1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

„Nie o taką Polskę walczyłam”. Dwa życia Danuty Wałęsy

Aleksander Kaczorowski
30 sierpnia 2020

„Gdy powstała Solidarność, w krótkim czasie zniknął i ojciec, i mąż. Był jego świat, jego polityka, a ja – sama” – mówi Danuta Wałęsa.

Danuta Wałęsa: „Nie o taką Polskę walczyłam”
Danuta Wałęsa: „Nie o taką Polskę walczyłam”Zdjęcie: DW/W. Kutz

– Wie pan, to jest zły czas, nie mogę teraz rozmawiać. Przykro mi, ale muszę odmówić.

Tyle wyszło z mojej rozmowy z Danutą Wałęsą. Była Pierwsza Dama Rzeczpospolitej, żona przywódcy największego ruchu związkowego komunistycznej Europy Wschodniej, nie ma ochoty rozmawiać o Sierpniu 1980 roku. – To wszystko jest zbyt okrutne – usłyszałem w słuchawce. – Nie o taką Polskę walczyłam.

40 lat temu cały świat ujrzał, jak jej mąż, 37-letni elektryk okrętowy i przywódca strajku w Stoczni Gdańskiej podpisuje ogromnym, odpustowym długopisem z wizerunkiem Jana Pawła II Porozumienia Sierpniowe. Od tej pory już nic nie było takie, jak przedtem. Także w rodzinie Wałęsów. „Wraz z Sierpniem wszystko się rozprysło – wspominała w głośnej autobiografii „Marzenia i tajemnice”. – Odmienił go Sierpień” – powiedziała o mężu po latach. Ale ona także stała się wtedy kimś innym.

Lech Wałęsa w swoim biurzeZdjęcie: DW/A. Holthausen

Marzenia

Gdy się poznali jesienią 1968 roku, on był robotnikiem, ona sprzedawczynią w kiosku z kwiatami. Widywała go codziennie, gdy szedł do pracy ze stoczniowej kwatery.

Paliła wtedy jak smok. Trochę za przykładem innych młodych kobiet („w tamtym czasie paliły niemal wszystkie znane mi dziewczyny”). A tak naprawdę dlatego, że papierosy kojarzyły się jej z nowym, lepszym życiem. Z wielkim miastem, do którego wyrwała się z rodzinnej wsi.

W Kolonii Krypy pod Węgrowem na wschodnim Mazowszu była tylko harówa od rana do nocy. I potworna nuda. A przynajmniej ona tak to zapamiętała. Danuta Wałęsa, wtedy jeszcze Mirosława Danuta Gołoś, była drugim spośród dziewięciorga rodzeństwa. Ojciec gospodarzył na kilku hektarach, z trudem wiązał koniec z końcem. Matka zajmowała się dziećmi, starsze pomagały w polu. Ojciec był robotny, ale lubił wypić. Mieszkali w trzech izbach, rodzice z dziećmi w jednej izbie. „Teraz młodzi, którzy nie znają tych czasów, nie zdają sobie sprawy z warunków, w jakich wtedy ludzie żyli. A i ja sama wiem, że dziś trudno to sobie wyobrazić”.

Danuta nie była stworzona do takiego życia. „Ja tam żyłam, ale tak, jakby mnie nie było. Jakby wszystko wydarzało się obok mnie”.

Odkąd skończyła podstawówkę, marzyła o wyjeździe do miasta. Gdy skończyła 18 lat, odwiedziła ciotkę w Gdańsku. Ciotka miała znajomego, który znał kierownika kwiaciarni. I tak znalazła pracę. U ciotki spała na rozkładanym na noc łóżku polowym, w jednym pokoju z kuchnią. Ale to i tak był luksus. W Krypach spały z siostrami w łóżku po dwie.

Gdańsk kusił tysiącem atrakcji. „Obok mojego kiosku z kwiatami był kiosk Ruchu – wspominała. – Kupowałam w nim wszystkie gatunki papierosów i smakowałam. A gdy nie było za dużego ruchu, paliłam. Czasem wychodziły dziennie nawet dwie paczki”.

Strajk w Stoczni Gdańskiej (1980) Zdjęcie: picture-alliance/AP Photo

Lech zabronił jej palić, gdy tylko zaczęli się spotykać. To było kilka miesięcy po jej przyjeździe do miasta. Przyszedł do kiosku rozmienić pieniądze. Nazajutrz podarował jej gumę do żucia, za fatygę. A potem pożyczył książkę i oddał na drugi dzień. Następnym razem odprowadził ją do domu. Zaprosił do kina „Leningrad”. A niespełna rok później wzięli ślub w Węgrowie.

„Mąż, gdy go poznałam, był tajemniczym, trudnym do rozgryzienia mężczyzną – wspominała. – Był spokojny, nigdy się nie denerwował”. Często pogrążony w myślach, wśród znajomych i krewnych uchodził za duszę towarzystwa. Zaradny i obrotny, miał zdanie na każdy temat i chętnie spierał się o swoje racje. Był od niej o całe sześć lat starszy. On także pochodził ze wsi, miał sześcioro rodzeństwa.

Przez pierwsze lata tułali się po wynajmowanych klitkach. Ale ona nie narzekała, przywykła do takich warunków. Najważniejsze, że byli razem. Z mężem i gromadką dzieci u boku czuła się na swoim miejscu. Tylko w mieszkaniu robiło się coraz ciaśniej. Na świat przyszli najpierw czterej synowie: Bogdan, Przemysław, Sławomir i Jarosław, a potem cztery córki: Magdalena, Anna, Maria Wiktoria i Brygida. Dzieci były zdrowe i dobrze się chowały. To było najważniejsze.

Lech zarabiał na utrzymanie rodziny, ona zajmowała się domem. Zawsze umiał sobie poradzić, nawet gdy wyleciał ze stoczni. Od tej pory pracował jako elektromechanik, a po godzinach dorabiał na boku.

Danuta Wałęsa w maju 2019Zdjęcie: picture-alliance/NurPhoto/M. Fludra

Tajemnice

Nie do razu dowiedziała się, że działa w nielegalnych Wolnych Związkach Zawodowych. I że to on wraz z kolegami rozrzuca ulotki pod stocznią i w trójmiejskich pociągach.

Lech nie wtajemniczał jej w swoje sprawy, a ona się z tym godziła, zaabsorbowana dziećmi. Założycieli WZZ, Annę Walentynowicz i Bogdana Borusewicza, poznała niedługo przedtem, jak na prośbę męża zostali rodzicami chrzestnymi Magdy (rocznik 1979). Wzięła udział w kilku spotkaniach i modlitwach w kościele Mariackim, organizowanych przez działaczki Ruchu Młodej Polski. Ale tak naprawdę żyła w swoim świecie, liczyły się dzieci i dom.

Gdy na początku sierpnia 1980 roku urodziła kolejną córkę, Lech siedział znów na dołku, zatrzymany za rozrzucanie ulotek. Wybrał się na spacer z Magdą, ulotki schował w wózku. Tajniacy zatrzymali go razem z dzieckiem, więc półtoraroczna dziewczynka została najmłodszym aresztantem w dziejach PRL-u.

Gdy po latach Danuta wspominała te czasy, nie mogła zrozumieć, skąd brała odwagę, by znosić milicyjne szykany. A przecież to był dopiero początek, najgorsze było jeszcze przed nią. Ale ona zawsze myślała o tym, co trzeba zrobić w danej chwili. Nie martwiła się na zapas, zresztą nie miała czasu się bać. Załamała się tylko raz, gdy mogło się zdawać, że wreszcie zaczęło się dla niej nowe, lepsze życie.

„Do powstania Solidarności, dopóki byliśmy razem, mąż angażował się, poświęcał dużo czasu i dzieciom, i mnie – wspominała. – Chodziliśmy na spacery, rozmawialiśmy o sobie, widział, jak się dzieci chowają, jak się rozwijają. A gdy powstała Solidarność, choć może nie od razu, ale w krótkim czasie, zniknął i ojciec, i mąż. Był jego świat, jego polityka, a ja – sama”.

Danuta szybko zrozumiała, że odtąd jest zdana tylko na siebie. Lech wrócił z sierpniowego strajku odmieniony. Nie był już anonimowym robotnikiem, tylko przywódcą zwycięskiego protestu, o którym mówił cały świat. „Od bladego świtu do późnego wieczora w naszym mieszkaniu kłębiły się tłumy związkowców, doradców, polityków, dziennikarzy i ludzi nawiedzonych – mówiła Danuta Wałęsa w rozmowie z Piotrem Adamowiczem. – Jeden z panów chwalił się później, że zjadł smaczną jajecznicę w domu Wałęsów o siódmej rano. Rzeczywiście, ludzie siadali do stołu i musiałam ich obsługiwać. Totalny magiel zamiast normalnego domu”.

Za oknem trwała rewolucja Solidarności. Lech Wałęsa stał się postacią publiczną. Danuta coraz częściej słyszała na mieście, a to u fryzjerki, a to w sklepie, jak to znakomicie im się teraz powodzi. Dostali całe piętro w bloku, nie dość, że bez kolejki, to jeszcze za darmo. A przedtem to mieszkali w wilii, tylko teraz przenieśli się do bloku, tak dla picu, żeby być bliżej zwykłych ludzi, rozumie pani?

Któregoś razu nie wytrzymała i zaczęła tłumaczyć jakiejś nieznajomej kobiecie, że mieszkanie dostali bez kolejki, ale muszą za nie zapłacić, jak wszyscy. A o żadnej wilii nie mogą nawet pomarzyć.

Do nowego mieszkania na Zaspie faktycznie wprowadzili się zaraz po strajku. Dawniej to były pomieszczenia biurowe spółdzielni. Danuta tłumaczyła to sobie tak, że władze wstydziły się przed zachodnimi dziennikarzami koszmarnych warunków, w jakich Wałęsowie żyli dotychczas.

Demonstracja Solidarności 13 grudnia 1988Zdjęcie: Getty Images/AFP/V.M. Drusczc

Przez następne dni Lech przyjmował gości w jednym pokoju, a jego koledzy ze stoczni remontowali dwa pozostałe. Przebijali ściany, żeby połączyć je w jeden lokal. 

Danuta wytrzymała dobrych kilka tygodni, zanim wreszcie urządziła mężowi awanturę przy ludziach. Od tej pory Lech nie sprowadzał już gości do mieszkania, a ona prawie przestała go widywać. Została sama z dziećmi. „Był to dla mnie okrutny dramat. Nie miałam komu o tym powiedzieć. Mąż był zajęty przez cały czas”, wspominała.

I tak już zostało. „My faktycznie od 1980 roku nigdy nie rozmawialiśmy ze sobą o swoich pragnieniach – powiedziała trzydzieści lat później. – Nie, nie doszło do formalnego rozwodu, lecz w jednej rodzinie powstały dwa światy”.

W tym pierwszym świecie, na widoku publicznym, Lech był bożyszczem tłumów. Walczył o wolne związki, o Polskę. I o swoją przyszłą karierę. Spotykał się z wielkimi tego świata i sypał odzywkami, które powtarzała cała Polska. Rósł mit nieomylnego Lecha, w który najmocniej uwierzył on sam.

W tym drugim świecie, ukrytym przed oczami ciekawskich, została żona z gromadką małych dzieci. „Wszystko się rozsypało! Wszystko się rozeszło – mówiła. – Pomimo że miałam dzieci, większe mieszkanie, czyli lepsze warunki bytowe, bardzo przeżyłam zmianę”.

„Wiosną 1981 roku… Nie wiem, w jaki sposób można o tym opowiedzieć… Poczułam się źle, bardzo źle. Męża w tym czasie nie było w domu. Byłam sama z dziećmi. Tracąc świadomość, zdołałam zadzwonić na pogotowie. Uratowano mnie”.

O takich przeżyciach mawia się, że co nas nie zabije, to nas wzmocni. Dla Danuty Wałęsy koniec dawnego życia stał się źródłem wewnętrznej siły. „Mogę i muszę stwierdzić, że wówczas, wiosną 1981 roku, narodziłam się ponownie. Taka była moja osobista cena radykalnej zmiany w życiu, do której doszło w 1980 roku”.

W nowej dla siebie roli osoby publicznej odnalazła się w sposób, który zaskoczył wszystkich. Wkrótce stała się symbolem tych wszystkich kobiet, które współtworzyły największy ruch społeczny Europy. Czy to podczas „karnawału Solidarności”, czy później, w stanie wojennym, zadziwiała godnością i opanowaniem. Zawsze wiedziała, jakie się zachować, czy to podczas audiencji papieskich, czy podczas wizyt u internowanego męża. „Dojrzałam do bycia kobietą. Wcześniej byłam zakompleksioną dziewczyną”.

Punktem zwrotnym w jej życiu okazała się wyprawa do Oslo. O tym, że w imieniu męża odbierze Pokojową Nagrodę Nobla, dowiedziała się od dziennikarza. Lech obawiał się, że jeśli sam pojedzie po nagrodę, władze nie wpuszczą go z powrotem do kraju. Postanowił więc wysłać żonę, tylko zapomniał ją o tym uprzedzić.

Danuta Wałęsa i najstarszy syn odbierają Pokojową Nagrodę Nobla dla Lecha Wałęsy (1983)Zdjęcie: picture-alliance/dpa/NTB

W podróż zabrała najstarszego syna Bogdana, który miał już 13 lat. Wieczorem 10 grudnia 1983 roku odebrała noblowski medal i zgodnie ze zwyczajem, odczytała krótkie wystąpienie. Oglądały ją miliony ludzi na całym świecie. „Występując na noblowskim podium, nie czułam się żoną Wałęsy, jakąś kurą domową – mówiła po latach. – Poczułam się polską kobietą, reprezentującą inne polskie kobiety. W moim życiu już nigdy nie było takiego dnia, ani nawet takiego momentu, który mogłam porównać do wystąpienia przed audytorium w Oslo”.

To przeżycie było przełomowe także pod innym względem. Okazało się kolejnym etapem – jak to nazwała – zrywania uzależnienia od męża. „Pierwszy nastąpił jesienią 1980 roku, gdy po powstaniu Solidarności zostałam sama i musiałam na sobie polegać. Drugim etapem, nowym doświadczeniem, był stan wojenny. Trzeci to właśnie Nobel – wspominała w książce „Marzenia i tajemnice”. – A ostatni przyjdzie później, wraz z prezydenturą męża”.

Gdy w 2011 roku ukazała się autobiografia Danuty Wałęsy, natychmiast stała się bestsellerem; sprzedano ponad 300 tysięcy egzemplarzy książki. Czytelnicy byli pod wrażeniem szczerości, z jaką bohaterka opowiadała o swoich relacjach z mężem.

Były już prezydent Wałęsa i były kanclerz Niemiec Helmut Kohl (2004)Zdjęcie: Picture-alliance/dpa/R. Wittek

Nikt lepiej niż ona nie wiedział, jak bardzo Lech Wałęsa poświęcił życie prywatne, by zrealizować swoje polityczne ambicje. Osiągnął wszystko, co zamierzał: został przywódcą Solidarności, poprowadził ją do zwycięstwa w wyborach w 1989 roku i rok później wywalczył prezydenturę – a wszystko to wbrew komunistom i swoim dawnym współpracownikom i doradcom, którzy szybko doszli do wniosku, że spełnił swoją rolę i powinien usunąć się w cień. „Uważali go za człowieka z niższej warstwy, z ludu, niewykształconego, który nie powinien decydować na równi z nimi, osobami z wykształceniem, obyciem i doświadczeniem”, stwierdziła Danuta Wałęsa.

Jednakże Lech nie dał sobie odebrać pozycji wywalczonej w sierpniu 1980 roku. Przez piętnaście lat, czy się to komuś podobało, czy nie, był czołową postacią Solidarności, zarówno tej prześladowanej przez władze, jak i tej, która sama po władzę sięgnęła. Zapisał swoje miejsce w historii, stał się symbolem epoki.

I jak to w polityce bywa, zyskał więcej wrogów niż przyjaciół. Gdy w 1995 roku przegrał walkę o kolejną kadencję z kandydatem postkomunistów Aleksandrem Kwaśniewskim, wielu odetchnęło z ulgą. „Dzisiaj, widząc, jak zmieniła się polityka i jak zmienili się polscy politycy cieszę się, że nie został wybrany ponownie na prezydenta – przyznała Danuta Wałęsa. – To palec Boży!”.

Ale polityka nie zapomniała o Wałęsie. Nie można przez tyle lat być na świeczniku, a potem spokojnie odejść na emeryturę. Lech Wałęsa wciąż jest w centrum uwagi. Aktywny w mediach społecznościowych, chętnie udziela wywiadów, wierząc, że najlepszą obroną jest atak.

Danuta Wałęsa nigdy nie stała się bohaterką żadnego skandalu. Szanują ją nawet ci, którzy mają po dziurki w nosie jej męża. W jej świecie wciąż najbardziej liczy się rodzina, choć znajduje czas także na sprawy społeczne i działalność charytatywną. Wciąż jest osobą publiczną i z pewnością wywiązuje się z tej roli nie gorzej, niż Lech Wałęsa.

Wielu powiedziałoby nawet, że lepiej.

W tekście wykorzystałem cytaty z książki Danuty Wałęsy i Piotra Adamowicza „Marzenia i tajemnice”, Wydawnictwo  Literackie, 2011.

Artykuł powstał w ramach wspólnego cyklu Deutsche Welle i Newsweek Polska. #CzasSolidarności

Więcej na: www.dw.com/czassolidarnosci