1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Niemiecki kapitał w polskich start-upach

8 grudnia 2017

Zapowiedź o wsparciu środkami publicznymi polskich start-upów uaktywniła niemieckich inwestorów, którzy życzliwiej patrzą w kierunku Warszawy. Na trzecią edycję „Polish Tech Night” w Berlinie przybyły tłumy.

Berlin Polish Tech Night
Ula Lachowicz i Adam Formanek, pomysłodawcy Polish TechZdjęcie: Polish Tech Night Berlin

Sala "Hallesches Haus" w Berlinie pękała w szwach. – Kolejny raz nie doceniliśmy publiczności "Polish Tech Night", która z edycji na edycję rośnie w postępie geometrycznym – uśmiecha się Ania Mencel, jedna z organizatorek imprezy.

W Berlinie polskie startupy prezentowały się niemieckimi inwestorom. Zorganizowano warsztaty, na których uczono prowadzenia rozmów z inwestorami czy zakładania nowych przedsięwzięć. – I nawiązywania kontaktów, co w tym biznesie jest kluczowe – mówi Ula Lachowicz z „Polish Tech Berlin” (jeden z organizatorów imprezy).

Dobre prognozy dla polskiego ekosystemu startupowego

– Polacy są świetnie wykształceni, mówią w obcych językach i mają unikalny talent w skracaniu dystansu – twierdzi obecny na gali duński przedsiębiorca.W spotkaniach polskiej społeczności startupowej w Berlinie bierze udział regularnie. Szuka ludzi do nowego projektu.

Asia Skuza (SpeedUp Group) na gali Polish Tech Night 2016Zdjęcie: Polish Tech Night Berlin

– Za kilka lat Polska będzie najlepszym miejscem do zakładania biznesu technologicznego - twierdzi Bartek Gola ze SpeedUp Venture Capital Group, który reprezentował Polskę w dyskusji o różnicach między finasowaniem polskich i niemieckich startupów. Panel moderował Christian Grimm, berliński korespondent „The Wall Street Journal”. Drugim rozmówcą był Max Moldenhauer, niemiecki inwestor, repezentujący jeden z większych funduszy VC, czyli firmy wyspecjalizowanej w inwestowaniu w ryzykowne biznesy.  

– Dokładnie przed rokiem zaczęliśmy się zastanawiać, jaki rynek ma największy potencjał. I wypadło na Polskę, która należy do najbardziej rozwiniętych i zaawansowanych technologicznie państw Europy Środkowo-Wschodniej – mówi Moldenhauer. Jego zdaniem Polska to kuźnia talentów. Według raportu „Biznes Insider Polska” 82 procent startupowców ma wyższe wykształcenie, a 7 proc. tytuł naukowy.

Choć Polska ma tak ogromny potencjał, a rząd obiecał 600 mln euro wsparcia dla tej branży w perspektywie czterech lat, eksperci zgodnie przyznają, że nad Wisłą brakuje i będzie brakować środków na tzw. skalowanie, czyli dalszy rozwój innowacyjnych produktów. Takiego kapitału nie ma w Polsce, ale Gola wierzy, że wiedza i pieniądze przyjdą albo z Niemiec, albo np. z Wielkiej Brytanii. – Inaczej nici z globalnego sukcesu - przekonuje polski ekspert, który już dziś widzi przynajmniej trzy polskie start-upy, które taki sukces mogłyby osiągnąć w przeciągu najbliższych pięciu lat.

W Polsce brakuje "wielopokoleniowego bogactwa"

Nieporównywalnie lepiej dokapitalizowany niemiecki ekosystem start-upowy ma olbrzymie wsparcie ze strony tak zwanych, „Family Office”, które zarządzają pieniędzmi bardzo bogatych rodzin niemieckich. Takie firmy budują portfele inwestycyjne, a część środków inwestują właśnie w fundusze VC. – W Polsce brakuje wielopokoleniowego bogactwa, które można inwestować w startupy – mówi Gola i raczej wątpi w szybkie wyrównanie potencjałów obu rynków.

Panuje także opinia, że zapowiadany przez obecny polski rząd protekcjonizm obróci się przeciwko miejscowym startupom. – Po tym, jak dostaną de facto "dotację od polskiego podatnika”, szybciej znajdą niemieckiego inwestora. Ale na końcu i tak będą wchłonięte przez gigantów typu Google czy Facebook. Jednym słowem znikną z polskiego rynku – wieszczy jeden z obecnych na imprezie startupowców.

– Ale przecież mówimy o firmach, które mają globalne ambicje – odpiera ten zarzut Gola. Jako przykład podaje Spotify’a, który był szwedzkim startupem, a po przeniesieniu do Stanów ciągle ma ogromny wpływ na lokalną gospodarkę. – To gdzie się zaczyna ma ogromne znaczenie. Pieniądze zarobione na startupie są reinwestowane w branżę, zaś w miejscu jednego powstaje kolejny startup, uspokaja ekspert.

 

 Dobry wieczór, guten Abend, welcome, czyli „pitchowanie”

Kluczowym elementem każdej „PolishTechNight” jest „pitchowanie”, czyli dwuminutowe prezentacje polskich startupów przed niemieckimi inwestorami i akceleratorami. Następnie jest sesja pytań od przedstawicieli funduszy inwestycyjnych i publiczności.

Jakub Luboński z Bin-E pokazał w Berlinie inteligentny kosz na śmieci. – Przez lata tworzyliśmy całkiem przyjemne i dochodowe biznesy, ale uznaliśmy, że z tym koniec, że stworzymy coś, co pomaga ludziom – stwierdził w rozmowie z DW.

Uczestnicy "Polish Tech Night" na wasztatach berlińskiego coworkingu CUBE - Zdjęcie: DW/Agnieszka Rycicka

– Taka prezentacja to zaledwie początek – trzeba miesięcy, żeby zainwestować w któryś z prezentowanych dzisiaj startupów – studzi emocje Bartek Gola. – Każdy fundusz ogląda rocznie kilkaset takich startupów, inwestuje w kilka, a i tak jedynie połowie z nich się udaje, mówi.

Tak wyglądała poprzednia edycja [WIDEO]

Większość start-upowców przyznaje, że w tej branży najważniejszy jest networking, czyli kontakty, jakie nawiązuje się podczas takich spotkań jak „Polish Tech Night”. Wizytówki dosłownie fruwają w powietrzu, a po oficjalnej części uczestnicy przenoszą się do okolicznych barów. – Freelancerzy też chcą się z kimś od czasu do czasu napić kawy. Na tym opiera się cały biznes coworkingowy – mówi Adam Formanek.

Agnieszka Rycicka

 

Polub nas na Facebooku (Deutsche Welle na FB),

 

Pomiń następną sekcję Dowiedz się więcej