1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Niemcy. Plany NATO to wielkie wyzwanie dla Bundeswehry

Ralf Bosen
9 lipca 2022

Zgodnie z nową strategią Sojuszu Północnoatlantyckiego Bundeswehra ma dostarczyć 15 tys. gotowych do walki żołnierzy na rzecz powiększonych sił szybkiego reagowania. To ogromne zadanie dla niemieckiej armii.

Żołnierze Bundeswehry na Litwie
Niemieccy żołnierze stacjonujący na LitwieZdjęcie: Michael Kappeler/dpa/picture alliance

Siły szybkiego reagowania to „zapora ogniowa” NATO. Wielonarodowe jednostki bojowe znajdują się w stanie permanentnej gotowości. W przypadku sytuacji kryzysowej żołnierze mają 48 godzin na dotarcie do obszarów kryzysowych i podjęcie najróżniejszych zadań na lądzie, w powietrzu lub na morzu. To pierwsza linia obrony Sojuszu.

Siły szybkiego reagowania wkrótce mają dysponować znacznie większymi możliwościami. Z powodu rosyjskiej inwazji na Ukrainę Sojusz podjął w ubiegłym tygodniu podczas szczytu w Madrycie decyzję o dodatkowym zabezpieczeniu wschodniej flanki. W tym celu siły szybkiego reagowania zostaną masowo zwiększone z obecnych 40 tys. do 300 tys. żołnierzy.

Więcej niemieckich żołnierzy i sprzętu

Niemiecki wkład w to powiększenie ma zgodnie ze słowami minister obrony Christine Lambrecht (SPD) mieć wielkość 15 tys. żołnierzy wojsk lądowych. Na Litwie stacjonować ma od 3 do 5 tys. niemieckich żołnierzy. Na razie stacjonuje ich ok. 1 tys. Ponadto Bundeswehra dostarczy 65 samolotów, 20 okrętów i komandosów z jednostki specjalnej KSK.

Sekretarz generalny NATO Jens Stoltenberg chce, by duża część nowych sił szybkiego reagowania była gotowa do działania już w przyszłym roku. Te plany oznaczają wywarcie dużej presji na niemiecką armię.

Podczas gdy w kwaterze głównej NATO w Brukseli dominuje poczucie na nowo odnalezionej pewności siebie, w Niemczech przeważa trzeźwa analiza. Zły stan Bundeswehry budzi wątpliwości, czy jest ona w stanie sprostać nowym celom NATO. Od zakończenia zimnej wojny niemiecką armię poddawano szeregom cięć. Do „zimnej wojny 2.0” przystępuje więc w nienajlepszym stanie.

Wątpliwości co do kondycji Bundeswehry

O problemach Bundeswehry mówiła podczas kwietniowej debaty w Bundestagu sama minister Lambrecht: „Na papierze mamy 350 bojowych wozów piechoty Puma, z czego w rzeczywistości 150 jest sprawnych”. Nie lepiej wygląda sytuacja śmigłowców szturmowych Tiger. Z 51 maszyn tylko 9 jest w stanie wystartować. Brakuje też kamizelek, plecaków i noktowizorów. Żołnierzom stacjonującym na wschodniej flance NATO doskwiera nawet brak ciepłej bielizny.

Minister obrony Christine LambrechtZdjęcie: Sean Gallup/Getty Images

 

Eva Hoegl (SPD), pełnomocniczka Bundestagu ds. sił zbrojnych, spodziewa się, że proces zwiększenia sił szybkiego reagowania NATO będzie stanowił duże obciążenie dla Bundeswehry. „Można przewidzieć, że oczekiwania wobec Niemiec będą rosły. Dla Bundeswehry oznacza to ogromne wyzwanie, które będzie wymagało wielkiego wysiłku w zakresie personelu, materiałów, sprzętu i infrastruktury” – powiedziała Eva Hoegl w rozmowie z dziennikiem „Augsburger Allgemeine”.

Najmniejsza armia w historii Niemiec

Dla przewodniczącego Związku Żołnierzy Niemieckich Andre Wuestnera największym wyzwaniem stojącym przed niemiecką armią „jest podjęcie się tego zadania z poziomu najmniejszego stanu liczbowego w historii Bundeswehry”. Obecnie w niemieckiej armii służy ok. 183 tys. żołnierzy.

Wuestner zakłada, że specjalny pakiet w wysokości 100 mld euro nie wystarczy na strukturalną reorganizację wojska: „Jeśli zamierza się osiągnąć to, co rzeczywiście się planuje, to mówimy o sumie ponad 200 mld" – powiedział w niemieckiej telewizji publicznej ZDF.

Stratedzy niemieckiego MON-u dyskutują obecnie, co dokładnie zostanie zakupione za te wszystkie pieniądze. A czasu mają niewiele. Zwiększenie tempa jest konieczne, aby usprawnić siły zbrojne. W przeciwnym razie nawet proces zaopatrzeniowy może zakończyć się fiaskiem.

Czołgów nie kupi się w supermarkecie

– Regały sklepowe są puste. Tak trzeba o tym myśleć – ostrzega w rozmowie z DW Christian Moelling z Niemieckiej Rady Stosunków Zagranicznych (DGAP). – Towar pojawia się na rynku, gdy ktoś wyrazi chęć kupna. To nie jest tak, że dostaniemy gotowe czołgi w supermarkecie. Trzeba je najpierw wyprodukować; to nie jest tak, że one gdzieś po prostu stoją, a przynajmniej nie te dobre.

Może być i tak, że producenci broni będą musieli najpierw zrealizować już wcześniej złożone zamówienia. – Jeśli Bundeswehra chce, żeby udało się zdobyć najbardziej potrzebne materiały, trzeba będzie wkrótce złożyć zamówienie na zakup czołgów, artylerii i całej reszty – mówi Christian Moelling.

Haubicoarmata 2000 przed miejscem stacjonowania niemieckich żołnierzy na LitwieZdjęcie: Michael Kappeler/dpa/picture alliance

 

Przede wszystkim żołnierze potrzebują struktur dowodzenia i logistyki. – Muszą mieć możliwość przemieszczania się. I co najważniejsze w wojsku, muszą posiadać zdolność komunikowania się – dodaje ekspert DGAP. To oznacza nowoczesne radia, satelity i całą gamę możliwości komunikacyjnych. – W tym obszarze też mamy zaległości.

Braki mogą być śmiertelne

– W czasie pokoju takie braki można zatuszować – mówi Christian Moelling. – W czasie wojny deficyty stają się jednak brutalnie widoczne. Jeśli się ich nie opanuje, w razie wątpliwości jest się martwym.

Ten szybki marsz Bundeswehry ku przyszłości nie obędzie się bez kilku dużych przeszkód. Dotyczy to także zmian w mentalności. Jednym z fundamentów niemieckiej polityki bezpieczeństwa po II wojnie światowej była jak największa powściągliwość militarna. To był w dużej mierze konsensus istniejący zarówno w polityce, jak i w niemieckim społeczeństwie. Niemcy zresztą wygodnie rozgościły się w czasach pokoju. Wiele spraw zostało nadmiernie zbiurokratyzowanych. W efekcie procesy decyzyjne uległy spowolnieniu.

Takie podejście się teraz mści. I to w momencie, gdy najgorszy scenariusz wydaje się coraz bliższy, Bundeswehra musi przekształcić się w prężną siłę bojową, która sprawdzi się nawet w ciężkich walkach. W obliczu nowej strategii NATO Niemcy nie mogą sobie pozwolić na dalsze puste lawirowanie.

– To kolejny przełom – mówi Frank Sauer z Uniwersytetu Bundeswehry w Monachium, nawiązując do mowy kanclerza Olafa Scholza o przełomie w niemieckiej politycy w związku z rozpoczęciem rosyjskiej inwazji na Ukrainę.

Żołnierze brygady pancernej ze sprzętem radiowym i łącznościowymZdjęcie: Andreas Rentz/Getty Images

 

– Kontyngenty NATO, które do tej pory stacjonowały na wschodniej flance w krajach bałtyckich były w zasadzie tylko czymś w rodzaju linki przywiązanej do pułapki – ekspert ds. wojskowości tłumaczy w rozmowie z DW. Chodziło o spowolnienie ewentualnej rosyjskiej inwazji na terytorium NATO, dzięki czemu Sojusz zyskałby czas na zorganizowanie kontrataku.

– Ale biorąc pod uwagę działania wojenne Rosji w Ukrainie obecnie mówi się, że naciąganie tej linki już nie wystarczy. Musimy być od początku zdolni do obrony. Stąd decyzja o masowej rozbudowie – wyjaśnia Frank Sauer.

Niemcy jako węzeł logistyczny

Ekspert uważa, że cały ten proces jest dla Bundeswehry niezwykle ważny, nie tylko ze względu na zwiększenie kontyngentu na Litwie, „ale i dlatego, że Niemcy prawdopodobnie staną się węzłem logistycznym, przez który wszystko będzie przechodzić”. W gruncie rzeczy chodzi o poważną strategiczną zmianę kursu w Europie, co będzie miało skutki także dla Bundeswehry.

– Jeśli pytanie brzmi, czy to jest osiągalne, powiedziałbym, że tak. Ale czy nam się to uda, tego nie wiem. Na tym polega całe wyzwanie – uważa Frank Sauer.

Chcesz skomentować ten artykuł? Zrób to na Facebooku! >>