Niemiecki politolog: "Duże partie nie słuchały wyborców"
25 września 2017Deutsche Welle: Kto według Pana wygrał te wybory?
Hajo Funke: Resentyment i słuszna złość. Ale to dwie różne sprawy.
DW: Czyni Pan zapewne aluzję do AfD, która stała się trzecią siłą w Bundestagu. Walczyły o to cztery małe parie: FDP, Zieloni, Lewica i Afd: I właśnie jej się to udało. Czy oznacza to, że jej polityka była słuszna z punktu widzenia interesów tej partii?
HJ: Na pewno naruszyła obowiązujące u nas zasady demokracji i prowadzenia kampanii politycznej. AfD jest partią skrajnie prawicową, która wykorzystała i nadużyła dyskusję w sprawie kryzysu migracyjnego i związane z nim zaniepokojenie w społeczeństwie do swoich celów, zwłaszcza na najgłębszej, niemieckiej prowincji. I to nie tylko na terenie b. NRD.
DW: Ale równie dobrze można powiedzieć, że inne partie oddały jej to walkowerem?
HJ: Owszem. Jestem częstym gościem z wykładami we wszystkich nowych landach i widzę jak wygląda w nich reforma administracyjna i jakie ona budzi emocje u mieszkańców zlikwidowanych powiatów. Dziwię się nawet, że ludzie nie są jeszcze bardziej rozgniewani, bo mają do tego słuszne powody.
Demokracja i alienacja
Jeśli mamy wyciągnąć jakąś naukę z tych wyborów, to pierwszym wnioskiem, jaki mi się nasuwa, jest konieczność zmiany spojrzenia przez partie masowe (i inne zresztą też) na wyborców, czyli na społeczeństwo. Na ich rozczarowanie, że nie żyje im się tak dobrze, jak to im obiecywano, albo sami sobie wymarzyli, i na ich niechęć wobec uchodźców i wszystkich innych migrantów, która może przeradzać się w postawy rasistowskie. Ale te dwie sprawy trzeba od siebie wyraźnie oddzielić.
Z badań instytutów demoskopijnych wynika, że wśród wyborców AfD rozczarowanie, zawód i złość z powodu sytuacji materialnej są o wiele wyższe niż wśród osób reprezentujących poglądy skrajnie prawicowe i radykalne. Bardzo duże jest także rozczarowanie demokracją jako formą porządku społecznego. To naprawdę bardzo poważny problem, który dotyczy zwłaszcza ponad 20 procent mieszkańców nowych krajów związkowych, którzy w tych wyborach głosowali na Alternatywę dla Niemiec.
DW: Przejdźmy teraz do partii masowych. Chadecy i socjaldemokraci ponieśli duże straty. SPD uzyskała najgorszy wynik w swej historii, a CDU tylko raz uzyskała mniej głosów. Co te obie partie zrobiły źle?
HJ: Za mało słuchały tego, co ludzie mają im do powiedzenia i udzielały im za mało odpowiedzi, względnie udzielały im niewłaściwych odpowiedzi. W rezultacie ludzie się od nich odwrócili, bo poczuli się odrzuceni i zlekceważeni. Zajęli się swymi resentymentami i uprzedzeniami, zaczęli się rozglądać za winnym ich prawdziwych albo urojonych krzywd, czyli zaczęli szukać kozła ofiarnego. Nie odnosi się to do wszystkich, ale na pewno do wielu. Krótko mówiąc, trzeba stwierdzić jasno, że politycy z najsilniejszych partii nie odrobili należycie swoich lekcji.
Obawy, troski i agresja
Przede wszystkim nie potraktowali dostatecznie poważnie takich spraw, jak niedobór personelu pielęgnacyjnego i ubóstwo w społeczeństwie. Tymczasem aż 67 proc. wyborców twierdzi, że przepaść między bogatymi i biednymi nie zmniejsza się. To bardzo ważna sprawa i doskonały temat do wykorzystania w walce wyborczej! Ale jeśli się o tym nie mówi, a ludzie widzą, że na szczeblu polityki komunalnej nikt się nimi nie zajmuje i nie daje gwarancji, że znajdzie jakieś rozwiązanie ich problemów, to wtedy zaczyna narastać jednocześnie uczucie wyobcowania i odrzucenia oraz złość i agresja. A wtedy do odrzuconych zgłaszają się prawicowi populiści z cudownym lekarstwem na wszystkie ich bolączki. Zarówno chadecy jak i socjaldemokraci powinni byli dostrzec ten problem i przyznać, że go zaniedbali i są gotowi do zmian w polityce społecznej. Ale tego nie zrobili. Co gorsza, wciąż wrzucają do jednego worka wyobcowanie i agresję, a to nie jest to samo!
DW: W tych wyborach frekwencja wyniosła ponad 75 proc., w 2013 tylko 71,5 proc. Czy nie jest to oczywiste zwycięstwo demokracji?
HJ: W najlepszym razie jest to pyrrusowe zwycięstwo, bo można sobie wyobrazić jeszcze wyższą frekwencję, którą jednak zawdzięczalibyśmy ludziom, którzy poszli na wybory, żeby oddać głos na Alternatywę dla Niemiec. Czy to byłoby dobre dla naszej demokracji? Śmiem wątpić.
DW: Innymi słowy uważa Pan, że tę wysoką frekwencję "zrobili nam" głosujący na AfD?
HJ: Można tak to ująć. Jestem oczywiście za braniem udziału w wyborach, ale jestem też przeciwny głosowaniu na AfD, bo jest to partia skrajnie radykalna.
Hajo Funke jest politologiem specjalizującym się w badaniach partii i politycznego ekstremizmu. Do chwili przejścia na emeryturę w 2010 roku był wykładowcą na Wolnym Uniwersytecie w Berlinie.
rozmawiała Beate Hinrichs /tł. Andrzej Pawlak