Niemcy: Bilans 2016 w cieniu zamachu w Berlinie
29 grudnia 2016Rok 2016 rozpoczął się w sposób najgorszy z możliwych: zmasowanymi napaściami seksualnymi w noc sylwestrową w Kolonii. Podejrzanymi okazują się przede wszystkim młodzi mężczyźni z Afryki Północnej. I tak już nerwowa atmosfera panująca w Niemczech w związku z kryzysem imigracyjnym, jeszcze się zaostrza. Bezczynność i nieudolność policji w Kolonii staje się synonimem porażki państwa, które nie jest już w stanie chronić swoich obywateli przed przemocą. Takie uogólnienie jest oczywiście nonsensem, ale niepewność w kraju rośnie. Kiedy rok dobiega końca, tuż przed Bożym Narodzeniem, szok: zamach na berliński jarmark bożonarodzeniowy. Domniemany sprawca, islamista, wjeżdża ciężarówką w tłum. Dwanaście osób ginie, ok. 50 zostaje rannych, w tym wielu ciężko. Jest to tragiczne ukoronowanie szeregu islamistycznych zamachów, jakie dotknęły Niemcy wcześniej, nie przynosząc większych nieszczęść. Wśród nich zamachy latem w Wuerzburgu i Ansbach.
Straszliwe rozmiary przybiera zamach w Monachium, kiedy działający w amoku sprawca zabija dziewięć osób. Politycznie i medialnie czyn ten przedwcześnie został uznany za zamach terrorystyczny.
Nienawiść i przemoc na własnej skórze odczuwają też uchodźcy, w płomieniach stają ich kwatery. Ksenofobiczny ruch Pegida dalej mobilizuje masy. W tym klimacie politykom coraz trudniej znaleźć posłuch. Społeczna dyskusja jest zatruta. Bez żenady obelgi i pomówienia ciska się w twarz także najwyższym reprezentantom państwa.
Dysonans w Dzień Jedności Niemiec
Pojęcie „kłamliwa prasa” (Luegenpresse) przeżywa koniunkturę na demonstracjach i w Internecie. Przytłaczające są wydarzenia 3 października, kiedy w Dreźnie świętowany jest Dzień Jedności Niemiec. Głośny tłum obrzuca wyzwiskami kanclerz Angelę Merkel i prezydenta Joachima Gaucka. „Wściekli obywatele” (Wutbuerger) odzywają się coraz częściej i głośniej. Ich obawy i troski – uzasadnione czy nie – wykorzystuje Alternatywa dla Niemiec (AfD). Z sukcesem.
W wyborach do krajowych parlamentów, powstała dopiero w 2013 roku partia zdobywa je szturmem, wchodząc do pięciu landtagów. Tym samym podwaja swoją obecność na tej płaszczyźnie politycznej. W Saksonii-Anhalt AfD otrzymuje 24,3 procent głosów, pierwszy raz wchodząc do magdeburskiego landtagu. Jest tam drugą po CDU (29,8 proc.) siłą polityczną. Sukcesy AfD sprawiają, że tworzenie rządów jest coraz trudniejsze. Nadal istnieją wprawdzie dwupartyjne koalicje (Badenia-Wirtembergia, Meklemburgia-Pomorze Przednie), ale przeważają trójpartyjne (Berlin, Nadrenia-Palatynat, Saksonia-Anhalt).
Ponieważ nikt nie chce współpracować z AfD, powstają nagle konstelacje, które przedtem były niemal nie do pomyślenia. I tak w Saksonii-Anhalt premier Reiner Haselhoff (CDU) rządzi z SPD i Zielonymi. W Badenii-Wirtembergii szef rządu Winfried Kretschmann (Zieloni) po raz pierwszy zawiązuje koalicję z CDU. W Nadrenii-Palatynacie SPD z premier Malu Dreyer tworzy koalicję z Zielonymi i FDP.
Czerwono-czerwono-zielone rządy w Berlinie
À propos FDP: czasy opozycji pozaparlamentarnej dla liberałów minęły, przynajmniej w Berlinie i Nadrenii-Palatynacie. Bazując na tych sukcesach FDP jest pewna, że po czterech latach nieobecności, w wyborach do Bundestagu 2017 wróci do parlamentu. Szef FDP Christian Lindner, jeszcze szef opozycji w parlamencie krajowym Nadrenii Północnej-Westfalii, zamierza zdobyć mandat posła Bundestagu. A w czasach nowych konstelacji możliwy wydaje się nawet powrót jego partii do rządu.
Dużo przemawia za tym, że po następnych wyborach w Bundestagu będą reprezentowane nie cztery a sześć partii. Z aktualnych sondaży, względnie stabilnych od miesięcy, wynika, że na szczeblu rządowym utworzenie trrójpartyjnej koalicji może już nie być możliwe. Trio SPD, Lewica i Zieloni – od niedawna u władzy w mieście-kraju związkowym Berlinie – w Bundestagu nie uzyskałoby większości. Mimo tego, od pewnego czasu partie prowadzą rozmowy, które pozwolą im wysondować, co je łączy a co dzieli. W środowisku czerwono-czerwono-zielonym (SPD, Lewica, Zieloni) silniejsze niż kiedykolwiek jest życzenie, by zapobiec kolejnej koalicji CDU/CSU i SPD.
A jednak Wielka Koalicja?
Mimo to można się ważyć na prognozę, że wszystko wskazuje na kontynuację wielkiej koalicji (CDU/CSU i SPD). Jakby nie było, wspólnym kandydatem na wybieranego w lutym prezydenta RFN jest socjaldemokrata, minister spraw zagranicznych Frank-Walter Steinmeier. Jego wybór uważany jest za pewny, bo socjaldemokracji i chadecja dysponują w Zgromadzeniu Federalnym przeważającą większością. Nominacja Steinmeiera jest, nawiasem mówiąc, efektem bezowocnego poszukiwania kandydata w obozie chadecji. Jej faworyt, przewodniczący Bundestagu Norbert Lammert (CDU) nie stoi do dyspozycji, gdyż wycofuje się z polityki.
68-latek byłby do zaakceptowania także przez SPD. Teraz prezydentem ma być Steinmeier, będący symbolem kontynuacji i wiarygodności. Bez wątpienia można uznać to za sygnał. Nominacja kandydata do najwyższego stanowiska w państwie zawsze była w historii Republiki Federalnej forpocztą rysującej się koalicji lub dążenia do niej. A ponieważ według dzisiejszego stanu rzeczy także CDU/CSU i Zieloni nie uzyskaliby większości, jak najbardziej realistyczna wydaje się trzecia po 2005 i 2013 wielka koalicja pod przywództwem Angeli Merkel.
Nauczka dla szefowej CDU
Tuż przed zjazdem CDU na początku grudnia w Essen kanclerz ogłosiła swoją gotowość do ponownego kandydowania. Jej partia odetchnęła – bo też kogo innego miałaby wystawić? W wyborze na szefową partii Merkel mimo to musiała się zadowolić stosunkowo skromnym wynikiem – chadecy oddali na nią 89,5 procent głosów. Dwa lata wcześniej było to jeszcze 96,7 procent. Wsparcie wyraźnie się zmniejszyło – czy na skutek jej kontrowersyjnego kursu w polityce migracyjnej?
Największy przeciwnik Merkel rezyduje w Monachium. Zmasowana krytyka szefowej rządu ze strony przewodniczącego CSU i bawarskiego premiera Horsta Seehofera jest stałym elementem tego roku. Merkel i jej CDU nie mogą być pewne nawet pełnego wsparcia ze strony jej siostrzanej partii w wyborach do Bundestagu 2017. Seehofer napiera na limit 200 tys. nowych uchodźców rocznie, kanclerz uparcie się temu sprzeciwia. Dlatego Bawaria bez ogródek podaje nawet w wątpliwość swój udział w przyszłym rządzie federalnym.
Steinmeier odchodzi, Schulz przychodzi
Tą pogróżką kończy się bogaty w wydarzenia rok 2016. Porykujący lew z Bawarii raczej nie przysporzy kanclerz bezsennych nocy. Takie może mieć natomiast wicekanclerz Sigmar Gabriel. Szef SPD uchodzi za potencjalnego konkurenta Merkel. Ale SPD chce zaprezentować swojego kandydata na kanclerza dopiero w końcu stycznia. Czy będzie nim Martin Schulz? Kończący kadencję przewodniczący Parlamentu Europejskiego przechodzi w 2017 do niemieckiej polityki.
Całkiem możliwe, że przejmie schedę po desygnowanym nowym prezydencie, obecnym szefie dyplomacji Steinmeierze. Przy odpowiednich wynikach wyborów do Bundestagu duet Merkel/Schulz mógłby dalej uprawiać politykę podobną do obecnej. Mogliby sobie poradzić może nawet bez wsparcia CSU Seehofera. Bo do koalicji z SPD CDU zdołałaby doprowadzić prawdopodobnie o własnych siłach.
Marcel Fürstenau / Elżbieta Stasik