Niemcy. Wybory w lutym 2025 wielkim wyzwaniem
13 listopada 2024Rządząca Niemcami socjaldemokracja (SPD) i opozycyjna chadecka CDU zgodziły się na przeprowadzenie nowych wyborów parlamentarnych 23 lutego 2025 roku. To około siedem miesięcy wcześniej, niż planowano – po tym, jak koalicja rządząca rozpadła się w zeszłym tygodniu.
Datę nowych wyborów zatwierdził też prezydent Niemiec Frank-Walter Steinmeier.
Porozumienie zakończyło kilkudniowe spory dotyczące logistyki przyspieszenia wyborów do Bundestagu. Proces ten zainicjuje wniosek kanclerza Olafa Scholza o wotum zaufania w Bundestagu. Po – jak się oczekuje – przegranym głosowaniu prezydent ma maksymalnie 21 dni na rozwiązanie parlamentu, a następnie ogólnokrajowe wybory muszą odbyć się w ciągu 60 dni.
Do głosowania uprawnionych jest ponad 60 milionów obywateli Niemiec. Muszą mieć ukończone 18 lat, mieszkać w Niemczech od co najmniej trzech miesięcy i być wpisani do rejestru wyborców w miejscu zamieszkania.
Niedobory papieru
CDU i inne partie opozycyjne próbowały przyspieszyć wybory tak, by odbyły się już w styczniu, podczas gdy kanclerz Olaf Scholz początkowo sugerował koniec marca lub początek kwietnia, uzasadniając to tym, że rząd potrzebuje czasu na przyjęcie pewnych ustaw, które były bliskie ukończenia, a odpowiednie władze potrzebują czasu na prawidłową organizację wyborów.
Wywołało to okrzyki protestu ze strony konserwatywnej opozycji i części niemieckich mediów, ale kanclerz został poparty w weekend przez szefową Federalnej Komisji Wyborczej Ruth Brand, która zasugerowała, że święta Bożego Narodzenia i brak papieru mogą powodować problemy.
W międzyczasie CDU oskarżyła Scholza o wywieranie presji na Brand, która – podobnie jak on – jest członkiem SPD. – Można odnieść wrażenie, że doszło do politycznego nacisku – powiedział Jens Spahn, znany polityk CDU.
Braki kadrowe
Przed zbyt pośpiesznymi wyborami przestrzegali także jednak komisarze wyborczy w niektórych krajach związkowych na czele z Berlinem, gdzie ostatnie wybory w 2021 roku musiały zostać częściowo powtórzone z powodu nieprawidłowości w niektórych lokalach wyborczych. „Im krótszy termin wyborów, tym więcej pracowników będzie musiało zostać oddelegowanych z administracji okręgowej, aby zapewnić odpowiednie przygotowanie do wyborów” – powiedział jeden z berlińskich urzędników odpowiedzialnych za wybory Hauke Haverkamp stołecznej gazecie „Tagesspiegel”, sugerując, że być może trzeba będzie zamknąć niektóre biura, aby móc oddelegować personel do pracy przy wyborach. Ponadto Haverkamp powiedział, że wybory w lutym oznaczają konieczność zorganizowania zimowego odśnieżania dróg przed lokalami wyborczymi, a pracownicy będą musieli odwołać ferie zimowe.
Wilko Zicht, szef organizacji non-profit zajmującej się monitorowaniem wyborów „Wahlrecht”, szacuje, że władze będą teraz musiały wykonać około czterech miesięcy pracy w ciągu zaledwie dwóch miesięcy. – Oczywiście liczba błędów wzrasta, jeśli robi się coś w pośpiechu – powiedział DW. – Staje się bardziej prawdopodobne, że przeoczy się błąd na karcie do głosowania lub że jedna zawodna drukarnia nie będzie w stanie przygotować kart do głosowania na czas.
Problemy małych partii
– Dla większych partii nie jest to tak naprawdę problem – powiedział Zicht, biorąc pod uwagę, że i tak rozpoczęłyby one już planowanie wrześniowych wyborów. – Układają listy kandydatów, więc nie jest to dla nich dramat.
Inaczej jednak w przypadku mniejszych partii politycznych, które nie mają zasobów i kadr, aby szybko sporządzić listy kandydatów. Nawet po znalezieniu kandydatów muszą one zebrać wystarczającą liczbę podpisów, aby mogli zostać umieszczeni na karcie do głosowania – uzasadniał.
Niemiecki system federalny komplikuje przeprowadzanie wyborów. W każdym kraju związkowym partie muszą zebrać podpisy odpowiadające jednej tysięcznej wyborców (maksymalnie 2 tys.), aby mogły zostać umieszczone na karcie do głosowania. – Już teraz jest to wystarczająco trudne z powodu zimy, a dla bardzo małych partii jest to bardzo niesprawiedliwe – powiedział Zicht.
Władze lokalne muszą znaleźć pomieszczenia na lokale wyborcze oraz wolontariuszy wyborczych, muszą też wydrukować karty do głosowania – w tym karty do głosowania korespondencyjnego, które muszą zostać wysłane na długo przed dniem wyborów.
Choć niektórzy ostrzegali przed przyspieszonymi wyborami, Niemiecki Związek Miast i Gmin (DStGB) podkreślał, że wszystko będzie dobrze: „Miasta i gminy będą w stanie przeprowadzić prawidłowe wybory parlamentarne w ustawowo określonych terminach” – napisano w oświadczeniu.
Głosowanie korespondecyjne palącą kwestią
Niemniej jednak kwestia głosowania korespondencyjnego jest naprawdę paląca – szczególnie dla Niemców mieszkających za granicą, między innymi dlatego, że w przeciwieństwie do innych krajów, Niemcy zazwyczaj nie zezwalają swoim obywatelom na głosowanie w ambasadach.
Wyborcy powinni otrzymać karty do głosowania pocztą co najmniej trzy tygodnie przed wyborami, aby mieli wystarczająco dużo czasu na ich odesłanie – „ale to nie zawsze działa”, mówi Zicht. – Ich głosy często nie docierają na czas – wyjaśnia. Tym razem problem ten będzie prawdopodobnie jeszcze bardziej dotkliwy.
Organizacja wyborów tematem debaty politycznej
Wszystkie te praktyczne kwestie są stosunkowo niewielkie w porównaniu z problemami, które według Zichta mogą się pojawić, gdy organizacja wyborów staje się częścią debaty politycznej, jak to miało miejsce w tym tygodniu – a urzędnicy tacy jak Ruth Brand są oskarżani o uleganie wpływom politycznym.
– To jest problem – uważa Zicht. – Rozumiem, że można krytykować kanclerza za to, że chce on wyborów pod koniec marca, ponieważ ma nadzieję, że do tego czasu dogoni opozycję. Ale oskarżanie szefowej komisji wyborczej o stronniczość uważam za wysoce problematyczne. Podważanie niezależności urzędu organizującego wybory – to naprawdę uderzenie w naszą demokrację. Widzieliśmy cztery lata temu w USA, co się dzieje, gdy ludzie zaczynają kwestionować wybory – zdecydowanie nie chcemy tego importować – podkreśla Wilko Zicht.