Niemcy: awans i dylemat Zielonych
16 października 2018Pewności siebie Robertowi Habeckowi nigdy nie brakowało. Od stycznia 49-letni pisarz z Flensburga stoi na czele Zielonych. Dziesięć miesiący później jego partia zdobyła w Bawarii 17,5 proc. głosów, niemal dwa razy więcej niż w ostatnich wyborach krajowych w ubiegłym roku w Dolnej Saksonii. Jest to nie lada wyczynem i nie lada wyzwaniem. Teraz Zieloni znowu dyskutują, czy oznacza to, że stają się partią powszechną? Może nie taką jak CDU czy SPD, ale daleką od klasycznego zielonego środowiska. Dyskusja taka już się toczyła, choćby po katastrofie w Fukushimie w 2011 r., kiedy partia ekologiczna cieszyła się podobnie dużym powodzeniem.
„Nie jesteśmy już tylko partią koncepcyjną”
Tym razem jednak Zieloni są pewni swojej roli. W poniedziałek, dzień po wyborach w Bawarii, Habeck stoi przed centralą partii w Berlinie, pogoda jest taka jak nastroje, słonecznie i ciepło. – Naszym zadaniem jest przesunięcie się do centrum demokracji, a nie bycie tylko partią koncepcyjną, jak było to może jeszcze 15 lat temu. Niewątpliwie jest to dla nas nowa rola, ale taka, której szukaliśmy i którą chcemy przejąć – powiedział Habeck. I dodał, że Zieloni nie zamierzali wprawdzie zastąpić SPD na pozycji wiodącej, lewicowej siły politycznej, ale nie odrzucają poparcia, jakim cieszą się we wszystkich możliwych kręgach społeczeństwa.
Więcej zielonej polityki w Bawarii
Wcześniejsze kierownictwo Zielonych nie było tak zdecydowane. Nowe pokolenie na czele partii: Habeck, ale też jego koleżanka Annalena Baerbock, mają dość odwiecznych dyskusji na temat, z kim ewentualnie Zieloni mogliby wejść w koalicję? Odpowiedź brzmi: właściwie z każdą demokratyczną partią, zatem także – teoretycznie – z CSU. W interpretacji Habecka: Na pewno będzie teraz w Bawarii więcej zielonej polityki i „jeżeli miałaby być jeszcze szansa rozmawiania o robieniu tego w rządzie, poważnie weźmiemy to pod uwagę”.
Problem polega na tym, że chwilowo nic nie wskazuje na to, by Zieloni mogli dojść w Bawarii do władzy, bo CSU może rządzić w koalicji z konserwatywnymi, cieszącymi się powodzeniem głównie w wiejskich regionach Wolnymi Wyborcami i najwyraźniej tego chce. Dla Zielonych to ta kropla goryczy tuż po wielkim sukcesie – wedle wszelkiego prawdopodobieństwa w Bawarii będą w opozycji. Przy tym dawno już są w niemieckich landach znaczącą siłą polityczną: w dziewięciu krajach federalnych współrządzą, w Badenii-Wirtembergii polityk Zielonych jest nawet premierem, są w koalicji z SPD, z CDU i FDP. Przeważnie bez rozgłosu i efektywnie. Od dawna już więc są elastyczni, ale partia powszechna nowego typu? Niektórzy ze starszych partyjnych aktywistów mają wątpliwości. Partia powszechna oznacza otwarcie się na wszystkie grupy społeczeństwa. Zielonych preferują tymczasem przede wszystkim żyjący w dużych miastach dobrze zarabiający akademicy i wyżsi urzędnicy. I to jest tajemnicą sukcesu partii.
16-proc. poparcie bawarskiej wsi
Były szef Zielonych powiedział kiedyś: „Głosują na nas ludzie, którzy chętnie płacą podatki i wybiera nas żona dentysty, który opowiada się może za FDP, ale ona chce dla swoich dzieci zdrowego środowiska i dobrej szkoły”. Pytanie, czy Zieloni będą jeszcze sobą, kiedy przyłączą się do nich wyborcy ze wszystkich możliwych warstw społeczeństwa? Czy w dążeniu do „centrum demokracji" nie kryje się ryzyko zirytowania wiernych wyborców? Habeck nie wydaje się zaniepokojony. Z dumą obwieszcza w poniedziałkowe popołudnie w Berlinie może najważniejszy szczegół wyborów w Bawarii: Zieloni, partia mieszczuchów, zdobyła także na bawarskiej wsi 16 procent głosów.
Demokracja i burdy źle się tolerują
Obecnie, czego świadoma jest też czołówka Zielonych, partia korzysta na ogólnej dezorientacji wyborców. CDU kanclerz Angeli Merkel i siostrzana CSU kłócą się często i miesiącami dyskutują na temat polityki azylowej, SPD stacza się na dno. A wszędzie straszy widmo silnych, prawicowych populistów z Alternatywy dla Niemiec (AfD). Nic dziwnego, że wielu, także konserwatywnych wyborców, którzy martwią o demokrację, zwraca się ku Zielonym.
– Burdy i demokracja źle się tolerują. Dotyczy to zarówno Bawarii, jak Berlina. Uprawianie polityki kosztem słabszych jest odrzucane tak samo, jak solidaryzowanie się z antyeuropejczykami rodzaju Orbana. Dodajemy otuchy zwłaszcza wielu kobietom, które opowiedziały się za empatią i Europą – sformułowała w rozmowie z Deutsche Welle swoje obserwacje posłanka Zielonych do Bundestagu Franziska Brantner.
Troska o wschód Niemiec
Zieloni niepokoją się jeszcze o landy wschodnioniemieckie. W niektórych z nich odbędą się w przyszłym roku wybory. Zieloni dalecy są tam jeszcze od popularności, jaką cieszą się na zachodzie Niemiec, w niektórych wschodnich landach mają zaledwie po kilkuset członków. Habeck o tym wie i mówi, że partia musi najpierw przezwyciężyć „dystans” do wyborców, nie można mówić „każdy sobie” ignorując nastroje ludzi. Nie brzmi to jak przemyślany plan. Czy zatem do 20 procent wyborców podąży za byłymi ekoaktywistami na ich drodze do nowej partii powszechnej? Dla Habecka nie ma odwrotu. – Wystartowaliśmy jako partia protestu, potem realizowaliśmy projekty typu czerwono-zieloni. Teraz jesteśmy partią, która ponosi odpowiedzialność za cały kraj! – oznajmił szef Zielonych. Przynajmniej w tej chwili rosnąca popularność partii wydaje się niezachwiana: za dwa tygodnie odbędą się wybory w Hesji, gdzie Zieloni już współrządzą, razem z CDU. Sondaże mówią o 18-procentowym poparciu. Samopoczucie Roberta Habecka nie mogłoby być lepsze.