Nieobywatele nie mają prawa głosu i nie mogą pracować w administracji publicznej. NGO wskazują, że jest to naruszenie praw człowieka. – Wybory bez głosów nieobywateli są tylko sondażem opinii publicznej – krytykuje Władimir Busajew z Łotewskiego Komitetu Praw Człowieka.

Władze Łotwy i Estonii od dawna już mają na oku Komitet i inne organizacje pozarządowe. W dorocznym raporcie łotewskiej policji znalazła się uwaga, iż zadaniem finansowanych przez Rosję organizacji jest rozpowszechnianie „nieobiektywnych i sfałszowanych informacji” dotyczących spraw wewnętrznych Łotwy. Władze Łotwy i Estonii argumentują też, że naruszenie praw rosyjskich rodaków może być pretekstem do agresji Rosji.

Na Litwie „nieobywateli” nie ma. Po odzyskaniu niepodległości Litwa jako jedyny z krajów bałtyckich nadała obywatelstwo wszystkim osobom mieszkającym wówczas na jej terenie. Rosyjskojęzyczne NGO także jednak istnieją na Litwie. Koncentrują się jednak na „zwalczaniu faszyzmu”.

Odradzenie się nazizmu w krajach bałtyckich?

Władze Łotwy i Estonii utrzymują, że mówienie o odrodzeniu się na ich terenie nazizmu jest mitem podtrzymywanym przez NGO. Te z kolei zarzucają władzom, że wspierają ruchy faszystowskie. Kontrowersje budzi zwłaszcza doroczny marsz łotewskich weteranów oddziałów Waffen SS w Rydze. Wielu Łotyszy argumentuje, że byli to bojownicy o wolność walczący przeciwko komunistycznemu reżimowi ZSRR, rosyjskojęzyczni mieszkańcy uważają, że byli to nazistowscy kolaboratorzy.

Organizacje pozarządowe zaprzeczają, jakoby ich praca była sterowana z Moskwy. – Jestem antyfaszystką i jest to stanowisko wszystkich europejskich krajów – podkreśla założycielka łotewskiego Komitetu Praw Człowieka Tatiana Żdanok.

Politolog Gatis Pelnens: „Mówienie o odradzaniu się nazizmu w państwach bałtyckich jest śmieszne”Zdjęcie: Reuters/I. Kalnins

Niektórzy aktywiści NGO regularnie występują w rosyjskiej telewizji, wśród nich Alexander Gaponenko z łotewskiego ruchu „Kongres nieobywateli”. Przeciw niemu toczy się sprawa o nawoływanie do nienawiści na tle etnicznym. Gaponenko napisał na Facebooku, że amerykańskie czołgi stacjonujące na Łotwie służą do trzymania w ryzach rosyjskojęzycznej ludności i do ochrony nazistowskich marszów.

Ograniczony wpływ NGO

Mówienie o odradzaniu się nazizmu w państwach bałtyckich jest śmieszne, uważa Gatis Pelnens, łotewski politolog, ekspert ds. Rosji . – Ani nie ma zamieszek o ideologicznym podłożu, ani rozpowszechniania nacjonalistycznych idei – argumentuje Pelnens. Widzowie rosyjskiej telewizji mogą wprawdzie odnieść wrażenie, że Rosjanie są prześladowani w krajach bałtyckich, „ale na co dzień nie ma żadnych konfliktów”. Zdaniem Pelnensa do tego negatywnego obrazu dorzuca swoje polityka prowadzona wobec rosyjskojęzycznej ludności. I dobrze, że organizacje pozarządowe walczą o ich prawa.

Eksperci uważają też, że wpływ rosyjskojęzycznych NGO i tak jest ograniczony, i dla nikogo nie są one zagrożeniem. – Organizacje te same walczą dziś o przetrwanie. Dlatego dramatyzują czasami wydarzenia – tłumaczy Riina Kaljurand z Międzynarodowego Centrum Studiów Obronnych w Tallinie.

Alexandra Jolkina / Elżbieta Stasik

Pomiń następną sekcję Dowiedz się więcej