Niemiecka prasa: prognozy gospodarcze lecą na łeb
15 października 2014"Frankfurter Allgemeine Zeitung" uważa, że "To, jak dobry jest minister gospodarki, można poznać, kiedy zaczynają się schody. Właśnie teraz Sigmar Gabriel ma okazję, by to udowodnić. Awizowane przez niego dwa chude lata dla wzrostu gospodarczego o raptem jeden procent, przy dość dobrych widokach na rynku zatrudnienia, absolutnie nie są powodem, by budżet kraju pogrążył się w deficycie.
To, jak szybko niemieckie przedsiębiorstwa znów sprostają trudnej, międzynarodowej konkurencji, zależy także od tego, czy na swoim ojczystym podwórku będą miały polityczne poparcie, czy raczej będzie się im rzucać kłody pod nogi. Niemieckie firmy dla inwestycji nie potrzebują właściwie żadnych politycznych zachęt i żadnych nowych subwencji. Potrzebują tylko nieco pewności, że ich działania mogłyby przynosić zyski".
"Neue Westfaelische" twierdzi natomiast, że "Nawet, jeżeli okres osłabienia wzrostu gospodarczego miałby być dość krótki, teraz byłby właściwy moment, żeby wesprzeć gospodarkę konkretnymi pomysłami. Ale wielkiej koalicji do tego niespieszno. Specjalnej komisji w ministerstwie gospodarki, która ma opracować propozycje uporania się z osłabieniem wzrostu, dano czas na prezentację wyników do następnej wiosny. Nawet, jeżeli nie ma powodu, by siać panikę - sytuacja jest zbyt poważna, by dalej uprawiać taką politykę spokojnej ręki".
"Frankfurter Rundschau" zaznacza, że "Nawet w prognozie ekspertów gospodarczych, opublikowanej przed kilkoma dniami, mowa jest o możliwościach inwestycji na kredyt - pod warunkiem, że przestanie się kurczowo trzymać zasady zrównoważonego budżetu i wykorzysta się chociaż te najmniejsze swobody, dopuszczalne pomimo kotwicy budżetowej . Jasne jest, że minister finansów Wolfgang Schaeuble będzie na to kręcił nosem: chciał on zrównoważony budżet przekuć na swój pomnik. Ale dla przewodniczącego SPD (ministra gospodarki Sigmara Gabriela - przyp. red.) byłaby to kapitulacja. Bez inwestycji, także w sferze publicznej, polityka oszczędności przekształci się w spiralę kręcącą się w dół. »Trzeba uważać, żeby teoria gospodarki nie stała się teologią gospodarki«, powiedział Gabriel we wtorek. Tyle, że powinien był on powiedzieć to tym, do których tymczasem sam się przyłączył".
"Straubinger Tagblatt / Landshuter Zeitung" pisze, że: "Wpływy podatkowe biją rekord za rekordem, ale państwo nie inwestuje w rozsypującą się infrastrukturę nawet tyle, ile byłoby naprawdę konieczne. Chadecy i socjaldemokraci nie mogli się nawet dogadać co do ułatwień inwestycyjnych dla przedsiębiorstw. Koalicja rządowa wyszła z założenia, że koniunktura automatycznie dalej będzie się świetnie kręcić, bez żadnego wkładu polityki. Ale nawet teraz Gabriel nie chce przyznać się do błędu, najwyraźniej brak mu gospodarczo-politycznej wyobraźni. To doprawdy niepokojące".
"Prognozy gospodarcze lecą na łeb i jednocześnie rozlega się chór głosów nawołujący Niemcy do wzięcia się za reformy i większych, natychmiastowych inwestycji oraz zwiększenia wydatków budżetowych dla ożywienia koniunktury. Nawet za cenę większych długów" - wylicza "Landeszeitung" z Lueneburga. "Ale przecież to Francję i Włochy dopadł znów kryzys euro, uważany powszechnie za zażegnany, bo stawiały mniej na przywrócenie swojej konkurencyjności, co na dawne mechanizmy zadłużenia przy aktywnym wsparciu EBC. Wytykanie palcami Berlina i ganienie go za politykę hamowania wzrostu jest zwodniczym rytuałem, mającym odwrócić uwagę od własnych błędów".
opr. Małgorzata Matzke