Politycy CDU z Duisburga chcą się pozbyć "problematycznych imigrantów"
29 kwietnia 2013Co robić z biednymi imimigrantami z krajów Europy południowo-wschodniej? W Duisburgu domy, w których ich ulokowano, zamieniają się w ruiny, a niemieccy sąsiedzi coraz głośniej się na nich skarżą.
Oficjalnie Niemcy współczują biednym przybyszom i są skłonni przyjść im z pomocą. Ich cierpliwość i gotowość do otoczenia ich opieką kończy sią jednak w chwili, w której przybysze zaczynają stanowić zagrożenie.
Trudny problem
Władze Nadrenii Północnej-Westfalii są tego świadome i dlatego zorganizowały serię spotkań posłów do parlamentu krajowego w Düsseldorfie z mieszkańcami Duisburga, w którym napięcia zaostrzyły się do poziomu, wymagającego podjęcia szybkich decyzji.
Chodzi głównie o lokatorów tak zwanych "trudnych domów". Chadecka posłanka do regionalnego parlamentu (landtagu), Petra Vogt (CDU), mogła się o tym przekonać na własne oczy podczas spotkania z niemieckimi sąsiadami imigrantów. Zarzucono ją pytaniami typu: "jak się jej podobają domy obracane przez cudzoziemskich lokatorów w ruinę", "czy też byłaby zadowolona, gdyby każdej nocy musiała wysłuchiwać odgłosów rodzinnych awantur, pijatyk i bijatyk", i czy "nie bałaby się wyjść na ulicę, wiedząc, że ktoś może ją obrzucić fekaliami?". A takie przypadki w Duisburgu są jakoby na porządku dziennym.
Fala skarg
Fala skarg i zażaleń na niechcianych przybyszów z Bułgarii i Rumunii napływa nieprzerwanie od roku. W Duisburgu szczególnie złą sławą cieszy sią piętnaście takich domów. Pierwsi imigranci z tych dwóch krajów zamieszkali w nich w roku 2006. Od tego czasu w okolicy niepokojąco wzrosła przestępczość. Przybyszów z Bałkanów jest coraz więcej, skarg na nich także. Do roku 2011 liczba imigrantów wzrosła do 50.000. Tylko w 2011 było ich już 9.000. Ulokowano ich głównie w Duisburgu i Dortmundzie.
Władze biją na alarm. Obawiają się, że problem z niechcianymi imigrantami, nie potrafiącymi bądź niechcącymi się dostosować do niemieckich norm życia społecznego stanie się nie do opanowania. Ma on także, a może przede wszystkim, wymiar finansowy. Od roku 2014 Bułgarzy i Rumuni będą mogli podejmować bez ograniczeń pracę w Niemczech. Nie wszyscy ją znajdą. Bezrobotnym trzeba będzie dać zasiłek. Dla poważnie zadłużonego Duisburga oznacza to wzrost wydatków na cele socjalne o 18 mln euro.
Drastyczne dyspropozycje
Klub poselski CDU w parlamencie krajowym Nadrenii Północnej-Westfalii skłonny jest pójść na rozwiązania radykalne. Władze miejskie mają prawo, zdaniem klubu, wykorzystać wszystkie stojące do ich dyspozycji kroki, z wydalaniem najbardziej uciążliwych imigrantów do kraju ich pochodzenia. Dyrektywy unijne w tej sprawie stanowią, że jest to możliwe wtedy, kiedy imigranci w ciągu trzech miesięcy pobytu w kraju osiedlenia nie znajdą stałej pracy, względnie nie potrafią samodzielnie się utrzymać jako rzemieślnicy, przedsiębiorcy lub przedstawiciele wolnych zawodów. Dla wielu imigrantów z Bułgarii oraz Rumunii jest to bariera nie do przeskoczenia.
Za takim rozwiązaniem opowiada sią szef frakcji CDU w lanmdtagu w Düsseldorfie Karl-Josef Laumann. Jego zdaniem "nie może być tak, żeby państwo prawa, jakim jest Republika Federalna, nie mogło sobie poradzić z tym problemem". Jego stanowisko zostało ostro skrytykowane przez kluby SPD i Zielonych. Szefowa klubu partii Zielonych, Monika Düker, zarzuciła mu tani populizm i schlebianie gustom najbardziej prymitywnego i ksenofobicznego odłamu wyborców. W podobnym tonie wypowiedział się szef frakcji SPD, Norbert Römer.
Minister spraw wewnętrznych w rządzie Nadrenii Północnej-Westfalii, Ralf Jäger z SPD, uważa, że należy skupić gros wysiłków na "ułatwieniu przybyszom integracji w społeczeństwie niemieckim". Ma rację, ale co robić, kiedy przybysze nie bardzo chcą się integrować? SPD i Zieloni są gotowi przyznać władzom miejskim Duisburga i Dortmundu dodatkowe środki finansowe na poprawę stopy życiowej imigrantów, ale ta propozycja nie u wszystkich budzi entuzjazm.
Sceptyczni sąsiedzi
Sąsiedzi "problematycznych imigrantów" twierdzą, na podstawie dotychczasowych doświadczeń z nimi, że jeśli dostaną więcej pieniędzy wydadzą je raczej na wódkę niż na książki i będą jeszcze bardziej skłonni do ulicznych burd i awantur. Od roku 2011 policja w Duisburgu odnotowała ponad 620 przestępstw i wykroczeń popełnionych przez niechcianych przybyszów. Wcześniej, kiedy ich nie było, liczba wykroczeń wynosiła dokładnie jedną dziesiątą tej cyfry.
Za integracją imigrantów opowiada się Kościół i władze oświatowe. Stanowisko Kościoła jest jasne: każdy jest dzieckiem Bożym i zasługuje na szacunek i pomoc. Szkoła koncentruje sią na zwykłych dzieciach. Nauczyciele twierdzą, że odesłanie do kraju pochodzenia najbardziej kłopotliwych imigrantów niweczy ich wysiłki, włożone w wykształcenie i wychowanie ich dzieci i nie należy do tego dopuścić. Gdyby rodzice tych dzieci mieli pracę, wtedy byłoby lepiej. Ale rodzicom brakuje kwalifikacj zawodowych, a agencje pracy musiałyby zatrudnić do ich obsługi blisko 80 dodatkowych urzędników.
Na razie problem wydaje się nie do rozwiązania. W UE też są bieguny bogactwa i nądzy, a w każdym razie duże różnice w poziomie życia mieszkańców krajów członkowskich i dopóki się ich nie wyrówna, dopóty biedni i niewykwalifikowani imigranci bądą sprawiać kłopoty.
dpa, dapd/ Andrzej Pawlak