1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW
MigracjaNiemcy

Niemcy nie chcą ośrodków dla uchodźców w sąsiedztwie

16 listopada 2023

Mieszkańcy prestiżowej dzielnicy w Bielefeld zmusili władze do zamknięcia ośrodka dla uchodźców. Tego rodzaju protesty odbywają się na terenie całych Niemiec.

Mieszkańcy ośrodka dla uchodźców w Bielefeld czekają na odbiór kieszonkowego
Mieszkańcy ośrodka dla uchodźców w Bielefeld czekają na odbiór kieszonkowegoZdjęcie: Łukasz Grajewski/DW

Leżące na zachodzie Niemiec miasto Bielefeld nie cieszy się w kraju najlepszą renomą. Uważane jest za nieciekawe i brzydkie. Wbrew stereotypom natrafić można tam jednak na piękne zakątki. Jednym z takich miejsc jest z pewnością dzielnica muzyków (z niem. Musikerviertel). Przechadzając się ulicą Beethovena, po obu stronach podziwiać można bogato zdobione wille z przełomu XIX i XX w. Na ścianach wielu budynków przymocowano tabliczki, które informują o zawodach wykonywanych przez mieszkańców. Nie brakuje architektów, są też lekarze. Od początku tego roku do dzielnicy wprowadzili się także uchodźcy.

Miasto udostępniło szukającym azylu szereg domów, w których wcześniej mieszkali brytyjscy żołnierze, stacjonujący w Bielefeld po II wojnie światowej. Budynki przy ulicy Haydna łatwo znaleźć. We wtorkowe deszczowe przedpołudnie tylko tam napotkać można ludzi. Od 10-tej  trwa wydawanie cotygodniowego kieszonkowego, więc za jednym z budynków ustawia się spora kolejka. Czekający to głównie młodzi mężczyźni, jest też kilka kobiet z dziećmi.

Bez szans na azyl

Po pieniądze ustawia się też Muharem Kamberovski. – Zaraz wrócę i pokażę nasz pokój – mówi. To „zaraz” trwa blisko godzinę. Tyle trzeba odczekać, aby dostać 30 euro na członka rodziny. Kamberovski przyjechał do Niemiec wraz z żoną i trójką synów. Najpierw trafił do Akwizgranu, gdzie ma znajomych. Tamtejszy urząd kazał mu się zarejestrować i złożyć wniosek o azyl w Bochum. Tam z kolei urzędnicy wysłali go do Bielefeld, najpierw do innego ośrodka, a po paru dniach do dzielnicy muzyków.

Muharem Kamberovski z rodziną w pokoju ośrodka dla uchodźców w dzielnicy muzyków w BielefeldZdjęcie: Łukasz Grajewski/DW

Chodź Kamberovski mieszka w ośrodku dla uchodźców, to uchodźcą nie jest. Przynajmniej tak stwierdził Federalny Urząd ds. Migracji i Uchodźców. 30-letni mężczyzna jest macedońskim Romem. Pytany o powody wyjazdu z kraju opowiada o problemach z mafijną strukturą klanową w jego rodzinnym mieście oraz rasizmie. W szkole, jego synowie musieli znosić wytykanie palcem i wyzywanie od „Cyganów”. Ubóstwo, dyskryminacja i osobiste problemy nie są jednak wystarczającym powodem, aby otrzymać w Niemczech ochronę. Macedonia Północna jest uznawana za bezpieczny kraj i wnioski o azyl z tego kraju są w zdecydowanej większość odrzucane. Tak też się stało z wnioskiem Kamberovskiego.

Decyzja urzędu wcale nie kończy problemów żadnej ze stron. Obecnie pobyt mężczyzny w kraju jest „tolerowany” do lutego 2024 r. Taki status przyznaje się np. przy braku dokumentów, albo chcąc wyjaśnić sytuację pozostałych członków rodziny. Mężczyzna choć w rozmowie z Deutsche Welle zarzeka się, że jest murarzem i najchętniej od razu chciałby pójść do pracy, nie ma prawnie takiej możliwości. Musi się natomiast liczyć, że wkrótce otrzyma termin deportacji. Osób, których wnioski zostały całkowicie odrzucone, jak i tych „tolerowanych”, jest w Niemczech ponad ćwierć miliona. Ich sprawy ciągną się miesiącami, a nawet latami.

Najważniejsze bezpieczeństwo

Większe nadzieje może mieć Abdel Sahker, który do Bielefeld trafił z rodziną po długiej podróży z Al-Kamiszli. To syryjskie miasto, które leży blisko granicy z Turcją. Władzę w regionie sprawują de facto Kurdowie, przeciwko którym operację militarną prowadzi Turcja. Gdy początkiem października kolejne tureckie rakiety spadły na miasto, Sakher, z zawodu nauczyciel, postanowił wraz z żoną i dziećmi spakować cały swój dorobek i wyruszyć w drogę. Przemytnicy zabrali ich przez Turcję, a następnie szlakiem bałkańskim do Niemiec.

Abdel Sahker i jego synowie Jwan i Haval przed budynkiem ośrodka dla uchodźców w BielefeldZdjęcie: Łukasz Grajewski/DW

– Każdemu, zwłaszcza dzieciom, trudno jest opuścić swoich przyjaciół i dom, ale poczucie bezpieczeństwa jest lepsze, niż życie tam – tłumaczy w rozmowie z Deutsche Welle. Cała rodzina dopiero czeka na decyzję urzędu w sprawie przyznania azylu. Jednak w tym przypadku, ze względu na trwającą wciąż wojnę w Syrii oraz działania Turcji wymierzone w Kurdów, istnieją przesłanki do pozytywnego rozpatrzenia wniosku.

List przeciwko uchodźcom

W dzielnicy muzyków w Bielefeld obok rodzin Muharema Kamberovskiego i Abdela Sahkera przebywa jeszcze kilkuset innych ludzi. Każdy ze swoją skomplikowana historią, problemami oraz mniejszymi lub większymi szansami na rozpoczęcie życia w Niemczech. Od samego początku ta chaotyczna enklawa nie spodobała się dotychczasowym mieszkańcom dzielnicy.

Z czasem zawiązała się inicjatywa, która w sierpniu wysłała list do władz obwodowych. Domagano się zlikwidowania ośrodka.Sygnatariusze wśród licznych argumentów podali awantury, hałas, śmieci i ogólny brak bezpieczeństwa. „Niestosowne zachowanie niektórych osób ubiegających się o azyl doprowadziło do ogromnego pogorszenia jakości życia w tej niegdyś idyllicznej okolicy” – brzmi fragment listu opublikowany w lokalnej prasie. Petycja podpisana przez 128 mieszkańców odniosła skutek. Do końca stycznia 2024 r. ośrodek zostanie zamknięty, a budynki trafią na wolny rynek, z pewnością za niebagatelną kwotę.

Dramatyczna sytuacja

Bielefeld leży w Nadrenii Północnej-Westfalii. To najludniejszy kraj związkowy w Niemczech. Mieszka tu ponad 18 mln ludzi. To też najczęstszy cel przybyszy, którzy chcą złożyć w Niemczech wniosek o azyl. W tym roku do końca października, z blisko 287 tys. wszystkich wniosków złożonych za Odrą, prawie 48 tys. złożono właśnie w tym landzie. Wszystkich tych ludzi trzeba zakwaterować, utrzymać i przeprowadzić szereg żmudnych biurokratycznych procedur. Jeśli nie w dzielnicy muzyków, to gdzieś w innym miejscu.

Jednak otwarcie nowego ośrodka graniczy obecnie z cudem, bo protesty miejscowej ludności w Bielefeld nie są żadnym wyjątkiem. Obecnie dochodzi do nich w każdej części kraju. Najostrzejszą formę przybierają na wschodzie, gdzie demonstracje przeciwko ośrodkom lub planom ich powstania najczęściej organizują prawicowi ekstremiści.

Hans-Eckhard Sommer, szef Federalnego Urzędu ds. Migracji i Uchodźców w piśmie wysłanym do Nancy Faeser, niemieckiej szefowej MSW, określa sytuację jako „dramatyczną”. I ocenia, że do końca roku liczba złożonych wniosków na terenie Niemiec może sięgnąć 350 tysięcy.

Sommer podkreśla, że ze względu na zbyt dużą ilość przybywających osób i za mało miejsc do ich rozlokowania zatyka się cały system rozpatrywania ich wniosków. A to właśnie m.in. przyspieszenie tych procedur obiecują społeczeństwu rządzący w Berlinie.

Chcemy się integrować

Cała ta kryzysowa atmosfera nie dociera do ludzi mieszkających wciąż w ośrodku w dzielnicy muzyków w Bielefeld. Muharem Kamberovski nic nie wie o inicjatywie mieszkańców przeciwko ich pobytowi. Obecnie bardziej martwi go silnie gorączkujący syn i rozpacz bijąca z oczu jego żony, która wydaje zdawać sobie sprawę, w jak trudnej sytuacji się znajdują.

Również Abdel Sahker nic nie słyszał o skargach i planach zamknięcia ośrodka. Zapewnia, że pojedzie z rodziną tam, gdzie mu każą. – Jesteśmy Niemcom bardzo wdzięczni za to, że o nas dbają – mówi. Zamierza cierpliwie czekać na decyzję urzędu w sprawie azylu, następnie zapisać całą rodzinę na kurs języka i znaleźć pracę. – Jeśli Bóg pozwoli, to chcielibyśmy przenieść się do wygodnego mieszkania i integrować się z niemieckim społeczeństwem – zapewnia.

Imigracja: szansa czy zagrożenie?

05:54

This browser does not support the video element.

Chcesz skomentować ten artykuł? Zrób to na facebooku! >>