Niemiecka prasa: Sikorski ostrzega przed „apokaliptycznym kryzysem”
29 listopada 2011 „Polski minister spraw zagranicznych chciałby wyposażyć Komisję Europejską, przewodniczącego Rady Europejskiej i Parlament Europejski w nowe kompetencje – pisze Frankfurter Allgemeine Zeitung – Sikorski chce przede wszystkim zaproponować wzmocnienie Komisji Europejskiej. Aby to osiągnąć, chce jej przewodniczącemu (obecnie jest nim Jose Manuel Barroso) podporządkować funkcję przewodniczącego Rady Europejskiej (dziś jest nim Herman Van Rompuy). Gremium, do którego obecnie każde państwo członkowskie oddelegowuje swojego komisarza, powinno być mniejsze i efektywniejsze. Kraje UE powinny dzielić miejsca na zasadzie rotacji”. Minister wyraził swoją opinię na temat roli Polski w Europie: z warszawskiej perspektywy kontynent musi być "raczej bardziej niż mniej zintegrowany". W osiągnięciu tego celu mogą pomóc "metody wspólnotowe", dzięki którym wzmocnione zostaną instytucje ponadnarodowe. Owa kalkulacja uchodzi w Warszawie za ochronę przed dominacją dużych krajów członkowskich. Polska stoi „na straży” jeszcze bardziej zintegrowanej Unii, aby w ten sposób wzmocnić „metody wspólnotowe”. Sprzyja temu wykorzystanie „skuteczniejszych instrumentów”, ponieważ dotychczasowe „miękkie zabezpieczenie”, choćby przez pakiet stabilizacyjny, "ewidentnie nie powiodło się". Na pytanie o przywileje i ryzyka związane z funkcją europejskiego „superkomisarza”, który mógłby mieć wgląd w budżety krajów członkowskich, minister odpowiedział, że „komisarz unijny stanowi lepsze rozwiązanie niż niektóre decyzje podejmowane przez poszczególne państwa”.
Również ekonomiczna gazeta Financial Times Deutschland informuje o poniedziałkowej (28.11.2011) mowie ministra Radosława Sikorskiego wygłoszonej w stolicy Niemiec, w której ostrzegł on przed grożącym „kryzysem o wymowie apokaliptycznej”.
Inwestycje Deutsche Banku w Polsce
Dyskusja o ogromnej transakcji Deutsche Banku (DB) w Polsce trwa – czytamy na łamach FAZ. Przejęcie Postbanku przez DB obudziło nadzieje na większą ekspansję tej instytucji w Polsce. „W 2003 roku – pisze dziennik – szef działu obsługi klientów biznesowych i detalicznych Rainer Neske zdecydował się na przebiegający naturalnie wzrost w Polsce. Dziś Deutsche Bank ma w tym przodującym ekonomicznie kraju europejskim, który nawet w kryzysowym 2009 roku odnotował wzrost gospodarczy o 1,6 procent, 169 filii i zatrudnia ponad dwa tysiące pracowników. Obok bankowości inwestycyjnej i ofert dla firm Deutsche Bank koncentruje się na inwestycjach wśród zamożnych klientów indywidualnych. Aby uchodzić za takiego klienta, trzeba zarabiać w Polsce 1600 euro brutto miesięcznie, czyli dwa razy tyle, ile wynosi średnia. W tym segmencie Deutsche Bank konkuruje z bankami zagranicznymi, takimi jak: BNP Paribas, Nordea i DNB Nor, a także wielkimi bankami krajowymi PKO BP i Pekso. Udział rynkowy Deutsche Banku w segmencie klientów zamożnych wynosi 15 procent. Swoim 370 tysiącom klientów DB udziela przede wszystkim kredyty na zakup nieruchomości” – podkreśla FAZ.
Polska – wzorowa uczennica
W artykule zatytułowanym „Łopocząca wysoko flaga” zamieszczonym w Financial Times Deutschland jego autor podkreśla, że „mimo małych deficytów środków publicznych kraje Europy Wschodniej rozwijają się w różny sposób. Wzorową uczennicą jest Polska, której stopa wzrostu już od lat jest ponadprzeciętna. Nawet w roku kryzysowym 2009 warszawski rząd cieszył się ze wzrostu o 1,8 procent. W przeciwieństwie do Słowacji i Słowenii Polska osiąga profity, będąc w posiadaniu złotego. Aby wzmocnić ofensywę eksportową, w trakcie kryzysu złoty został zdewaluowany. Inną podporą jest krajowa konsumpcja. W tym roku przeciętna rodzina wyda na świąteczne prezenty 460 euro, czyli o 4 procenty więcej niż w 2010 roku. W Niemczech – 470 euro, choć Polacy zarabiają znacznie mniej niż Niemcy. Mimo to premier Donald Tusk przygotowuje swój kraj na cięższe czasy. Wraz z podniesieniem wieku emerytalnego i innymi środkami budżet państwa zostanie odciążony od rocznych wydatków w wysokości 2-3 miliardów euro” – pisze dziennik.
Mniej chętnych na zakup mieszkań
FTD informuje też, że wielu budujących domy w Polsce i na Węgrzech wzięło kredyty w obcej walucie i ma teraz problemy z ich spłatą. Ciężary strat będą dźwigać banki. „Szczególnie w Polsce wymagania w związku z zaciągnięciem kredytu hipotetycznego są korzystne. Polacy są coraz bardziej zamożni i zarabiają coraz więcej. Poza tym zawsze inwestowali we własne domy, również w czasach komunistycznych. Dodatkowo, wynajem mieszkań jest mało atrakcyjny, ponieważ wynajmujący są niedostatecznie zabezpieczeni umową – w przeciwieństwie do Niemiec. Jednak teraz znacznie pogorszyły się nastroje na rynku. 48 tysięcy nowych mieszkań było wystawionych na sprzedaż do listopada. Mimo spadających cen Polacy kupują mniej niż wcześniej (…). Główna przyczyna: spłata pożyczki stała się dla wielu Polaków niepewna. Chodzi tu głównie o kredyty zaciągnięte we franku szwajcarskim. W sumie 700 tysięcy Polaków wzięło takie pożyczki, co stanowi około 50 procent wszystkich kredytów hipotetycznych” – pisze gazeta.
W kolejnym tekście opublikowanym na łamach tego dziennika dowiadujemy się, że „Węgrzy, Polacy i Czesi nie chcą teraz euro – obywateli odstrasza kryzys zadłużenia. Jedynie Rumunia opowiada się za wspólną walutą”. Jak czytamy dalej, „połowa Polaków uważa, że euro zaszkodzi państwu. Tylko 15 procent jest nastawiona optymistycznie do euro zgodnie z wynikami sondażu przeprowadzonego przez TNS OBOP w październiku”.
Monika Skarżyńska
red. odp. Bartosz Dudek