1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Niemiecka prasa: brunatne sieci w Bundeswehrze?

Barbara Cöllen
4 maja 2017

Czwartkowe (4.05.2017) wydania niemieckiej prasy podejmują różne wątki w związku ze skandalem wokół oficera Bundeswehry.

Frankreich Bundesverteidigungsministerin in Illkirch
Szefowa niemieckiego MON w koszarach w Illkirch (Francja): Bundeswehra nie ma nic wspólnego z WehrmachtemZdjęcie: Reuters/V. Kessler

Lausitzer Rundschau” gani krytykę pod adresem minister obrony Ursuli von der Leyen: „Rządzącym politykom systematycznie zarzuca się, że tuszują sprawy. Często słusznie. Ursula von der Leyen nie zrobiła tego. Po krótkim okresie milczenia minister obrony mówiła o problemach w Bundeswehrze z samookreśleniem, o kryzysie przywództwa i o źle pojętym koleżeństwie. Ale wtedy dopiero ruszyła fala oburzenia. Tak, i co teraz? Przecież tym prawdziwym skandalem były nie krytyczne, a potem samokrytyczne słowa minister von der Leyen, lecz podłe szykany, podwójne życie podejrzanego o terroryzm oficera podającego się za uchodźcę oraz domniemana sieć prawicowych ekstremistów w Bundeswehrze. Co się tam właściwie dzieje? Wielu mówi teraz o godnych ubolewania odosobnionych przypadkach. Można wiedzieć to i w ten sposób. To, że niemiecki Kontrwywiad Wojskowy (MAD) obecnie zajmuje się 280 przypadkami prawicowego ekstremizmu, może posłużyć do zrelatywizowania problemu. Przecież Bundeswehra to ogółem 180 tys. żołnierzy. Widzenie tego w ten sposób jest jednak sporym uproszczeniem. Mówienie o odosobnionych przypadkach bowiem kryje w sobie zagrożenie banalizowania niewłaściwego stanu rzeczy. Pewne jest w każdym razie, że te »pojedyńcze« przypadki mnożą się. A minister von der Leyen szybko dostrzegła, że uogólnianie druzgocącej krytyki narobiłoby więcej szkody niż pożytku”.

Süddeutsche Zeitung" uważa, że: „Można dyskutować o doborze słów. Ale wszystkie próby bagatelizowania problemu w obliczu możliwości, że w wojsku mogłaby istnieć skrajnie prawicowa struktura, byłyby o wiele straszliwsze. Być może w przypadku innych skandali w Bundeswehrze minister w odruchu samoobrony zachowałaby dystans – ale tu nie miała wyboru. Nie może ona stanąć po stronie dowódców zanim nie wyjaśnią całej sprawy. Gdyby tak zrobiła, wtedy zarzuconoby jej tuszowanie oraz bagatelizowanie i byliby to ci sami krytycy, którzy wytykają jej generalizowanie zarzutów pod adresem całej Bundeswery. (...) Nie miało się wrażenia, że minister zbyt surowo obchodziła się ze swoim wojskiem po tym, kiedy odwiedzając miejsce zdarzenia, w koszarach zastała dewocjonalia Wehrmachtu”.

Rheinische Post” w komentarzu pt. „Wrogowie demokracji” konstatuje: „Zbulwersowani sprawą oficera Bundeswehry Franco A. najpierw zignorowaliśmy długofalowo najbardziej niepewną kwestię: Jak ktoś, kto chce zrobić karierę w służbie publicznej, wpada na pomysł, że będzie mu w tym pomocna praca magisterska nasiąknięta treściami rasistowskimi i skrajnie prawicowymi?

Nie każdy ekstremista jest kumaty, ale A. był opisywany przez swojego przełożonego jako »nader inteligentny«. Tak więc możnaby oczekiwać, że próbowałby on ukryć swoje skrajnie prawicowe poglądy i nie prezentowałby ich w tak widoczny sposób jako pseudonaukową przepustkę do kariery. Bundeswehra musi więc podjąć pilne działania: Musi ona wyjaśnić osobiste motywy podejrzanego. Musi ona potępić skandaliczne decyzje jego przełożonych. I wreszcie muszą być ulepszone przepisy dotyczące postępowań dyscyplinarnych. Konieczne jest też gruntowne dochodzenie, aby móc stwierdzić, co jest magnesem dla wrogów demokracji w wojsku podporządkowanym parlamentowi, i w jaki sposób jeszcze lepiej można trzymać ich z daleka od armii”.

Frankfurter Allgemeine Zeitung” stwierdza, że: „Przypadek Franco A.  jest pierwszą tego rodzaju sprawą powiązaną w dość zawiły sposób z polityką azylową, wrogością wobec cudzoziemców i podejrzeniem o działalność terrorystyczną. Wszystko przemawia za tym, że to nie  Bundeswehra ma »problem z samookreśleniem« na zasadzie: Wojsko przyciąga skrajną prawicę jak światło ćmy i do tego żołnierze są jeszcze »kryci« i wolno im tworzyć sieci. Tak przynajmniej myślą grenadierzy stanu dziennikarskiego. Byłoby dobrze, gdyby nie tylko ciągle partie chadeckie, ale także SPD sprzeciwiała się temu i odwoływała do odpowiedzialności, jeśli chodzi o sprawy wojskowe. Słowo »postawa«, które SPD zapisało sobie na standardach w walce wyborczej, nabrałoby wtedy stosownej wartości”.

Opr. Barbara Cöllen

 

Pomiń następną sekcję Dowiedz się więcej