Niemieckie media: Tusk jak „kulawa kaczka”
4 czerwca 2025
Dziennik „Frankfurter Allgemeine Zeitung” („FAZ”) pisze o gospodarczych konsekwencjach wyborów prezydenckich w Polsce. Jak ocenia komentator gazety Andreas Mihm, wynik wyborów jest „gorzkim rozczarowaniem”. „Karol Nawrocki może być wprawdzie polityczną niewiadomą, ale awans narodowo-szowinistycznego historyka na najwyższy urząd w państwie jest niepokojącym sygnałem. Istnieje groźba kontynuacji obstrukcyjnego podejścia, które stosował prezydent Andrzej Duda z odsuniętego od władzy w 2023 r. PiS, wetując niezbędne reformy. Przyjazny UE rząd Donalda Tuska nie ma wystarczającej liczby posłów, aby uchylić prezydenckie weta. Paraliż polityczny i niestabilność, brak reorganizacji sądownictwa, które poprzedni rząd sobie podporządkował, utrudniają nowy początek. Rynki finansowe chłodno przyjęły zwycięzcę wyborów, wspieranego przez influencerów MAGA: spadły kursy akcji i złotego” – pisze dziennikarz „FAZ”.
Zastrzega, że mimo wszystko polska gospodarka radzi sobie bardzo dobrze, a wzrost PKB jest jednym z najwyższych w UE. „Ale ożywienie nie dodaje Donaldowi Tuskowi wiatru w żagle. Z politycznego punktu widzenia jest on i pozostanie ‚kulawą kaczką'. Zapowiedziane wotum zaufania nie brzmi już jak nowy początek, ale raczej jak obrona” – pisze Andreas Mihm. Jak ocenia, być może tylko przedterminowe wybory parlamentarne mogłyby zakończyć polityczny impas. „Wydaje się jednak mało prawdopodobne, aby koalicja Tuska była w stanie zebrać większość trzech piątych mandatów potrzebnych do przełamania weta prezydenta” – dodaje.
Dziwna nienawiść do Niemiec
Według niemieckiego dziennikarza dwie dekady po wejściu Polski do UE, które przyniosło gospodarczy sukces, głową państwa zostaje człowiek sprzeciwiający sie pogłębieniu projektu europejskiego, silniejszej integracji rynków, rozkwitowi liberalnych wartości czy ratyfikacji nowych umów o wolnym handlu, na przykład z krajami Ameryki Łacińskiej. „A tego właśnie potrzebuje kontynent, będący pod militarną, gospodarczą i polityczną presją Rosji, Chin i USA. Fakt, że na Polskę, centrum władzy na wschodzie, nie można już liczyć w tym względzie, jest porażką. Były duże nadzieje, że kraj ten powstrzyma siły odśrodkowe jako wiodący w Europie Środkowo-Wschodniej. Teraz siły odśrodkowe mogą się wzmocnić” – ocenia Andreas Mihm.
Jak dodaje, wynik wyborów w Polsce ma znaczenie dla Niemiec ze względu na silne więzi gospodarcze obu krajów, a także duże niemieckie inwestycje u sąsiada na wschodzie. „Tym bardziej dziwi tląca się nienawiść do Niemiec, która wielokrotnie rozpalała się podczas kampanii wyborczej. Nowa głowa państwa szczególnie wyróżniała się swoimi obelgami” – pisze Mihm. Prognozuje, że w średniej i dłuższej perspektywie niestabilność polityczna w Polsce może zniechęcić zagranicznych inwestorów.
Tusk potrzebuje sygnału jedności koalicji
Z kolei korespondent nadawcy publicznego ARD Martin Adam pisze o kontynuacji politycznej walki w Polsce. „Wybory prezydenckie wywołały wstrząs w Warszawie i teraz wszyscy uczestnicy politycznej gry próbują odrobić straty” – ocenia Adam. I dodaje, że przede wszystkim premier Donald Tusk stawia sprawę jasno: nie ma mowy o poddaniu się.
Ponieważ jednak wie on, że nowy bliski PiS prezydent zapewne będzie próbował możliwie najbardziej spowolnić rząd, „potrzebuje sygnału jedności: zarówno w kraju, jak i na zewnątrz wobec UE, która po jego wyborze na premiera uwolniła ponad 100 miliardów euro zablokowanego finansowania – jako wotum zaufania dla nadchodzących reform, których wdrożenie jest obecnie mało prawdopodobne”.
Tusk „liczy na większość parlamentarną swojego rządu. Jednak najwyraźniej zaskoczył swoim pomysłem własnych partnerów koalicyjnych. Oni również chcą wykorzystać ten moment i – jak na przykład marszałek Sejmu Szymon Hołownia – chcą renegocjować umowę koalicyjną” – relacjonuje korespondent ARD na portalu tagesschau.de.
„Zatruta propozycja” Kaczyńskiego
Tygodnik „Die Zeit” pisze, że wynik wyborów „zaostrzył konflikt, który towarzyszy proeuropejskiemu rządowi premiera Donalda Tuska od momentu objęcia przez niego władzy półtora roku temu”. „Koalicja rządząca Tuska stoi przed dylematem: czy trzymać się konfrontacji z prezydentem i pozostać w dużej mierze niezdolną do działania, czy też szukać kompromisu z PiS, swoim politycznym przeciwnikiem? W każdym razie PiS podjął już decyzję: Stara się jeszcze bardziej osłabić i tak już kruchy rząd” – pisze Alexander Kauschanski w internetowym wydaniu tygodnika.
Jak relacjonuje, dzień po wyborach, zamiast świętować zwycięstwo swojego kandydata, Jarosław Kaczyński przeszedł do ataku, wzywając rząd Tuska do dymisji i składając „zatrutą propozycję”: powołanie bezpartyjnego „rządu technicznego”.
PiS szykuje się na powrót do władzy
W odpowiedzi Tusk wystąpił do sejmu o wotum zaufania dla swojego rządu. Jednak nawet gdy go uzyska, to „podstawowy problem pozostanie: Jego koalicja – sojusz liberałów, lewicowców i konserwatywnych partii regionalnych – jest podzielona w wielu kwestiach, szczególnie jeśli chodzi o tematy społeczno-polityczne. Planowane złagodzenie prawa aborcyjnego nie powiodło się w zeszłym roku z powodu sprzeciwu konserwatywnego partnera koalicyjnego – zanim jeszcze prezydent związany z PiS mógł go zawetować” – pisze Alexander Kauschanski.
Zastanawia się, co w obecnej sytuacji może zrobić Tusk. „Liberalny sojusz rządowy będzie musiał jeszcze bardziej ograniczyć swoje ambitne plany. Aby poruszać się w codziennej polityce, Tusk będzie musiał zgodzić się na najniższy wspólny mianownik z PiS. Taki kurs nie przekona jednak ani zwolenników rządu, ani jego przeciwników” – pisze autor, dodając, że Polacy są coraz bardziej sfrustrowani politycznym impasem, a niezadowolenie prawdopodobnie zwiększy polaryzację społeczeństwa.
Jak ocenia, „nie jest pewne, czy rząd Tuska przetrwa do następnych wyborów parlamentarnych w 2027 roku”. „W każdym razie PiS pod rządami Kaczyńskiego ma swój własny plan: chce zdemontować rząd Tuska. Im mniej szef rządu może zrobić, tym silniejsze wrażenie rozdartej, bezsilnej koalicji. Po zwycięstwie wyborczym ich kandydata ścieżka wydaje się być wytyczona. PiS nie tylko chce zapewnić sobie prezydenta, ale także przygotowuje swój powrót do rządu” – czytamy w „Die Zeit”.