Niemiecki ekspert ostrzega przed zawarciem umowy o wolnym handlu z USA
5 listopada 2013Andre Hatting: Umowa o wolnym handlu USA UE obiecuje raj na ziemi dla wszystkich. Gdy odpadną cła i ograniczenia importowe, ujednolicone zostaną normy przemysłowe, przepisy ochrony pracy i interesów konsumentów, firmy będą mogły lepiej zbywać swoje produkty. Jeśli gospodarka na tym zyska, to również my wszyscy. Brzmi to może zachęcająco, ale tak niestety nie jest. Wielu ekspertów gospodarczych twierdzi raczej, że nastawianie się na raj na ziemi jest lekkomyślne. Dlaczego planowana, największa na świecie, strefa wolnego handlu kryje w sobie też największe ryzyko?
Christoph Scherrer: Ponieważ tu nie chodzi o normalny handel towarami, bo cła są i tak już bardzo niskie. Tu chodzi przede wszystkim o ochronę własności intelektualnej, o ochronę danych, o rolnictwo, o przemysł filmowy, a przede wszystkim o zaopatrzenie i zamówienia publiczne.
I tutaj Komisja Europejska stara się z wielkimi koncernami podbić nie tylko USA, lecz jeszcze bardziej otworzyć dla tych koncernów także Europę. To znaczy, że wszystkie przetargi publiczne mają nie tylko obejmować całą Europę, lecz również USA.
A.H.: Czy to znaczy na przykład, że w przyszłości zostaniemy zalani żywnością modyfikowaną genetycznie „Made In USA”?
Ch.S.: Jeżeli Unia się na to zgodzi. Tego domagają się w każdym razie USA, aby tutejsze standardy, dotyczące żywności, dopasować do amerykańskich. W USA oferuje się prawie 90 procent artykułów spożywczych modyfikowanych genetycznie.
A.H.: Spójrzmy na przemysł samochodowy. USA życzyłyby sobie, żeby na przykład model samochodu dopuszczony do ruchu w USA, był dopuszczony również w Europie. Czy w przyszłości obowiązywać będą amerykańskie standardy ekologiczne, w przypadku górnych granic emisji CO2?
Ch.S.: Zależy od tego, czy UE się na to zgodzi. Ale obie strony życzyłyby sobie, żeby produkt, który zostanie dopuszczony po jednej stronie Atlantyku, był również dopuszczony po drugiej. Oczywiście nie można przemilczeć, że w niektórych dziedzinach w USA obowiązują nieco wyższe standardy niż w Europie. Ale efekt może być taki, że firmy amerykańskie zechcą produkować w Europie. Krótko mówiąc istnieje niebezpieczeństwo zaniżenia standardów i to na niekorzyść konsumentów po obu stronach Atlantyku.
A.H.: Kilkakrotnie wspominał Pan o roli UE; czy przeforsuje swoje racje czy też nie. Jak wiadomo, chodzi tu o niejawne negocjacje. To znaczy, że obrady na temat standardów socjalnych toczyć się będą potajemnie; na temat standardów, które parlamenty europejskie przeforsowały po dziesiątkach lat żmudnych rokowań. Co Pan o tym sądzi?
Ch.S.: Te negocjacje są częściowo niejawne. Czyli, na wstępie partnerzy nabierają wody w usta i nie pozwalają sobie zaglądać w karty, by mieć lepszą pozycję negocjacyjną. A jednocześnie obie strony starają się nie odsłaniać kart również przed rodakami, bo ci mogliby ewentualnie zaprotestować. Oczywiście rządy państw członkowskich są informowane, krok po kroku, do momentu, aż negocjatorzy odsłonią przed nimi wynegocjowany pakiet. Aczkolwiek na tym etapie bardzo trudno o wprowadzenie jakichkolwiek zmian.
A.H.: UE i Instytut IFO wyliczyły, że w samych tylko Niemczech będzie można utworzyć 160 tysięcy nowych miejsc pracy i że wychodzą z założenia, iż wzrost gospodarczy w UE wyniesie 0,5 procent w skali roku. Czy uważa Pan to za realistyczne?
Ch.S.: Od pewnego czasu bardzo sceptycznie podchodzę do takich wyliczeń. Zawsze przed zawarciem umów o wolnym handlu zamawiano takie prace badawcze i publikowano je. Te wyliczenia z reguły się nie sprawdzały.
Na przykład badania Fundacji Bertelsmanna opierają się na nieaktualnych danych. Autorzy przeoczyli w swej pracy, że USA prowadzą w tym samym czasie rokowania z państwami Pacyfiku; zwłaszcza z Japonią i Chinami. Dlatego nikt nie wie jak będzie, gdy również ten obszar zostanie przyłączony do obszaru Atlantyku. Ta praca nie uwzględnia też wstrząsów w Europie. Akurat w ostatnim czasie obserwujemy w Europie bardzo niewyrównane przepływy handlowe. Jak będzie to wyglądać, gdy dołączą USA, trudno powiedzieć.
A.H.: Czy w takiej sytuacji może się ewentualnie zdarzyć, że straci na tym południe Europy?
Ch.S.: Niewykluczone. Zwłaszcza, gdy rolnictwo ulegnie większemu otwarciu. W USA wielkość przeciętnego gospodarstwa czy farmy wynosi ponad 130 ha, w Europie mniej więcej 12 ha, co „zawdzięczamy” przede wszystkim Europie Południowej, gdzie gospodarstwa rolne są bardzo małe.
A.H.: Czy w takim razie powinno się tę umową z USA całkowicie zastopować, czy też nalegać, by Europa przeforsowała jak najwięcej standardów unijnych?
Ch. S.: Byłbym za rezygnacją z tych negocjacji. Handel światowy kwitnie również bez zaniżania standardów.
*Prof. Christoph Scherrer, niemiecki ekonomista i politolog. Od 2000 roku wykłada na Uniwersytecie w Kassel. Wydał wiele książek
rozmawiał Andre Hatting (Deutschlandradio) / tłum. Iwona D. Metzner
red. odp.: Bartosz Dudek