Niemcy. Krajobraz po katastrofie w Nadrenii-Palatynacie
17 lipca 2021O trzeciej nad ranem w czwartek (15 lipca), kiedy rzeka Ahr z całą siłą wylewa z brzegów, Nina i Niklas Aker muszą w ułamku sekundy zdecydować, co chcą ocalić ze swojego dawnego życia. Dla ich sześcioletniej córki, która jeszcze nie do końca się wybudziła, sprawa jest łatwiejsza – trzy rzeczy: rolki, hulajnoga i skrzypce.
Chwilę później woda sięga już pępka, para bierze na ręce córkę, i małego psa. Z jedną torbą wybiegają z domu do sąsiadów, którzy mieszkają ulicę wyżej. – Nadchodzi taki moment paniki, kiedy po prostu mówisz: wszyscy wychodzić, wszyscy wychodzić – tłumaczy Niklas Aker.
36 godzin później nie ma już śladu po strachu o własne życie. Aker, podobnie jak wielu spośród 18 tysięcy mieszkańców Sinzig, jest w pełni zajęty jak najszybszym przywróceniem swojego domu do stanu używalności.
Woda sięgała 1,40 metra wysokości, teraz jest tu tylko błoto, „jak w delcie Amazonki" – mówi uśmiechając się 39-latek. – Wczoraj myślałem, że sprzątanie zajmie nam dziesięć lat, a dziś jesteśmy już tak daleko, że wkrótce będziemy mogli zająć się strychem – mówi.
Tylko górne piętro pozostało nienaruszone
Ogrzewana piwnica, w której leżą zimowe opony i narzędzia – całkowicie zniszczona. Meble, kanapa i witryny na parterze – nie do użytku. Uwielbiane przez babcię pianino do połowy było zanurzone w wodzie. W takiej chwili Aker cieszy się z małych rzeczy, które jakimś cudem ocalały.
– Kiedy wróciliśmy do mieszkania, wyprasowane pranie leżało suche i czyste na kanapie, która wprawdzie unosiła się na wodzie, ale się nie przewróciła. Moglibyśmy je wtedy wynieść czystymi rękami – mówi Aker. Albo prace córki, które stały na kominku i były suche.
Samochód również przetrwał powódź. Straż pożarna zadzwoniła w środę po południu i poprosiła wszystkich mieszkańców, aby przenieśli swoje samochody na parking supermarketu, który jest położony nieco wyżej. – Pomyśleliśmy wtedy, że oni kompletnie oszaleli. Przecież świeciło słońce – wspomina Niklas Aker. Następnego dnia samochód sąsiadów znalazł się 40 centymetrów pod wodą.
Dramat kilka ulic dalej
Rzut kamieniem od domu rodziny Aker w Sinzig doszło do tragedii. Dwanaście osób niepełnosprawnych umysłowo zostało pochłoniętych przez falę powodzi podczas snu i nie było w stanie się uratować. Pomoc przyszła za późno. Pracownicy domu opieki są całkowicie straumatyzowani po śmierci swoich podopiecznych.
Starszy sąsiad Niklasa Akera, który mieszka sam, miał szczęście. – Najpierw nie mogliśmy się z nim skontaktować telefonicznie, a potem w nocy zadzwonił do nas i zapytał, co się stało. Powiedział, że leży w łóżku i obudziła go woda – mówi Aker. Chwilę później uratowali go łodzią pracownicy straży pożarnej i służb THW.
Ogromna solidarność i gotowość do pomocy
Niklas Aker w ostatnich dniach prawie nie spał, szok wywołany powodzią ustąpił miejsca gorączkowej pracy. Rano osoby zrzeszone w prywatnych inicjatywach przyjeżdżały z termosami i gorącą herbatą, THW przygotowało kanapki, ciastka i wodę. Dom jego pełen ludzi: rodzina, przyjaciele i koledzy z pracy w gumowcach i z łopatami w ręku pomagają. Podobnie jak Sarah, która również pochodzi z tych okolic.
– Ważne jest, aby w takich chwilach po prostu wspierać swoich przyjaciół. To pomaga, poczucie, że wszyscy się troszczą – mówi. Sarah przyprowadziła z sobą nawet studentów z Jordanii i Gruzji do pomocy. Pomocnicy wyrywają dywan i próbuję przywrócić kuchnię do stanu używalności.
Politycy i firmy ubezpieczeniowe
– Na pewno zostaniemy, górne piętro nadaje się do zamieszkania – stwierdza Aker. Plan jest taki, aby jak najszybciej rozpocząć rozbiórkę i odbudowę. Ale to może zająć trochę czasu. – Nawet przed powodzią trudno było znaleźć pracowników. A teraz na jednej ulicy jest 50 osób, które potrzebują takiego samego wsparcia – zauważa.
Dalsze losy Niklasa Akera i jego sąsiadów w Sinzig zależą teraz przede wszystkim od doraźnej pomocy polityków i odszkodowań od firm ubezpieczeniowych. Aker, który skrupulatnie fotografuje wszystkie szkody, wykupił ubezpieczenie od skutków katastrof naturalnych i dzięki temu właściwie nie musi się obawiać.
Ale w okolicy krążą już opowieści o tym, że ubezpieczyciele próbują powoływać się na działanie siły wyższej. – Mój apel jest taki, że biurokracja nie powinna mieć teraz pierwszeństwa przed ludzkim losem – podsumowuje Niklas Aker.
Chcesz skomentować ten artykuł? Zrób to na Facebooku! >>