Niemcy potrzebują fachowców
5 sierpnia 2010Zastępca rzecznika prasowego rządu federalnego Christoph Steegmans oświadczył w poniedziałek (02.08), że rząd nie zamierza zmieniać dotychczasowych przepisów na temat dopływu zagranicznych fachowców. Odpowiednia ustawa, regulująca to zagadnienie, weszła w życie na początku ubiegłego roku i spełniła pokładane w niej nadzieje. Nie ma zatem potrzeby jej nowelizacji.
Ogórkowy temat?
Po takim dictum, sprawę należałoby w zasadzie uznać za zamkniętą i potraktować ją jako typowy przykład pomysłu, mającego ożywić martwy sezon ogórkowy. Ale tylko w zasadzie, bo o potrzebie ściągnięcia do Niemiec specjalistów z zagranicy mówiła w ubiegłym tygodniu minister nauki Anette Schavan (CDU), a po niej temat podchwycił minister gospodarki Rainer Brüderle (FDP).
Oboje zwracali uwagę na potrzeby przemysłu, który cierpi na brak fachowej siły roboczej. Wiele firm zaczyna odczuwać pierwsze, pozytywne skutki ożywienia gospodarczego, ale z braku personelu mają trudności z wywiązaniem się z zamówień. Największe braki w przemyśle dotyczą inżynierów mechaników i informatyków, a w szkolnictwie wyższym i instytutach naukowych - przyrodników.
Podobne głosy dochodzą ze strony Federalnego Zrzeszenia Niemieckich Związków Pracodawców (BDA) oraz Instytutu Zagadnień Rynku Pracy i Stosunków Zawodowych (IAB). Pracodawcy alarmują, że Niemcy się starzeją i dopływ wysokowykwalifikowanych specjalistów z zagranicy będzie stale zyskiwał na znaczeniu. Specjaliści z IAB są tego samego zdania. Wyliczyli, że jeśli politycy nie zaczną szybko i skutecznie przeciwdziałać obecnym tendencjom w rozwoju demograficznym Niemiec, w roku 2030 w kraju zabraknie ponad 5 milionów fachowców!
Czym zwabić fachowców?
Minister Brüderle nawiązał do dawnego pomysłu "pieniędzy na powitanie" (Begrüßungsgeld). Pomysł sam w sobie nie jest zły, ale jego realizacja rozbija się o to, kto miałby płacić wysoką premię pieniężną zwerbowanym za granicą fachowcom. Budżet państwa, czyli podatnicy? "Nie", mówi Brüderle, "o to musi zadbać przemysł". W końcu to jemu zależy najbardziej na załataniu dziur w przedsiębiorstwach.
Minister pracy zapowiedział spotkanie z przemysłowcami i naukowcami w tej sprawie, na którym mają zostać wypracowane konkretne posunięcia. Krytycy tego pomysłu zwracają uwagę, że w roku ubiegłym do Niemiec zjechało i podjęło w nich pracę zaledwie 689 osób, uznanych za wysokowykwalifikowanych specjalistów.
Na ten "tytuł" i związane z nim prawo stałego pobytu w Niemczech zasługuje ten, kto ma 66 000 euro rocznego dochodu, przy czym jeszcze rok temu obowiązywała bariera 86 000 euro, która odstraszała dobrze wykształconych imigrantów od podejmowania pracy w Republice Federalnej.
Mając to na uwadze, część polityków i przemysłowców opowiada się za dalszym obniżeniem progu wymaganych dochodów, który wciąż przekracza pułap rocznych dochodów absolwentów wyższych uczelni. Tego samego zdania jest wiceprezes Niemieckiej Izby Przemysłowo-Handlowej Achim Derks.
Jego zdaniem należałoby także pomyśleć o zatrzymaniu w Niemczech zagranicznych studentów po dyplomie, którzy mają w tej chwili tylko rok na znalezienie stałej pracy. "To za mało. Może należałoby wydłużyć ten okres do dwóch lat?" - proponuje Derks.
Niepotrzebna dyskusja?
Wszelkie pomysły zgłaszane prez polityków i związana z nimi dyskusja, ma to do siebie, że od razu prowokuje do zabrania głosu przedstawicieli innych partii, niekoniecznie zresztą opozycyjnych. W szeregach CDU i SPD odezwały się głosy, że Anette Schavan i Reiner Brüderle rozpoczęli debatę w sprawie zwerbowania zagranicznych fachowców od niewłaściwej strony.
Bardziej zdecydowanie wypowiedział się w tej sprawie premier Bawari Horst Seehofer (CSU), który oświadczył w wywiadzie dla pierwszego programu telewizji publicznej ARD, że zanim zacznie się wypłacać premie specjalistom zagranicznym "należy najpierw wykorzystać potencjał sił fachowych z kraju".
Tego samego zdania jest szef Federalnej Agencji Pracy Jürgen Weise, który w wywiadzie dla Financial Times Deutschland uznał za skandal, że w Niemczech "wielu fachowców pobiera obecnie zasiłek dla bezrobotnych, a ich talenty i kwalifikacje się marnują".
Kanclerz Angela Merkel wypowiedziała się ustami zastępcy rzecznika prasowego rządu. Czyżby wszystko to miało znaczyć, że mamy do czynienia z dyskusją zastępczą, charakterystyczną dla każdego, letniego sezonu ogórkowego? Brak fachowców jest faktem, ale już w przyszłym roku może ukazać się w nowym świetle.
W roku 2011 w UE ma zostać wprowadzona "Bluecard" na wzrór słynnej, amerykańskiej "Greencard", będącej przepustką do amerykańskiego rynku pracy i legalnego zamieszkania w USA. Unia zamierza pójść tym śladem. A wtedy zagraniczni fachowcy sami zadecydują, w którym kraju unijnym mają najlepsze widoki na karierę zawodową.
Marion Linnebrink / Andrzej Pawlak
red. odp.: Marcin Antosiewicz