Niewysłane listy. Przed egzekucją żegnali się z bliskimi
2 września 2025
To był ostatni list Jana Stępniaka do rodziny. „Piszę do Ciebie ostatni list, ponieważ dzisiaj, 2 listopada 1942 roku o godz. 17:00, moje życie dobiegnie końca. Jak wiesz, spotka mnie śmierć jako niewinnego człowieka, ponieważ tak właśnie karani są Polacy. Dlatego proszę Cię przede wszystkim o modlitwę za mnie” – napisał. Miał zaledwie 19 lat.
Jan prawdopodobnie wyjechał do Rzeszy dobrowolnie w lipcu 1941 roku, aby pracować jako robotnik rolny w bawarskim Kreuzthal – wynika z dostępnej dokumentacji. W gospodarstwie zastąpił rolnika, który został powołany do Wehrmachtu, i pracował pod nadzorem jego żony. Po incydencie w Wielkanoc 1942 roku kobieta wezwała policję, a polski robotnik trafił do więzienia Stadelheim w Monachium. Tam skazano go na śmierć. Za „znieważenie narodu niemieckiego, przestępstwo z użyciem przemocy, ciągłe stosowanie przymusu oraz nielegalne posiadanie wiatrówki” – orzekł sąd.
Niewysłane listy pożegnalne
Pożegnalny list Jana Stępniaka nigdy nie został wysłany. Znajdował się – jak dziesiątki innych – w więziennych aktach egzekucyjnych przechowywanych w Archiwum Państwowym w Monachium.
– Niektóre z tych listów noszą ślady cenzury. Na czerwono zaznaczono fragmenty wyrażające krytykę nazistowskiego sądownictwa i urzędów Trzeciej Rzeszy – mówi DW dr Anke Münster z Arolsen Archives. To międzynarodowe centrum badań prześladowań nazistowskich w Bad Arolsen w Hesji dysponuje największym na świecie archiwum, w którym zgromadzono dane o ofiarach niemieckiego narodowego socjalizmu i osobach ocalałych.
Teraz Archiwa Arolsen i Archiwa Państwowe Bawarii chcą odnaleźć rodziny skazanych na śmierć więźniów Stadelheim, których listy pożegnalne nie zostały wysłane. Wśród 50 listów dziesięć pochodzi od Polaków. W czasie drugiej wojny światowej w monachijskim więzieniu zginęło 318 obywateli Polski – w egzekucjach albo popełniając samobójstwo – mówi Anke Münster.
Kara śmierci za drobne kradzieże
W latach 1933-1945 wymiar sprawiedliwości Trzeciej Rzeszy był wykorzystany do realizacji celów reżimu hitlerowskiego. Liczba przestępstw, za które można było karać śmiercią, wzrosła w tym okresie z trzech do 46. Karę śmierci nakładano nawet za drobne kradzieże.
Monachijskie więzienie Stadelheim stanowiło „centralny ośrodek egzekucyjny” Trzeciej Rzeszy. Do 1945 roku stracono tam ponad tysiąc osób.
Większość straconych w Stadelheim mężczyzn i kobiet, których listy pożegnalne zachowały się do dziś, pochodziła z Niemiec. Wśród ofiar byli również obywatele Polski, Francji, Czech i innych krajów europejskich – w wieku od 19 do 81 lat.
Zarzuty obejmowały „znieważanie niemieckości” i „wyrażanie poglądów sprzecznych z narodowym socjalizmem”. Inni byli prześladowani ze względu na swoją wiarę lub zaangażowanie polityczne.
Maria Ehrlich na śmierć została skazana prawdopodobnie za wyrażanie krytycznych opinii na temat wojny i Niemców. W dniu egzekucji, 10 lutego 1944 roku, 81-latka napisała cztery listy. „Za trzy godziny będę martwa. Jestem wdzięczna za moje życie. Wierzę, że moja śmierć przyniesie korzyść mojej ojczyźnie i mojemu miastu rodzinnemu” – pisała.
Odnaleźć potomków
Teraz Arolsen Archives pomogą odnaleźć żyjących potomków Marii, Jana i innych ofiar. Będą korzystać przy tym z europejskiej sieci wolontariuszy.
Do pierwszych trzech rodzin udało się już dotrzeć – w Polsce. Są wśród nich krewni Josefa Jankowiaka, urodzonego w 1914 roku robotnika przymusowego. Oskarżony m.in. o próbę gwałtu Polak został stracony w lipcu 1943 roku. W liście pożegnalnym pisał do bliskich, że umiera niewinnie. 1 października br. jego rodzina otrzyma kopię listu oraz inne informacje, które udało się zgromadzić pracownikom archiwum i wolontariuszom.
Ostatnia wola skazanego przez system nazistowskiej niesprawiedliwości zostanie spełniona – jego list trafi do rodziny.
Chcesz skomentować ten artykuł? Dołącz do nas na facebooku! >>