1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Niemiecka prasa: Amerykanie to nie mili wujkowie zza oceanu

Elżbieta Stasik2 lipca 2013

We wtorkowych (2.07) komentarzach niemieckiej prasy dominuje afera podsłuchowa USA.

Kabel stecken in Computern eines Großrechners einer Firma in Frankfurt (Oder), aufgenommen am 18.02.2010 (Illustration zum Thema: Datenmissbrauch, Computer). Foto: Patrick Pleul / Eingestellt von wa
Zdjęcie: picture-alliance/dpa

„Thüringische Landeszeitung” z Weimaru pisze:

„Szpiegostwo między sojusznikami istnieje od czasu, od kiedy istnieją sojusze. I kto teraz krzyczy »łapać złodzieja« powinien zadać sobie pytanie, dlaczego wcześniej nie krytykował tego, o czym wszyscy albo dawno już wiedzieli albo, co przeczuwali. Dotyczy to rządu federalnego, ale też SPD i Zielonych, którzy teraz w porywie zwątpienia wyborczego próbują wrzucić kanclerz Merkel w nieapetyczną transatlantycką zupę. Wzór takiego toku myślenia jest łatwy do rozszyfrowania: Merkel wiedziała o podsłuchach, tak samo jak jest odpowiedzialna za bezrobocie wśród młodych w Hiszpanii, czy za inną nędzę na świecie”.

W podobnym tonie wypowiada się wychodzący w Weiden (Górny Palatynat) „Der neue Tag”:

„To, że zachodni sojusznicy dzielnie się nawzajem szpiegują, nie jest niczym nowym. Przeciwnie: jest rzeczą znaną od dziesięcioleci. Rzekomo tylko stoi przy tym na pierwszym planie obrona przed terroryzmem, rzeczywiście bowiem chodzi o przewagę w posiadaniu wiedzy w kwestiach politycznych i o szpiegostwo gospodarcze. Dlatego może tylko dziwić beztroska niektórych odpowiedzialnych w polityce i gospodarce”.

Zdaniem „Landeszeitung“ z Lüneburga:

„Szokujące są nie tylko rozmiary akcji podsłuchowych, czy zaliczenie Niemiec do kategorii partnera »trzeciej kategorii« i »celu ataku«. Szokujący jest też fakt, że USA sprywatyzowało szpiegostwo i zatrudnia armię wynajętych szpiegów. Państwo nie jest rzekomo nawet właścicielem telefonu w centrali NSA, co pozwala przypuszczać, że wyśledzone dane trafiają nie tylko do Waszyngtonu. I jeżeli ktoś przypuszcza, że ten cyfrowy imperializm obejmuje także szpiegostwo przemysłowe i osłabienie wolności prasy, może się tak bardzo nie mylić”.

„Trzeba wyjaśnić, kto w Niemczech wiedział o akcjach USA” – stwierdza „Nordwest-Zeitung” z Oldenburga – „Gdyby miało się okazać, że aktywności te były znane, wtajemniczeni muszą być pociągnięci do odpowiedzialności. Gdyby z kolei służby bezpieczeństwa nie miały pojęcia, trzeba poddać w wątpliwość ich kompetencje i zrobić tam w takim wypadku generalne porządki. Z punktu widzenia polityki zagranicznej trzeba by uświadomić Amerykanom, że Europa nie jest ich kolonią. Zamrozić by można na przykład rozmowy na temat strefy wolnego handlu. Co jednak najważniejsze: Niemcy powinni pożegnać się z wyobrażeniem, że Amerykanie są miłymi wujkami zza oceanu, którym wiecznie trzeba być wdzięcznym za bombowce rodzynkowe [potoczna nazwa amerykańskich samolotów transportujących żywność do Berlina zachodniego w czasie sowieckiej blokady tego miasta, przyp. red.]”.

Wychodzący w Bayreuth „Nordbayerischer Kurier“ komentuje:

„Supermocarstwowe pretensje pchają Amerykanów do akcji szpiegowskich. W głowach funkcjonariuszy służb bezpieczeństwa i ich zleceniodawców umocniła się, jak się wydaje, mentalność okupantów. Zaufanie zostało zniszczone. I to w chwili, kiedy UE i USA chciały przypieczętować umowę o wolnym handlu. W walce o przewagę gospodarczą narody wysoko uprzemysłowione nie są partnerami, tylko twardymi konkurentami”.

Elżbieta Stasik

red. odp.: Bartosz Dudek

Pomiń następną sekcję Dowiedz się więcej