1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Niemcy. Co miesiąc znika jeden szpital

16 grudnia 2022

W RFN jest coraz mniej szpitali. Zwolennicy zamknięć twierdzą, że szpitali jest po prostu za dużo. Przeciwnicy ostrzegają przed spadkiem dostępności usług zdrowotnych.

Pielęgniarka w szpitalu
Pielęgniarka na oddziale intensywnej terapii w Szpitalu Uniwersyteckim w RostockuZdjęcie: Jens Büttner/dpa/picture alliance

Daniela Thiesen w piątkowe popołudnie wyjdzie na rynek w Adenau. Miasteczko liczy 3 tys. mieszkańców i leży w Nadrenii-Palatynacie na zachodzie Niemiec. Kobieta nie boi się spodziewanych minusowych temperatur. Ważniejsze dla niej jest, aby zaprotestować przeciwko decyzji o zamknięciu w marcu przyszłego roku miejskiej kliniki im. św. Józefa. Jest zaangażowana w inicjatywę obywatelską na rzecz utrzymania lokalnej opieki zdrowotnej. Decyzję o zamknięciu uważa za totalną bzdurę.

– Na terenach wiejskich również potrzebujemy dobrych szpitali, a nie opieki drugiej kategorii – dodaje.

Planowane zamknięcie w Adenau to część szerszego procesu. W Niemczech co miesiąc zamyka się jeden szpital, najczęściej dochodzi do tego stopniowo. W Adenau najpierw trzy lata temu zamknięto oddział chirurgiczny. Obecnie klinika dysponuje 74 łóżkami oraz oddziałami geriatrii, chorób wewnętrznych, radiologii i chirurgii ambulatoryjnej. Diagnozę, którą otrzymała klinika im. św. Józefa wybudowana w 1863 roku przez Siostry Franciszkanki, słyszą też jednostki na terenie całego kraju: zbyt duże straty finansowe, braki kadrowe, malejąca liczba pacjentów.

Mieszkańcy wsi chcą stałej opieki

Daniela Thiesen potrafi dać wiele przykładów konsekwencji braku stałej i blisko położonej opieki lekarskiej. Mówi o renciście, który w sobotni poranek przed sklepem doznał nagłego zatrzymania krążenia, a chętni do pomocy nie mogli dodzwonić się pod numer pogotowia. Wspomina o pacjencie, który po udarze musiał zostać przewieziony 150 km do Moguncji, ponieważ żaden szpital położony bliżej nie mógł się nim zająć. Albo o starszej pani, która w ciężkim bólu musiała czekać trzy godziny na karetkę.

Klinika im św. Józefa w Adenau po 160 latach działalności zostanie zamkniętaZdjęcie: Katholischer Träger Marienhaus

– Z mojego domu mam widok na szkołę podstawową. Trzy tygodnie temu dziecko uległo wypadkowi i musiało lecieć helikopterem z Luksemburga do szpitala w Trewirze, które od Adenau dzieli 100 km. Nie jesteśmy ludźmi trzeciej kategorii, mamy prawo do gwarantowanej przez prawo pełnej opieki zdrowotnej – mówi Thiesen. – Jak tak dalej pójdzie, to niedługo będziemy potrzebować w Adenau znachora! – dodaje cynicznie.

Brak alternatyw

Daniela Thiesen za sytuację obwinia polityków, ale przede wszystkim firmę, która zarządza szpitalem. Marienhaus to katolickie przedsiębiorstwo społeczne, które na obszarze Nadrenii-Palatynatu, Kraju Saary i Nadrenii Północnej-Westfalii prowadzi 11 szpitali oraz 21 placówek dla osób starszych, kilka hospicjów oraz placówki opiekuńcze dla dzieci i młodzieży.

Na Dietmara Bocherta, rzecznika firmy, spadło niewdzięczne zadanie tłumaczenia się z powodów zamknięcia szpitala w Adenau. – Nagłe przypadki nie były już do nas kierowane. Do tego potrzebna jest specjalistyczna intensywna opieka medyczna, którą nie każdy szpital może zapewnić i szpital w Adenau nie jest tu wyjątkiem. Ludzie chcieliby opieki, jaką znają z lat 80-tych XX w. Tylko, że w razie czego i tak wybierają większe szpitale lub specjalistów – przekonuje.

„Coraz więcej operacji i zabiegów odbywa się w dużych szpitalach” – twierdzi Dietmar Bochert, rzecznik firmy MarienhausZdjęcie: Katholischer Träger Marienhaus

Rzecznik wskazuje, że maksymalnie 20 z 74 łóżek było zajętych w ostatnich latach, z tego 80 proc. na oddziale geriatrii. W 2019 r. w szpitalu przyjęto tylko pięć nagłych przypadków, w których zagrożone było życie pacjentów. Karetka od dawna kieruje się bezpośrednio do innych miejsc. Szpital ma dług w wysokości 10 mln euro. Dodatkowo w tym roku federacje niemieckich kas chorych uznały szpital w Adenau za niepotrzebny i usunęły go z listy placówek uprawnionych do otrzymywania świadczenia zabezpieczającego.

Lekarze nie chcą na wieś

Dietmar Bochert poszukuje obecnie nowych miejsc pracy dla 55 pracowników zatrudnionych w klinice w Adenau. Rzecznik uważa jednak, że zamknięcie kliniki im. św. Józefa jest związane przede wszystkim z położeniem na wsi. W przyciągnięciu nowych pracowników nie pomogła nawet oferta otrzymania firmowego roweru elektrycznego i prywatne ubezpieczenie emerytalne.

– Jesteśmy we wszystkich mediach społecznościowych, ostatnio uruchomiliśmy nawet różne kampanie reklamowe w celu pozyskania pracowników. Raz szukaliśmy kierownika kliniki i ordynatora. Nie mogliśmy nikogo namówić, choć z pomocą headhunterów zwróciliśmy się do 100 kandydatów. Na koniec i tak trzeba było powiedzieć, że chodzi o pracę w Adenau. I wtedy szybko padała odpowiedź „A nie, dziękuję”.

Reforma w przyszłym roku

System opieki szpitalnej może mocno zmienić się, jeśli wszystko pójdzie po myśli Karla Lauterbacha. Niemiecki minister zdrowia na początku grudnia przedstawił plany reformy szpitali i zapowiedział wręcz „rewolucję”. W przyszłości szpitale mają zostać podzielone na trzy jasno określone poziomy. Tym samym Lauterbach chce ujednolicić niemiecki system na wzór niektórych landów, które już wdrożyły podobne rozwiązanie.

Szpitale poziomu 1 zapewnią zatem opiekę podstawową. Na tym poziomie pojawi się jeszcze rózróżnienie na placówki z i bez oddziału ratunkowego. Szpitale poziomu 2 odpowiadać będą za opiekę standardową, jak i specjalistyczną. Najbardziej kompleksową opiekę zapewnią szpitale poziomu 3, np. szpitale uniwersyteckie. Na każdym z tych poziomów obowiązywać będą jednolite standardy dotyczące wyposażenia, pomieszczeń i personelu.

Sojusz nie chce zamknięć

Te plany bardzo nie podobają się Klausowi Emmerichowi. Mężczyzna ma na koncie uratowanie przed zamknięciem dwóch szpitali w Sulzbach-Rosenberg, bawarskim miasteczku które liczy 20 tys. mieszkańców. Emmerich jest już właściwie na emeryturze, ale walka o działające szpitale na terenach wiejski to jego życiowa misja, którą realizuje w ramach założonego dwa lata temu „Sojuszu na rzecz Ratowania Szpitali”.

– Opieka stacjonarna blisko pacjentów jest zagrożona. Jeśli odległość do pełnoprawnych szpitali zwiększy się do ponad 30 minut, bo jedna trzecia wszystkich klinik zamieni się w klitki lecznicze, to będzie to niebezpieczne i w indywidualnych przypadkach może decydować o życiu – mówi Emmerich.

Krytyka trzech poziomów

Mówiąc o „klitkach leczniczych” Emmerich ma na myśli szpitale poziomu 1, w których nie będzie oddziałów ratunkowych. Według jego szacunków, 650 niemieckich szpitali po reformie może zostać przekształconych w coś rodzaju domu opieki z podwyższonym standardem opieki. Zgodnie z planami Ministerstwa Zdrowia, tego rodzaju szpitale mogłyby być prowadzone nie przez lekarzy, a odpowiednio wykwalifikowany personel pielęgniarski. Byłaby to w zasadzie poszerzona opieka ambulatoryjna, a nagłe przypadki trzeba by kierować do szpitali poziomu 2 i 3.

– Mówienie w tym przypadku o szpitalach to czysta kpina. W naszych oczach to już nie są szpitale. To nic więcej niż ulepszona opieka krótkoterminowa połączona z usługami lekarzy ambulatoryjnych. I tylko tyle. Na terenach wiejskich powstanie wiele regionów drugiej kategorii z brakiem odpowiedniej opieki medycznej – przekonuje.

„Trzeba się dokładnie wsłuchać: żaden lekarz nie zdecyduje się na prowadzenie tych szpitali” – uważa Klaus EmmerichZdjęcie: Rolf Zöllner/Bündnis Klinikrettung

Dla Klausa Emmericha „druga kategoria” oznacza brak dostępności opieki medycznej 24 godziny na dobę i 7 dni w tygodniu, brak stacjonarnego oddziału ratunkowego z salą do reanimacji, a także brak tomografii komputerowej.

„Sojusz na rzecz Ratowania Szpitali” spotkał się z ministrem Lauterbauchem i przez 1,5 godziny przedstawiał alternatywę dla resortowych planów: system odzyskiwania kosztów własnych, który mógłby stać się nowym modelem finansowania szpitali. Jednak oprócz „dziękuję” z ust ministra, grupa nie wskórała nic więcej. Dlatego Emmerich chce walczyć dalej: – Potrzebujemy szpitali ogólnych, które traktują pacjentów właściwie i kompleksowo – podkreśla.

Jakość, a nie ilość

Gdyby Klausowi Emmerichowi przyszło debatować z Reinhardem Busse, to doszłoby do zderzenia dwóch zupełnie odmiennych wizji. Po jednej stronie chodzi o utrzymanie jak największej liczby szpitali i wyposażenia ich zgodnie z minimalnymi standardami. Po drugiej stronie dominuje pogląd, że „mniej znaczy więcej”, jakość jest ważniejsza niż ilość, i że brak szpitala jest lepszy od złego szpitala.

– Mamy w Niemczech zbyt wiele szpitali – mówi Reinhard Busse. – W niemieckich powiatach są czasem trzy mniejsze szpitale i wszystkie są słabo wyposażone. Wszystkie są uznane za systemowo ważne, ale ani jeden nie ma cewnika serca, ani jeden nie ma oddziału udarowego. Jak ma wyglądać szpitalna opieka przyszłości? Pewnie tak, że zamiast trzech złych szpitali jest raczej jeden dobry – uważa.

„Medycyna się zmieniła, ale nasza struktura szpitalna za nią nie nadąża” - uważą Reinhard BusseZdjęcie: privat

Reinhard Busse jest profesorem zarządzania i opieki zdrowotnej na Uniwersytecie Technicznym w Berlinie. A przede wszystkim jest jednym z 17 naukowców i lekarzy, którzy stoją za przygotowaniem rewolucyjnej reformy ministra Karla Lauterbacha. 466 mld euro wyniosły zeszłoroczne państwowe wydatki na służbę zdrowia. Niemcy mają jedną z najdroższych służb zdrowia na świecie. – Pieniędzy więc nie brakuje, tylko że są one po prostu źle rozdzielane – twierdzi Busse.

– Szpitale wchłaniają jak gąbka coraz więcej lekarzy, co częściowo tłumaczy niedobór lekarzy prowadzących własne gabinety. W porównaniu do innych krajów mamy też dużo personelu pielęgniarskiego. Mamy jednak też więcej łóżek i więcej przypadków, więc na pacjenta przypada stosunkowo mało personelu pielęgniarskiego, bo rozpraszamy go bardzo szeroko – mówi.

Opieka stacjonarna to ogromne koszty

Busse ma przygotowane kolejne statystyki: Niemcy mają 50 proc. więcej pacjentów szpitalnych w porównaniu do krajów sąsiednich, co przekłada się na 5 mln dodatkowych przypadków hospitalizacji. Chorzy na raka przebywają w niemieckich szpitalach po cztery razy, a nie dwa jak w innych krajach. 500 zawałów serca dziennie w Niemczech leczy się w aż 1000 szpitalach.

Niemiecka służba zdrowia, druga po USA najdroższa na świecie, powinna więc lepiej skoncentrować się na 425 szpitalach poziomu 2 i 3. To one stanowią trzon opieki – twierdzi Busse. I nawołuje do poparcia reformy resortu zdrowia, którą i tak uważa za spóźnioną.

– 70 proc. pacjentów z rakiem trzustki nie jest leczonych w odpowiednich do tego jednostkach onkologicznych, tylko w innych szpitalach. Chcemy wprowadzić logiczne reguły, że szpitale powinny leczyć tylko tych pacjentów, których schorzenia znają, a nie leczyć pacjentów, których problemów nie znają – mówi.

Chcesz skomentować ten artykuł? Zrób to na Facebooku! >>

Na wózku inwalidzkim przez Niemcy

02:10

This browser does not support the video element.