1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Niemiecka prasa: "Ameryka stała się nam bardziej obca"

Malgorzata Matzke20 czerwca 2013

Niemiecka prasa daleka jest od szczerego zachwycenia się wystąpieniem prezydenta Obamy w Berlinie.

U.S. President Barack Obama arrives for dinner with his wife U.S. first lady Michelle Obama (L) German Chancellor Angela Merkel (2nd R) and her husband Joachim Sauer (R) at Charlottenburg Castle in Berlin June 19, 2013. Obama offered a new twist on Wednesday to John F. Kennedy's historic 1963 call for liberty -- "Ich bin ein Berliner" -- by saying other oppressed people eager to join the free world were also "citizens of Berlin." REUTERS/Tobias Schwarz (GERMANY - Tags: POLITICS)
Zdjęcie: Reuters

"Frankfurter Allgemeine Zeitung":

"Teraz prezydent Obama przemówił do Niemców jako prezydent, w Berlinie, pod Bramą Brandenburską, stojąc po tej stronie, która za mrocznych czasów należała do zniewolonej części podzielonego miasta. Wygłosił przemówienie, w którym była mowa o wielu sprawach, i przez którą przewijał się motyw dążenia do wolności (i szczęścia) (...) W sercu Europy Obama zaprosił Niemców - i oczywiście resztę Europejczyków do tego, by współdziałali na rzecz globalnej agendy. Zaliczają się do niej: pokój w sprawiedliwym świecie, nuklearne rozbrojenie, zwalczanie zmian klimatycznych i biedy. (...) I co jeszcze? W dziedzinie polityki handlowej Ameryka i Niemcy chcą pójść pełną parą i stworzyć największą na świecie strefę wolnego handlu. Nie będzie to proste. O rozwiązaniu konfliktu syryjskiego już nie wspominając".

"Sueddeutsche Zeitung":

"Paradoksem jest, że Europejczycy, a już na pewno Niemcy mają problemy z obydwoma prezydentami. Z pogardą traktowali Busha jako mało inteligentnego cowboya. Nie ufają też już chłodnemu analitykowi Obamie, który nakazuje dronami zabijać ludzi podejrzanych o terroryzm i którego służby specjalne szpiegują internet. Europejczycy tęsknią za tym, by Ameryka ich respektowała i brała na serio. Ale robią się nerwowi, kiedy Ameryka dostrzega swoją rolę światowego mocarstwa nie tylko w tym, że zwalcza zmiany klimatyczne, ale także islamskich terrorystów w Afryce. Obama miał dla tych krytyków następujące przesłanie: Mur runął, ale historia się jeszcze nie skończyła. Świat jest wciąż jeszcze niebezpieczny".

"Die Welt":

"Ameryka stała się nam bardziej obca. I vice versa: także Europa stała się Amerykanom bardziej obca. Europa i Niemcy są skomplikowane. Angela Merkel upiera się przy tym, że oszczędzanie i wzrost muszą iść krok w krok, ale oszczędzanie uznaje za conditio sine qua non. To się nie podoba Obamie i na tym polega prawdziwy transatlantycki rozdźwięk. Ale to nie musi być wcale złą nowiną. Być może niemiecko-amerykańskie i amerykańsko-europejskie stosunki weszły w fazę dojrzałości. Niemcy i Europa w obliczu zwrotu USA w kierunku Azji nie powinny starać się w szalonym galopie przekształcać UE w wielkie państwo. Mała Europa też ma szansę, by stać się samodzielną siłą w niezbywalnym sojuszu z Ameryką".

"Nuernberger Nachrichten":

"Co pozostanie po wystąpieniu Obamy? Pewnie tylko ta jedna ładna scena, kiedy Barack Obama w Berlinie, gorącym jak piec chlebowy, zdjął marynarkę, radząc otaczającym go wybrańcom, by poszli jego śladem. Jako świetny komunikator opanował takie rzeczy do perfekcji. A jego przemówienia są zawsze upajające. Lecz kiedy przysłuchać się im bardziej, okazuje się, że treść tego, co wygłosił stojąc za pancernymi szybami przed Bramą Brandenburską - była bardzo cieniutka i rozczarowała. Obama nie pominął żadnego tematu, ale o każdy zahaczał tylko na chwilę, tak, że żadnego z tematów nie potraktował głębiej. I nie powiedział nic naprawdę nowego. Wciąż mówił to, co potrafi najlepiej: piękne słowa. Nie było ani zapowiedzi konkretnych czynów, ani nawet napomknięcia realizacji zamiarów".

"Hessische Niedersaechsische Allgemeine":

"Nie było ani słowa o międzynarodowym kryzysie zadłużenia, ani o kryzysie europejskim czy o amerykańskim, nic o odpowiedzialności i przywódczej roli Niemiec. Głośniej nie może chyba zabrzmieć uprzejme milczenie. Obama nie mógł w bardziej przyjacielski i luzacki sposób rozczarować Niemców: Ja nie jestem Kennedy'm, na którym moglibyście oprzeć swoje nadzieje, jako tym potężnym, ojcowskim obrońcy. Nikt nie przejmie za was odpowiedzialności, a przyszłość stoi otworem. Każdy musi dbać sam o siebie, nie tylko my, ale także i wy sami. Czy ja jestem berlińczykiem? Nie - to wy jesteście berlińczykami".

Małgorzata Matzke

red.odp.: Elżbieta Stasik