Niemieckie przedszkolaki bawią się po polsku
22 lutego 2008Reklama
Przedszkolaki z Mönkebude, turystycznej enklawy nad niemieckim brzegiem Zalewu Szczecińskiego, śpiewają chętnie i dużo. „Małe misie” są jedną z ich ulubionych piosenek. Potrafią się też po polsku przedstawić i przywitać.
- Dzieci chłoną jak gąbki język obcy. Dla nich jest zupełnie normalną rzeczą powiedzieć „cześć, dzień dobry, do widzenia”. Jest to dla nich po prostu następne słowo. Ba! W ogóle nie zdają sobie sprawy, że jest to język polski. Dopiero jak będą większe, w wieku mniej więcej 10-12 lat nagle zorientują się, że mówią całkiem sprawnie w języku polskim i zaczną rozróżniać te dwa języki - opowiada Andrzej Mażul-Guty, germanista i kierownik projektu „Nauka języka przez zabawę”. - Metoda, którą stosujemy, nosi nazwę imercji. Jest to tak zwane zanurzenie w języku. Oznacza to, że nauczyciele, rodowici Polacy, towarzyszą dzieciom w przedszkolach w każdej czynności życia codziennego, czy jest to jedzenie, mycie rąk, czy zabawa na boisku, ale mówią do nich wyłącznie w języku polskim - dodaje Andrzej Mażul-Guty .- Jeżeli dzieci nic nie rozumieją, co też się zdarza, podpowiadam im, o co chodzi. Ale ważna jest też płaszczyzna emocjonalna. Kiedy dzieci czują, że wychowawca robi to chętnie, chętnie się uczą. Wszystko jest kwestią nastawienia. Ja sama, kiedy przed laty pierwszy raz byłam w Polsce na urlopie, zaczęłam uczyć się języka. Z grzeczności - wyjawia Anett Ulrich, niemiecka wychowawczyni.
Codziennie obcuje z językiem polskim ponad 400 przedszkolaków w 10 placówkach powiatu Ucker-Randow, w jednym przedszkolu w Ahlbeck na wyspie Uznam i jednym w Szwerinie. Niektórzy polscy nauczyciele mieszkają w Niemczech, większość, tak jak Andrzej, dojeżdża codziennie z Polski. Dziś przekraczają granicę już bez kontroli, ale nikt na to nie czekał. - Nie czekaliśmy. Z wprowadzeniem pomysłu w życie zaczęliśmy już bardzo wcześnie, w 1993 roku pilotowym projektem w Ueckermünde, potem w innych przedszkolach, ale dopiero teraz udała nam się naprawdę wielka sztuka. Bo projektu na tak dużą skalę nie ma jeszcze nigdzie. Rodzice najpierw byli sceptyczni, teraz zainteresowanie jest tak duże, że jesteśmy zdecydowani kontynuować ten projekt co najmniej do 2013 roku - wyjaśnia Siegfried Wack, przewodniczący Towarzystwa Niemiecko-Polskiego Mecklemburgii Pomorza Przedniego, inicjator projektu.
Rodzice nie ponoszą żadnych dodatkowych kosztów. Gros przedsięwzięcia – ponad ćwierć miliona euro, finansowane jest z europejskiego funduszu socjalnego, zaangażowały się też ministerstwo edukacji Mecklemburgii, powiat Ucker-Randow i małe instytucje, jak choćby centrala turystyczna Mönkebude.
Reklama