1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Historyk o rozprawie z Holokaustem: Same pomniki to za mało

Małgorzata Matzke15 lipca 2015

Ten wyrok jest kompromisem, twierdzi Wolfgang Benz. Ukazuje, że Niemcy z całą powagą podchodzą do swojej przeszłości. Obok pomników potrzebny jest także wkład wymiaru sprawiedliwości, uważa niemiecki historyk.

KL Auschwitz II Birkenau. Die Rampe“
KL Auschwitz II BirkenauZdjęcie: DW/ A. M. Pędziwol

tagesschau.de: Cztery lata więzienia w relacji do 300 tys. ofiar w Auschwitz… Jak można tym, którzy ocaleli z Holocaustu, wyjaśnić taki wyrok?

Wolfgang Benz: Tego się nie da wytłumaczyć. Ludzie ocaleli z zagłady mają zupełnie inną perspektywę niż sędzia, historyk czy zwykły zjadacz chleba. Oskarowi Groeningowi nie można dowieść zamordowania 300 tys. ludzi, a tylko jego pomocnictwo. Był on częścią zbrodniczej machiny hitlerowców i jako taki jest oczywiście obciążony winą i musiał zostać ukarany. Proces Groeninga był następstwem procesu Demjaniuka, gdzie po raz pierwszy nie udowodniono żadnego konkretnego czynu, a tylko przynależność do kolektywu sprawców była podstawą wymierzenia kary.

Jaki sygnał wysyła taki wyrok w kierunku ludzi ocalałych z Holokaustu czy ich rodzin?

W ten sposób nasze społeczeństwo pokazuje ludziom ocalałym z Holokaustu, że te zbrodnie nie poszły w niepamięć. Niemieckie społeczeństwo i wymiar sprawiedliwości starają się, żeby nikomu, kto uczestniczył w Holokauście, nie uszło to płazem ze względu na to, że ktoś jest za stary, zbyt chory czy dlatego, że to było tak dawno temu.

Wolfgang Benz: Zbyt wielu winowajcom udało się uniknąć kary, ponieważ zbyt wielu przymykało oczy.Zdjęcie: imago/Star media

W orzeczeniu sądu zostały bardzo dokładnie rozważone i uwzględnione wszelkie nakazy natury historycznej, moralnej i prawnej. Wymiar czterech lat więzienia jest kompromisem spełniającym wymogi państwa prawa.

Nie ma zamiatania pod dywan

Jakie znaczenie ma ten wyrok dla rozprawy Niemiec z Holokaustem?

Znaczenie tego wyroku polega na tym, że pozostaje świadomość monstrualności tych czynów i nie żałuje się sił i środków, by pokazać: to były zbrodnicze czyny, zbrodnią był współudział w nich, nie stawiamy żadnej grubej kreski i nic się nie zamiata pod dywan.

Jak ważny jest ten proces dla kultury pamięci w Niemczech, szczególnie dla młodego pokolenia?

Nie możemy stawiać pomników i jednocześnie mówić, że sprawcy mogą się już teraz czuć bezpieczni, bo są tacy starzy i niedołężni. Konsekwencja kultury pamięci i państwa prawa musi polegać na tym, że sprawcy i podejrzani o dokonanie zbrodniczych czynów nawet po tak długim czasie są stawiani przed sądem. Argument, że oskarżony jest już w bardzo podeszłym wieku i że dlatego nie można nic zrobić, wysuwano już przed 30 laty na procesach innych hitlerowców. Nie mam dla tego żadnego zrozumienia. Jeżeli żyjemy w państwie prawa, musimy wyciągać też wszystkie państwowoprawne konsekwencje. Także dla młodego pokolenia jest to wyraźny sygnał, że nie zadowalają nas same tylko pomniki ofiar Holokaustu, tylko, że do pamięci ofiar podchodzimy z pełną powagą. Do tego należy także wyciągnięcie konsekwencji prawnych.

Skrucha miała wpłynąć na dyskusję

Czy proces ten zmieni spojrzenie Niemców na ich własną historię?

Jakby nie było na ławie oskarżonych zasiadł człowiek, który nie twierdził, że jest niewinny. Nie stanął przed sądem pod przymusem i nie udawał niewinnej owieczki. Wszystkim skrajnym prawicowcom i neonazistom nie wysyłał przesłania, że orzecznictwo w Niemczech jest bezprawne. Za to należy mu się wdzięczność. Przyznał, że uczestniczył w tym, co działo się w Auschwitz i że jest mu przykro. To miało wpłynąć na dyskusję w ten sposób, że nikt nie może już powoływać się na swoją niewiedzę, otrzymany rozkaz czy nakaz posłuszeństwa.

Czy wierzy Pan w skruchę Oskara Groeninga?

Jest on jednym z tych rzadkich przypadków, czy może nawet jedynym przypadkiem, który nie powoływał się na to, że „tylko wypełniałem mój obowiązek”, „o niczym nie wiedziałem” czy „nie zrobiłem nic złego”. Okazał skruchę i należy to traktować na serio. Wierzę mu.

Co wynika z takich procesów dla pracy historyków?

Proces ws. Auschwitz w 1965 r. znaczył bardzo wiele dla badaczy historii. Proces Eichmanna w 1961 r., także ze względu na ogromną ilość dokumentów, które trzeba było przejrzeć, wyciągnął na światło dzienne bardzo wiele informacji. W roku 2015 coś takiego już nie ma miejsca. Teraz najważniejsze jest to, jak podchodzi się do winy, która nie ulega przedawnieniu.

Obserwuje Pan już od dawna, jak Republika Federalna Niemiec rozprawia się ze swoją hitlerowską przeszłością. Jak ocenia Pan stan tej rozprawy w roku 2015 i czy Niemcy dokonali jej w wystarczającym stopniu?

Owszem, z pewnymi trudnościami na rozbiegu i nie w pierwszym pokoleniu. Wiele rzeczy zostało zaprzepaszczonych i nie da się już tego nadrobić. Takich procesów powinno było odbywać się więcej w latach 50. i 60. Zbyt wielu winowajcom udało się uniknąć kary, ponieważ zbyt wielu przymykało oczy. Im więcej czasu upływało od Holokaustu, tym radykalniej Republika Federalna pochodziła do swojej historii. Dzisiejszy wyrok jest tego częścią.

Rozmawiała Barbara Schmickler

tagesschau.de/ tł. Małgorzata Matzke

Wolfgang Benz jest niemieckim historykiem o międzynarodowej renomie, specjalistą w dziedzinie historii najnowszej oraz badaczem antysemityzmu i okresu nazistowskiego. Do roku 2011 wykładał na Technicznym Uniwersytecie w Berlinie; w latach 1990-2011 kierował działającym tam Centrum Badań nad Antysemityzmem.

Pomiń następną sekcję Dowiedz się więcej