1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Niemieckie inwestycje. Kryzys wzmacnia zainteresowanie Polską

Michał Jaranowski21 grudnia 2012

Niemcy są prawdopodobnie największym inwestorem zagranicznym w Polsce. Słowo „prawdopodobnie” bierze się z pewnej asekuracji, ponieważ statystyki nie plasują RFN na najwyższym stopniu podium.

Baden-Wuerttemberg/ ARCHIV: Das Pfoertnergebaeude mit dem Logo des Chemieunternehmens BASF auf dem Industriegelaende in Grenzach-Wyhlen (Foto vom 20.10.11). Die BASF veroeffentlicht am Donnerstag (25.10.12) das Ergebnis im 3. Quartal. (zu dapd-Text) Foto: Winfried Rothermel/dapd
Zdjęcie: dapd

Winston Churchill powiedział kiedyś: "Najbardziej ufam statystykom, które sam sfałszowałem". W tym wypadku chodzi o zawirowania statystyczne, spowodowane kalkulacjami finansowymi. Oto na liście zagranicznych inwestorów w Polsce bardzo wysoko notowane są Holandia i Luksemburg. Jednakże za tabliczkami z nazwami tych krajów kryją się również spółki pozaeuropejskie. Zwabione korzyściami podatkowymi do Holandii i Luksemburga, tam zakładają firmy, które następnie inwestują w Polsce i gdzie indziej. Amerykanie lokują niekiedy w Polsce kapitał transferowy, Czynią to także z myślą o korzyściach podatkowych u siebie. Rekordowa suma – odnotował NBP – jaka w tym celu trafiła do Polski i w krótkim czasie ją opuściła, wynosiła 4,1 mld euro.

Po niemiecku i po francusku

Na tym tle inwestycje z Niemiec są rzeczywiście niemieckie. Podobnie jest w przypadku Francji. Na tym samym poziomie są inwestycje bezpośrednie obu krajów w Polsce; przekroczyły 20 mld euro. Na tym podobieństwa kończą się, zauważa Iwona Chojnowska-Haponik, dyrektor Departamentu Inwestycji w Polskiej Agencji Informacji i Inwestycji Zagranicznych (PAIiIZ). Inwestycje niemieckie napływają w miarę równym nieprzerwanym strumieniem przez cały rok, przez lata. Nie ma wzlotów i zapaści. Kwoty inwestycyjne sięgają od kilkudziesięciu milionów do kilkuset milionów euro. Firmy francuskie dokonują wielkich skoków w górę, by potem zsunąć się na teren płaski. Rekordowy skok odbył się w roku 2004, gdy – w ramach transakcji prywatyzacyjnej – Francuzi zainwestowali w Polsce 4 mld euro. W konsekwencji, na polskim rynku działa około 1500 firm z udziałem kapitału francuskiego i z górą 800 – niemieckiego.

Iwona Chojnowska-Haponik: Inwestycje niemieckie płyną równym strumieniemZdjęcie: DW/M. Jaranowski

Statystyki inwestycyjne nie odnotowują wszakże specyfiki polsko-niemieckich stosunków gospodarczych. – Jesteśmy zapleczem produkcyjnym komponentów do wyrobów finalnych, wytwarzanych w Republice Federalnej – mówi Iwona Chojnowska-Haponik. – W okresach kryzysowych firmy niemieckie szybko szukały w Polsce partnera, albo choćby hali, gdzie można wstawić maszyny i podjąć produkcję. Skąd ten pośpiech? Gdy pojawiły się zamówienia, trzeba było jak najszybciej i możliwie niskim kosztem podjąć produkcję. Tak, Polska stała się owym zapleczem, gdzie można to zrobić dobrze, tanio i szybko. Paradoksalnie, kryzys zwiększył zainteresowanie Polską. Wzrosła liczba zleceń produkcji. Ale tego się nie mierzy, tego nie ujmują statystyki.

Zakłady BASF w LudwigshafenZdjęcie: picture alliance / Fotoagentur Kunz

Rysy na obrazku

Największym, niemieckim projektem inwestycyjnym tego roku (2012) w Polsce jest największa w Europie fabryka katalizatorów samochodowych. Powstanie w specjalnej strefie ekonomicznej, w Środzie śląskiej k. Wrocławia. Inwestorem jest koncern BASF, wartość kontraktu wynosi 150 mln euro, zakład zapewni zatrudnienie 400 ludziom, a produkcja powinna rozpocząć się w pierwszym kwartale 2014 roku.

Rozmowy z niemieckim inwestorami przebiegają z reguły sprawnie. Partnerzy wiedzą, czego chcą, gdzie tego szukać, są konkretni. Niemcy inwestują przede wszystkim w przetwórstwo przemysłowe, aczkolwiek proporcje ulegają wyraźnym zmianom. Jest to zgodne z ogólną tendencją. O ile przed siedmiu laty udział przetwórstwa w inwestycjach zagranicznych w Polsce wynosił 78%, to obecnie spadł do 60%. Wzrasta natomiast udział szeroko rozumianego sektora usługowego (finanse, księgowość, informatyka). Najbardziej atrakcyjne, z punktu widzenia kapitału niemieckiego, są województwa: mazowieckie, dolnośląskie i wielkopolskie.

Na tak ładnym obrazku zdarzają się jednak rysy. W PAIiIZ jako niechlubny przykład podaje się Daimlera. Chodziło o projekt budowy fabryki samochodów, więc na nogi postawiono sztab ludzi i starano się spełniać wszelkie życzenia potencjalnego inwestora. Wywierano nawet naciski na prywatnego właściciela gruntu, by sprzedał go zainteresowanemu koncernowi w imię pięknej idei budowania tam wspaniałych samochodów i zatrudnienia tysięcy ludzi. Wysiłki zakończyły się fiaskiem, ba, w ogóle nie miały sensu. – Z zakulisowych źródeł dowiedzieliśmy się – relacjonuje dyrektor Chojnowska-Haponik – że produkt taki jak Daimler nie może być opatrzony napisem „Made in Poland”. Dla mnie był to policzek. W istocie, chodziło o stworzenie atrakcyjnej oferty wobec konkurenta, który i tak powinien był wygrać, ale cena za zwycięstwo miała być wyższa. „Made in Hangary” to już lepiej.

Skądinąd Węgry są ulubionym miejscem inwestycji niemieckich w Europie Środkowo-wschodniej. Ale w tym przypadku niczego to nie tłumaczy, ani nie wyjaśnia.

Michał Jaranowski, DW, Warszawa

red. odp. Bartosz Dudek