Europejski system wartości zawiódł wobec Turcji
17 lipca 2017„Każdego dnia Turcja coraz bardziej oddala się od norm europejskich, a UE się tylko przygląda. Jeżeli ktokolwiek w Stambule lub Ankarze miał nadzieję, że UE albo Rada Europy wkroczą jako nadrzędni arbitrzy, kiedy rząd podporządkuje sobie wymiar sprawiedliwości, weźmie na smycz prasę i uwięzi opozycję, ten się mylił. Europejski system wartości, wynoszony tak pod niebiosa w niedzielnych przemówieniach, jest okolicznościowym pustosłowiem, który zawiódł tak samo wobec Turcji jak Polski i Węgier” - pisze lokalny dziennik "Badische Neueste Nachrichten".
Europa jest Erdoganowi obojętna, stwierdza „Frankfurter Allgemeine Zeitung": „Jeżeli ktoś potrzebował jeszcze dowodu, że Turcja prezydenta Erdogana nie uważa się za część Europy, dostarczyły mu go obchody pierwszej rocznicy nieudanego puczu. Zapowiedziano, że będzie świętowane «zwycięstwo demokracji». Jak wygląda demokracja à la Erdogan, można było zobaczyć: przywódca opozycji Kilicdaroglu nie mógł przemawiać na uroczystości w parlamencie, a Erdogan, w dobrze inscenizowanym spektaklu, domagał się «obcięcia głów puczystom». Nie obiecał przy tym sprawiedliwego procesu, tylko przywrócenie kary śmierci. Przedtem Erdogan nie robił tajemnicy z tego, że UE stała mu się obojętna”.
„Także opozycja nie życzy sobie wojska ani innego dyktatora u władzy” – wskazuje "Süddeutsche Zeitung" (Monachium) – „Opozycja chce obalić Erdogana, ale na drodze wyborów. Teraz przypomniała, że także ona rok temu broniła na ulicach demokracji, a za wszystko, co nastąpiło potem, za stan wyjątkowy i najcięższe naruszanie praw człowieka, odpowiedzialny jest jeden jedyny człowiek, który nie potrafi dzielić się władzą. Po 15 czerwca ubiegłego roku Erdogan przegrał szansę na nowy, demokratyczny początek w Turcji”.
Stołeczna gazeta "Berliner Zeitung" przypomina, że Berlin i Bruksela mają wobec Turcji środki nacisku:
„Najwidoczniej Erdogan uważa, że na Niemcach można jeździć jak na łysej kobyle, bo nie musi się obawiać konsekwencji. Przy czym Republika Federalna Niemiec jako kraj o największym znaczeniu w UE ma środek nacisku, którego autokrata się obawia: unię celną z UE, którą Ankara koniecznie chce rozszerzyć, by ustabilizować chwiejną, turecką gospodarkę. Za to trzeba się wziąć. Niestety Berlin i Bruksela wysyłają błędne sygnały. Grożą zerwaniem rozmów akcesyjnych, zamiast uświadomić reżimowi w Ankarze, że bez przestrzegania praw człowieka i wolności słowa, nie ma żadnych korzyści finansowych – nawet, gdyby miało się to stać kosztem dealu emigracyjnego”.
opr. Elżbieta Stasik