1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Niewolnicy III Rzeszy. Przywracanie pamięci

2 listopada 2017

Na samym tylko obszarze III Rzeszy pracowało od 13 do 15 mln robotników przymusowych. Kres powszechnemu zapominaniu o tych ofiarach nazizmu starają się położyć liczne projekty realizowane najczęściej przez młodych ludzi.

Deutschland NS-Zeit Zwangsarbeiter Entschädigung von NS-Zwangsarbeitern beendet
Więźniowie KL Dachau przy pracy przymusowej: produkcji broniZdjęcie: picture-alliance/AP Photo

„23 kwietnia 1945 roku zostało rozstrzelanych 127 włoskich robotników przymusowych w jednej piaskowni. Ta masakra została zapomniana. Ale potem wspomnienie wróciło”. Takimi słowami Katalin Ambrus opisuje swoje „filmowe wykopalisko z Treuenbrietzen w Brandenburgii”, zatytułowane „W brandenburskim piasku” („Im märkischen Sand”). To więcej niż film – składający się 24 części multimedialny projekt internetowy, przywracający pamięć o jednej z wielu tragedii sprzed ponad 70 lat.

Egzekucja polskiego robotnika przymusowego Juliana Majki w Michelsneukirchen w BawariiZdjęcie: Gedenkstätte Flössenberg

Na międzynarodowym forum o pracy przymusowej w Europie podczas II wojny światowej, zorganizowanym niedawno we Wrocławiu wspólnie przez berlińską Fundację „Pamięć, Odpowiedzialność, Przyszłość” (Stiftung „Erinnerung, Verantwortung, Zukunft”, EVZ) oraz Centrum Studiów Niemieckich i Europejskich im. Willy'ego Brandta (CSNE) przy Uniwersytecie Wrocławskim, było pokazanych więcej takich projektów. I tak na przykład Nikita Łomakin z rosyjskiego Memoriału przedstawił cyfrowe archiwum wywiadów z tak zwanymi „ostarbeiter” – byłymi robotnikami przymusowymi i jeńcami wojennymi ze Wschodu. Natomiast Marie Janoušková z praskiej fundacji Post Bellum mówiła o komiksie opowiadającym o losach robotnic przymusowych z Protektoratu Czech i Moraw.

 – Chcieliśmy bowiem zwrócić uwagę, że raz chcemy pamiętać, kiedy indziej tę pamięć wypieramy, a jeszcze innym razem staramy się aktywnie uczestniczyć w jej tworzeniu – mówi prof. Krzysztof Ruchniewicz, dyrektor CSNE, współorganizator forum.

„Coś normalnego”

– Pojęcie „robotnik przymusowy” nie pochodzi z czasów wojennych. Powstało dopiero później, gdy zaczęto formułować roszczenia o odszkodowania – tłumaczy prof. Constantin Goschler z Uniwersytetu Zagłębia Ruhry w Bochum, który tą problematyką zajmuje się od ponad ćwierć wieku. A jednak i on ma kłopot z definicją pracy przymusowej, bo kryje się za nią cała skala losów ludzkich, poczynając od tych, którzy dobrowolnie przyjechali za pracą z okupowanych państw do Niemiec, a potem nie mogli już wrócić, poprzez ludzi siłą uprowadzanych do Niemiec, aż po więźniów obozów koncentracyjnych i jeńców wojennych wykonujących pracę niewolniczą w szczególnie ciężkich warunkach.

– Praca przymusowa jest jednym z aspektów nazizmu, który przez długi czas pozostawał w cieniu – podkreśla Andreas Eberhardt, który od ponad roku kieruje fundacją EVZ. Działo się tak dlatego, że wielu ludzi w czasie wojny traktowało ją jako coś normalnego. Robotnicy przymusowi byli bowiem wszędzie, zarówno w III Rzeszy, jak i na ziemiach przez nią okupowanych.

Apartheid w III Rzeszy

Prof. Constantin GoschlerZdjęcie: DW/A. M. Pędziwol

A nie tak miało być. – Celem niemieckiej polityki po 1933 roku było usunięcie z Niemiec wszystkich cudzoziemców, a zwłaszcza Żydów – przypomina Goschler. – W czasie wojny zaczęło jednak brakować rąk do pracy. Dlatego do Niemiec zostały sprowadzone miliony cudzoziemców.

Ich liczba jest szacowana na 13 do 15 milionów, do czego należy doliczyć wiele milionów na obszarach okupowanych. Szczyt przypadł na rok 1944, kiedy to w Rzeszy przebywało jednocześnie ponad siedem milionów robotników przymusowych zza granicy.

– Żeby usunąć sprzeczność między zamiarem stworzenia czystej rasowo Rzeszy niemieckiej, a sprowadzaniem cudzoziemców do Niemiec, stworzono coś w rodzaju społeczeństwa apartheidu – mówi prof. Goschler. – Robotnicy przymusowi byli objęci bardzo sztywnym, rasistowskim systemem i w zależności od pochodzenia zostali ustawieni na różnych szczeblach drabiny społecznej. I tak uważani za Germanów Holendrzy mieli się względnie dobrze, podczas gdy Rosjanie czy Polacy byli bardzo źle traktowani.

Białe plamy

Prof. Krzysztof RuchniewiczZdjęcie: DW/A. M. Pędziwol

Mogłoby się zdawać, że praca przymusowa w III Rzeszy to już temat niemal zamknięty. Żyją jeszcze tylko nieliczne jej ofiary, mają około 90 i więcej lat, niedługo ostatni odejdą. – Jak długo jeszcze są, punktem ciężkości naszej działalności będzie wsparcie dla nich i ich krewnych, którzy zwłaszcza w Europie Wschodniej znajdują się w bardzo trudnej sytuacji socjalnej – mówi prezes EVZ Eberhardt. – Potem będziemy wspierać badania i edukację.

A jest co badać. Wiele obszarów nie zostało jeszcze tkniętych przez historyków. – Dam tylko jeden przykład – mówi prof. Ruchniewicz. – Do dzisiaj nie posiadamy opracowania na temat wykorzystaniu pracy przymusowej na niemieckich uniwersytetach. To wciąż jest jedna wielka biała plama.

Europejskie doświadczenie

Dlaczego jest to tak ważne, by pamiętać o robotnikach przymusowych? Można się czegoś nauczyć z tej historii? – Istnieją bardzo proste, czasami wręcz nazbyt proste lekcje: Zabijanie ludzi nie jest niczym dobrym – odpowiada Eberhardt. – Widać jednak, jak szybko i jak radykalnie ludzie w określonych sytuacjach zapominają o tym. Praca przymusowa była wykonywana na oczach wszystkich. Ale funkcjonowała, bo ludzi dzielono, na istoty ludzkie i takie, które aż tak ludzkie nie są i którym można było kazać pracować dla siebie.

Prof. Goschler dodaje kolejny powód: – Naziści ściągali robotników przymusowych z wszystkich okupowanych krajów, czyli praktycznie z całej Europy. Mamy tu europejskie doświadczenie i możliwy punkt wyjścia do debaty o nazizmie na europejskiej płaszczyźnie. To dobry argument, by powiedzieć, że opłaca się o tym nadal pamiętać.

Politycy nie przyszli

Forum było naukowe, ale dotykało tematu często pojawiającego się na ustach polskich polityków. Czy któryś z nich się nią zainteresował? – Mimo że informowaliśmy o nim wiele osób, to nie ujrzałem na sali żadnego z polityków – odpowiada prof. Ruchniewicz. Jego zdaniem jest to generalny problem, że polscy politycy zbyt mało korzystają z możliwości poszerzenia horyzontów i innego spojrzenia na problemy, z którymi są konfrontowani.

– Ale być może są oni tak przekonani o swojej nieomylności, że nie potrzebują dodatkowego wsparcia ze strony ludzi z wielu krajów, którzy w sposób intensywny przez trzy dni dyskutowali na temat pracy przymusowej i sposobów mówienia o niej.

Aureliusz M. Pędziwol

 

Pomiń następną sekcję Dowiedz się więcej