Niemieckim "bliskim wschodem" jest Europa Wschodnia i Ukraina
7 sierpnia 2014"Stuttgarter Zeitung" uważa, że "Oczywiście byłoby najlepiej, gdyby kijowscy i moskiewscy przywódcy zawarli kompromisw sprawie przyszłego losu Ukrainy. Oczywiście byłoby pożądane, gdyby międzynarodowej społeczności jeszcze raz udało się usadowić przy jednym stole Poroszenkę i Putina. Ale do tego nie dojdzie. Przypuszczalnie we wschodniej Ukrainie już wkrótce dojdzie do jeszcze większych zmagań zbrojnych. A świat będzie się temu tylko przyglądać - bo tak właściwie jest bezradny".
"Tagesspiegel" twierdzi, że "Ofensywa militarna od samego początku była niebezpieczną strategią. Ukraina ma wprawdzie pełne prawo uwolnić swoje terytorium od separatystów, ale wcześniej czy później ryzykuje odwet Putina. Rosja ma przewagę. Jeżeli Putin będzie chciał za wszelką cenę uniknąć porażki separatystów, będzie ku temu w stanie. Decydujący moment zbliża się szybciej, niż to się Europie podoba. Jeżeli wojska Putina ruszą na Ukrainę, wie, jaką zapłaci za to cenę. Zachód się z tym bowiem nie pogodzi. Nie będzie interweniował militarnie, podobnie, jak to miało miejsce w 1956 r. na Węgrzech czy w 1968 r. w Pradze. Odpowiedzią będzie konsekwentny 'containment', swego rodzaju nowa 'wojna gospodarcza'".
"Die Welt" ironizuje: "To jest zawsze urocze, gdy Europejczycy zaczynają bawić się w mocarstwo światowe. Wtedy ich ministrowie spraw zagranicznych robią przed kamerami telewizyjnymi bardzo poważne miny i opowiadają coś o jakichś odległych regionach i ich konfliktach tak jakby w dzieciństwie wpadli do jakichś thinktanków. Potem pouczają wszystkich i wysyłają super umundurowanych żołnierzy w regiony, gdzie w ogóle nie jest ich miejsce. A teraz wymyślili unijną Misję Graniczną w Strefie Gazy. Wiele złego nie może ona zrobić, wiele dobrego też nie. Kiedy w Berlinie rozpocznie się wreszcie debata nad tym, jakimi regionami mają się szczególnie zajmować Niemcy? Niemieckim "bliskim wschodem" jest Europa Wschodnia i Ukraina. Przy jej granicy Rosjanie przygotowują się do inwazji".
Dlaczego nie protestuje świat islamski?
"Muenchner Merkur" uważa, że "Jeżeli potwierdzą się zarzuty Izraela, iż to Hamas zarządził zabicie trojga młodych Izraelczyków, nie usprawiedliwia to w żadnym przypadku brutalnej operacji Izraela w Strefie Gazy. Ale byłoby to kolejnym dowodem na to, że Hamas to terrorystyczna banda, z którą niemożliwe są pertraktacje. W oczach Zachodu te elementy układają się w mozaikę będącą obrazem całego regionu - i religii - której wyznawcy są zbytnio podatni na terrorystyczne przesłania. Oniemiały świat śledzi posuwającą się inwazję bojowników spod znaku ISIS, którzy chcą cofnąć świat arabski do prehistorycznych czasów, z finansowym wsparciem Kataru i Arabii Saudyjskiej. I wszyscy dziwią się, dlaczego nie protestuje świat islamski, któremu czasami wystarczała karykatura, żeby wzbudzić gniew milionów ludzi".
"Die Zeit" ujmuje całą sytuację bardziej ogólnie i zauważa: " W Strefie Gazy Iran, zbrojący Hamas, zwalcza reżim sunitów. Katar, drugi sponsor bojówek Hamasu, chce pokazać się przed Kairem i Riadem. Ankara, gdzie Erdogan wykrzykuje swoje antysemickie tyrady, swego najbardziej niebezpiecznego wroga dostrzega nie w szyickim Iranie, lecz w Egipcie i Arabii Saudyjskiej. Zagadkowa jest natomiast rola Ameryki. Swego czasu wierny przyjaciel Izraela i jego konserwatywnego reżimu, teraz, w osobie Obamy, odwraca się od obu. W ten sposób Waszyngton nie zwiększy swoich wpływów. Zawieszenie broni może położyć kres temu koszmarowi, ale nie tej potrójnej, wewnątrz islamskiej wojnie - to jest właśnie tragedia kryjąca się za tą tragedii".
opr. Małgorzata Matzke