Niemieckie partie zabiegają przed wyborami o głosy imigrantów
15 maja 2013Nie ma oficjalnych danych, ilu deputowanych do Bundestagu czy do parlamentów krajowych ma cudzoziemskie korzenie. - Można się zorientować tylko po nazwisku - mówi rzeczniczka prasowa Bundestagu. - Ale będzie ich coraz więcej - dodaje.
- Wszystkie partie polityczne idą teraz na połów głosów w środowiskach imigrantów - zaznacza Feliz Demirel z networku polityków tureckiego pochodzenia. A jest o co zabiegać, bo w roku 2009 do urn wyborczych mogło pójść 5,6 mln imigrantów z niemieckimi paszportami. Ile będzie to w roku 2013, jeszcze nie wiadomo.
Coraz więcej obco brzmiących nazwisk
W samych partiach politycznych na najwyższych szczeblach jest coraz więcej osób, które nie są rdzennymi Niemcami: Cem Oezdemir w latach 90. jako pierwszy imigrant zasiadł w Bundestagu; obecnie jest jednym z przewodniczących Zielonych. Aydan Özoğuz, córka tureckiego gastarbeitera jest od roku 2011 wiceprzewodniczącą SPD. Chadek David McAllister, były szef rządu krajowego Dolnej Saksonii, jest pół-Szkotem.
Filiz Demirel, zielona polityk z Hamburga angażująca się w networku, wspiera działalność tureckich polityków także w innych partiach. Zależy jej, "żeby tak szybko nie rezygnowali, i żeby w tym względzie nastąpiła wreszcie normalizacja", twierdzi.
- Ludzie nie mają się dziwić obco brzmiącym nazwiskom, tylko koncentrować się na sprawach merytorycznych - mówi. Zapytana o to, czy wyobraża sobie kiedyś imigranta na stanowisku kanclerza, twierdzi jednak stanowczo, że na średnią metę nie ma co na to liczyć . - Ale mogę sobie wyobrazić kogoś takiego na stanowisku ministra spraw zagranicznych - mówi śmiejąc się. I dodaje, że w zbliżających się wyborach szczególnie partie konserwatywne celowo wystawiają na pierwszy front polityków z obco brzmiącymi nazwiskami.
Muzułmanie w CSU
Na konwentach partii chadeckich w cateringu nie ma co prawda specjalnych dań halal, ale zawsze są jakieś potrawy bez wieprzowiny, opowiada Serap Güler, muzułmanka, która wstąpiła do CDU w 2009 roku i zrobiła tam zawrotną karierę. W roku 2012 została wybrana do landtagu Nadrenii Północnej-Westfalii, pod koniec ub. r. do zarządu federalnej organizacji CDU. Otwarcie przyznaje się do tego, że te wybory zawdzięcza swojemu islamskiemu wyznaniu. - Jasne jest, że chadecy chcą dać sygnał, że są otwarci na imigrantów - zaznacza, dodając, że wśród kolegów partyjnych, będących dłużej członkami partii, jej błyskawiczna kariera nie znalazła tylko i wyłącznie poklasku.
W przeszłości CDU zaniedbała zbratania się z imigranckim elektoratem, przypuszczalnie w obawie, że mogłoby to odstraszyć tradycyjną klientelę. - Teraz już to przezwyciężono - twierdzi. Jednak także ona sama nie może wyobrazić sobie, by kiedyś na ławach poselskich Bundestagu miałaby zasiąść jakaś polityk w tradycyjnej muzułmańskiej chuście na głowie.
Program w ojczystym języku
CDU nadgania obecnie to, co dawno już uprawiają partie centrum i lewego spektrum: SPD, Zieloni, Lewica. Te partie z reguły wybierał imigrancki elektorat. - Teraz konkurencja się bardzo ożywiła - uważa Ercan Kilic, angażujący się teraz w partii Zielonych, po tym, jak został "wygryziony" przez innych polityków z SPD.
Utworzył on inicjatywę "Yesiliz" - "Jesteśmy zieloni" - i przez 16 tygodni pozostających jeszcze do wyborów zamierza rozruszać kampanię wyborczą w środowiskach imigrantów. Chcą odwiedzać ich organizacje, rozdawać ulotki z programem Zielonych po turecku, hiszpańsku i angielsku i zachęcać ludzi do udziału w wyborach. Celują w takie tematy jak podwójne obywatelstwo i prawo wyborcze dla cudzoziemców w wyborach komunalnych. Przybyszom z krajów UE prawo takie przysługuje, osobom spoza UE natomiast nie. Te dwa tematy to trudny orzech do zgryzienia dla partii chadeckich i w tym właśnie leży siła partii lewego spektrum.
Naomi Conrad / Małgorzata Matzke
red.odp.: Elżbieta Stasik