Niemiecka prasa: protesty ws. "islamizacji Zachodu" trzeba brać na poważnie
17 grudnia 2014"Neue Osnabrücker Zeitung" pyta: "Jak reagują nasze partie polityczne na ruch »Patriotycznych Europejczyków Przeciwko Islamizacji Zachodu«? Wygląda na to, że mają z tym duży problem, bo są rozdarte pomiędzy jego totalnym odrzuceniem a gotowością do dialogu. Pytanie tylko, czy działacze i sympatycy Pegidy chcą, aby z nimi rozmawiano? Co do tego można mieć poważne wątpliwości. To jasne, że naszym politykom musi dawać do myślenia fakt, że co drugi obywatel RFN okazuje zrozumienie dla demonstracji organizowanych przez Pegidę. Cały szkopuł jednak w tym, że Pegida nie jest zwykłym ruchem protestacyjnym. Okazywanie jej gotowości do dialogu zasługuje na pochwałę, ale znacznie ważniejsze jest wyraźne zdystansowanie się od osób i haseł, okazujących jasno wrogość wobec cudzoziemców i imigrantów oraz zwrócenie większej uwagi na niepodważalne fakty. Na przykład na to, że w kolebce tego ruchu - Saksonii, odsetek muzułmanów wynosi zaledwie 0,1 procent".
"Berliner Zeitung" zwraca uwagę, że "Nikt nie powinien mieć złudzeń, że członkowie tego nowego ruchu protestacyjnego gotowi są włączyć się w nurt życia społecznego. Okazywana przez nich wrogość wobec państwa, połączona z jawnym odrzuceniem gotowości do dialogu z jego przedstawicielami, stanowi w tej chwili najlepszą gwarancję jego dalszego wzrostu. Samozwańczym obrońcom Zachodu przed jego domniemaną islamizacją nie chodzi wcale o zrobienie czegoś pożytecznego, tylko o pokazanie figi władzy".
"Wetzlauer Neue Zeitung" podkreśla, że "Wielu demonstrantów słusznie broni się przed archaiczną ideologią salafitów, albo talibami, którzy gotowi są zamordować niewinne dzieci, do czego właśnie doszło w jednej ze szkół w Pakistanie. Z drugiej strony nie chcą mieć oni nic do czynienia z ofiarami islamskiego terroru, które rozpaczliwie poszukują u nas schronienia przed prześladowaniami ze strony islamistów. Jedno nie pasuje do drugiego, a to znaczy, że jedynym sposobem, w jaki należy zareagować na ruch Pegidy jest nawiązanie z nim dialogu i uświadomienie mu faktów, które mu umykają".
Berliński dziennik "Der Tagesspiegel" pisze, że "Partia Alternatywa dla Niemiec (AfD) ma się dobrze, bo w Bundestagu nie ma eurosceptyków, z którymi należałoby się liczyć. Pegida z kolei żeruje na niezdecydowaniu naszych partii w podejściu do uchodźców, z których tylko nieliczni powrócą kiedyś do zniszczonej przez wojnę Syrii, czy targanego głębokimi podziałami Iraku. Przez długie lata politycy z partii mocno zakorzenionych w naszym systemie, z chwalebnym wyjątkiem partii Lewica, co trzeba jej uczciwie przyznać, woleli piętrzyć przed uchodźcami i imigrantami różne przeszkody biurokratyczne, zanim nieśmiało zaczęli ułatwiać im podjęcie normalnego życia w Niemczech. Teraz, kiedy napływ uchodźców się zwiększył, obok zapewnienia im dachu nad głową konieczne jest jak najszybsze uregulowanie jednej sprawy: kto umie i chce pracować, ten powinien jak naszybciej dobrze opanować język niemiecki i wystąpić o prawo pobytu. W ten jakże prosty sposób możnaby skutecznie przeciwdziałać obawom przeciwko zalaniu nas przez cudzoziemców, na czym wciąż korzystają takie ruchy jak Pegida".
"Neue Ruhr/Neue Rhein Zeitung" z Essen konkluduje: "To jasne, że można spierać się o sposób, w jaki stosuje się u nas prawo azylu. Ale to, że trzeba pomóc ludziom w potrzebie, niezależnie od ich wyznania i koloru skóry, należy do podstawowych wartości chrześcijaństwa i kultury Zachodu, które nie podlegają dyskusji i są u nas zapisane w konstytucji".
opr.: Andrzej Pawlak