Niemiecka prasa: "Sigmar Gabriel gra Angeli Merkel na nosie"
14 grudnia 2013"Jeżeli członkowie SPD poprą udział ich partii w wielkiej koalicji, uznają jednocześnie Sigmara Gabriela za ich bezsprzecznego przywódcę" - pisze "Sueddeutsche Zeitung". "Szef partii, który w znacznym stopniu przyczynił się do katastrofalnego wyniku wyborczego SPD, nie tylko, że w ogóle doprowadził do sytuacji, iż można było myśleć o wielkiej koalicji. On do tego jeszcze zainicjował odpowiednią procedurę; nie chodziło mu przy tym tak bardzo o decyzję na drodze referendum z udziałem wszystkich członków SPD, co o grę na zwłokę. Dopiero jak SPD przelała całe morze łez, mogła prosto spojrzeć w oczy politycznym realiom".
"Westfaelische Nachrichten" także uważa, że sukces SPD, która ma możliwość uczestnictwa w rządzie, idzie na konto Sigmara Gabriela, "szefa partii, który z dużą dozą pragmatyzmu, umiejętnością perswazji i cierpliwością forsował ową nie zupełnie przez wszystkich faworyzowaną koalicję. Ponosi on przy tym ogromne ryzyko, bowiem w przypadku NIE partyjnej bazy rozwaliłby się cały ten jego interes".
"Suedwest Presse" podejrzewa, że w przypadku poparcia ustaleń wielkiej koalicji w referendum "Gabriel liczy na oswobodzenie, które SPD i jego samego wyniesie na równy szczebel z CDU/CSU i kanclerz Merkel. Wybór w obsadzeniu resortów jest definicją jego kursu: żadnego otwarcia na lewo, raczej próba pobicia chadeków na ich własnym polu. Wynik tej gry jest niepewny, ale Gabriel właśnie na to stawia. Chce on wycisnąć na wielkiej koalicji socjaldemokratyczny stempel - za każdą cenę".
"Neue Osnabruecker Zeitung" zaznacza, że "raz jeszcze szef SPD Sigmar Gabriel udowodnił, że jest szczwanym, politycznym lisem. To, że przed wynikiem referendum do prasy przeciekła lista socjaldemokratycznych ministrów, pozwala SPD dominować w końcowej fazie tworzenia rządu w ten weekend. Gotowa jest już lista członków gabinetu, później będzie wynik referendum wśród członków SPD. Przy tym kompletnie rozmywa się to, że w skład rządu wejdzie też paru chadeckich ministrów, jakby nie było z partii, które były zwycięzcami w wyborach. Sigmar Gabriel, podobnie jak miało to już miejsce w czasie negocjacji koalicyjnych, w wyrafinowany sposób gra Angeli Merkel na nosie".
"Mannheimer Morgen" pisze: "Obydwie strony mogły obsłużyć swoją klientelę, ale koniec końców i tak zgodziły się na najmniejszy wspólny mianownik. Za wszystko zapłaci i tak znów warstwa średnia, która wszystko trzyma na swoich barkach. Pomimo tego większość społeczeństwa jest zadowolona z wielkiej koalicji. Jest dobrze zgrana, unika eksperymentów i gwarantuje stabilność. Nie będzie żadnych głęboko sięgających konfliktów w rządzie, a to zawsze jest przesłanką gospodarczej prosperity. A i tak czarno-czerwony rząd w oczach wyborców jest najmniejszym złem ze wszystkich możliwych, politycznych konstelacji w Berlinie".
Małgorzata Matzke
red.odp.: Bartosz Dudek