1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Nie z powodu koronawirusa: telefon alarmowy z izby przyjęć

4 lipca 2021

Prywatne szpitale chcą oszczędzać i zwalniać pracowników, nie zważając na pandemię. Chodzi głównie o pracowników oddziałów ratunkowych. Mści się fakt, że nie przeprowadzono planowanej reformy.

Deutschland Krankenhaus Notaufnahme Symbolbild
Zdjęcie: Christian Behring /POP-EYE/imago images

Pandemia koronawirusa jeszcze się nie skończyła, a prywatne szpitale najwyraźniej próbują ciąć koszty. W połowie maja tygodnik „Die Zeit” poinformował, że sieć klink Helios – największy prywatny operator szpitali w Niemczech z 86 klinikami – planuje zwolnienia pracowników.

Kilka dni później – nawiązując do wspomnianego artykułu – polityk CDU ds. zdrowia i spraw społecznych Dennis Radtke opublikował list otwarty. „Z mojego punktu widzenia to skandal, że środki publiczne w wysokości dziesięciu miliardów wpłynęły do sektora szpitalnego, a teraz następuje redukcja personelu medycznego” – napisał.

Radtke powołuje się na pomoc państwa, która w czasie pandemii została udzielona również szpitalom, które z wyzwaniem poradziły sobie całkiem dobrze. Cięcia „mają znaleźć zastosowanie, mimo że w poszczególnych klinikach uzyskano wybitnie pozytywne wyniki."

Dyskusja na Twitterze

Na Twitterze pojawiają się również komentarze dotyczące debaty na temat zwolnień i restrukturyzacji.

Jedna z odpowiedzi na Twitterze sugeruje, że istnieją również plany oszczędnościowe w Asklepios, innej dużej sieci szpitali i klinik w Niemczech.

DW dotarła do niektórych autorów postów, żaden z nich nie chciał jednak publicznie komentować treści. Przypuszczalnie wśród osób, których to dotyczy, istnieje obawa, że popełniają błędy w prawie pracy. Jak dotąd rząd niemiecki nie wdrożył dyrektywy UE w sprawie ochrony „whistlerblowerów”.

Helios - największa sieć prywatnych klinik w NiemczechZdjęcie: Christian Charisius/dpa/picture-alliance

Notowana na giełdzie firma Fresenius, do której należą kliniki Helios, odpowiedziała na prośbę DW o stanowisko w sprawie zarzutów zawartych w tweetach dwoma zdaniami: „Niestety, z tweetów nie można wywnioskować, o jaką problematykę chodzi. Możemy tylko powiedzieć, że nasze izby przyjęć funkcjonują, rzecz jasna, zgodnie z naszą powinnością opieki, a także odpowiednio je obsadzamy."

Janosch Dahmen: relacja osoby wtajemniczonej

Jak przyznał w rozmowie z DW polityk Zielonych, poseł do Bundestagu i ekspert ds. zdrowia Janosch Dahmen, on również śledzi doniesienia na temat redukcji personelu w prywatnych szpitalach. Rozmawiał z personelem pielęgniarskim i lekarzami i był w stanie, jak twierdzi, „zweryfikować" treść doniesień.

Janosch Dahmen, polityk Zielonych i lekarzZdjęcie: Frederic Kern/Geisler-Fotopress/picture alliance

Dahmen sam jest lekarzem i do listopada 2020 roku pracował w ramach medycyny ratunkowej. Jak tłumaczy, są dwa obszary, w których należy poczynić oszczędności, jeśli chodzi o kadrę.

Personel pielęgniarski musi wykonywać inne zadania

Pierwszy obszar Dahmen opisuje jako negatywną konsekwencję zmiany: w szpitalach wprowadzono obecnie niższe limity personelu dla kadry pielęgniarskiej. Ponadto płace, jak wyjaśnia, są teraz wypłacane z dodatkowego budżetu. – Dlatego w zasadzie nie można już oszczędzać na personelu pielęgniarskim – wyjaśnia. Poszukuje się obecnie innych sposobów na generowanie zysków, także po pandemii.

Personel pielęgniarski wykonuje zadania, które wcześniej wykonywali inni – na przykład pracownicy obsługi i służby kurierskie. Dodaje, że „inni” pracownicy stają się wtedy bezrobotni. Nie generują oni już dłużej kosztów, ale ich praca, jak tłumaczy, musi być wykonywana przez personel pielęgniarski. Dahmen obawia się, że ta „ekonomiczna korzyść" zostanie przejęta również przez inne szpitale. – W wyniku tego nie będziemy mieli lepszej opieki, ale przepracowanych i sfrustrowanych ludzi w pielęgniarstwie, bezrobotnych pracowników obsługi, a wszystko po to, aby dywidendy korporacji się zgadzały.

Mniej specjalistów na oddziale ratunkowym

Ponadto, jak stwierdza Dahmen, oszczędności mają też dotyczyć personelu medycznego. – Prywatne szpitale postawiły sobie za cel cięcia 10 do 20 procent stanowisk lekarskich w przyszłym roku – zdradza.

W kwietniowym wywiadzie dla „Frankfurter Allgemeine Zeitung" prezes firmy Helios, Francesco De Meo, powiedział: „Średnio planujemy zmniejszenie liczby miejsc pracy o trzy na klinikę". Zgodnie z tym planem, w niektórych szpitalach zwolniono by więcej, w innych mniej osób.

Dahmen opisuje, w jaki sposób będzie to realizowane w izbach przyjęć. – Nie będzie już specjalisty od chorób wewnętrznych czy chirurgii, lecz tylko jeden lekarz dyżurny. Wtedy lekarz pogotowia zajmuje się wszystkim, nie tylko w izbie przyjęć, ale też na innych oddziałach – wyjaśnia. W jego ocenie, dotyka to szczególnie małe i średnie szpitale.

Medycyna ratunkowa - personel narażony jest również na spore obciążenie psychiczneZdjęcie: imago images/Political-Moments

Faktycznie jednak ustawodawca uchwalił w 2018 roku specjalny model dla oddziałów ratunkowych, który powinien regulować, ilu lekarzy i innych pracowników powinno być dostępnych. Dopiero wtedy należy odpowiednio podnieść lub obniżyć wynagrodzenie. Nie zostało to jednak jeszcze wszędzie wdrożone, ponieważ nie podjęto na razie skutecznych decyzji w sprawie zachęt w zakresie wynagrodzeń, mówi Dahmen. Również ta luka jest obecnie wykorzystywana.

Przegapiona reforma: „Zmarnowano cenny czas”

Niezależnie od bieżących wydarzeń istnieje spora potrzeba działania na wielu poziomach w celu zreformowania opieki na oddziałach ratunkowych w Niemczech, denerwuje się Dahmen: – Zwłaszcza pandemia po raz kolejny pokazała, jak ogromne są braki w zakresie opieki w nagłych wypadkach – mówi. Rząd Niemiec, w jego ocenie, nie przeprowadził jednak dużej reformy zaplanowanej na ten okres legislacyjny, choć, jak zaznacza, „wszystko zaczęło się całkiem dobrze”.

W 2018 roku Rada Ekspertów ds. Opieki Zdrowotnej napisała raport dla ministerstwa zdrowia, w którym ujęła wiele sugestii polepszenia sytuacji. Eksperci domagali się w nim chociażby „opieki doraźnej ‚jednego pochodzenia'".

Dahmen kontynuuje, że później powstał nawet projekt referencyjny – wstępny etap do ustawy. Nie poczyniono jednak dalszych kroków. – Zmarnowano cenny czas – stwierdza. 

Dla pracowników pogotowia ratunkowego ostatni rok był niezmiernie intensywnyZdjęcie: Karl F. Schöfmann/Imagebroker/picture alliance

Do zrobienia jest sporo, jak podkreśla Dahmen i wymienia: ważne byłoby połączenie dwóch numerów telefonów alarmowych, więcej możliwości leczenia w nagłych wypadkach za pośrednictwem służb ratowniczych, w tym w domu, oraz lepsza struktura z mniejszą liczbą, ale lepiej wyposażonych izb przyjęć. – Potrzebujemy odrębnych budżetów i stałych wytycznych kadrowych dla wszystkich grup zawodowych. W końcu nie płacimy policjantom i strażakom na podstawie tego, ilu złodziei złapią albo ile pożarów ugaszą – wyjaśnia Dahmen.

Ponadto nie jest już zrozumiałe, dlaczego w Niemczech nadal nie ma specjalistycznego kształcenia w zakresie medycyny ratunkowej – jak to ma miejsce w zdecydowanej większości krajów UE, a także w USA. Tę krytykę podziela również jeden z autorów wspomnianych tweetów.

Nowa próba po wyborach?

Według obecnych sondaży Zieloni mają duże szanse na wejście do kolejnego rządu – być może razem z liberałami. Wydaje się, że w sektorze ochrony zdrowia już widoczne są aspekty, o których te partie myślą podobnie.

Tuż przed letnią przerwą parlamentarną oba opozycyjne kluby w Bundestagu podjęły ostatnią próbę wprowadzenia zmian w zakresie medycyny ratunkowej. Komisja zdrowia odrzuciła jednak w większości ten wniosek. Tymczasem niektóre szpitale najwyraźniej sprawdzają nowe luki, by zaoszczędzić.