Nowa biografia Hitlera
14 października 2013Kim właściwie był Adolf Hitler? Zakompleksiałym demagogiem, ludobójcą i psychopatycznym antysemitą, czy trzeźwo myślącym politykiem, który sam siebie wykreował na "wodza narodu", korzystając z opanowanych do perfekcji metod wprowadzania innych w błąd? Był jednym i drugim, przy czym Volker Ulrich, autor nowej biografii wodza Trzeciej Rzeszy "Adolf Hitler. Lata awansu 1889-1939", wydanej nakładem wydawnictwa Fischer Verlag, na plan pierwszy wysuwa mało znane do tej pory metody działania Hitlera, które sprawiły, że stał się mistrzem autokreacji i kamuflażu.
Pora skończyć z mitami
Ambicją Hitlera było stać się politykiem, który przejdzie do historii. W tym celu musiał opanować imponujący zestaw najrozmaitszych tricków, robiących należyte wrażenie na masach, co mu się nadspodziewanie dobrze udało. Volker Ulrich pisze, że Hitler codziennie ćwiczył mięśnie rąk na gumowym ekspanderze, dzięki czemu mógł wytrzymać godzinami w pozie zwycieskiego wodza, pozdrawiającego rodaków gestem, który przeszedł do historii jako "Hitlergruß", czyli hitlerowskie powitanie, albo pozdrowienie.
Ulrich rozprawia się także z wieloma mitami narosłymi wokół Hitlera, powielanymi w niezliczonych artykułach i książkach na jego temat. Jednym z nich jest przekonanie o jego ubogim dzieciństwie. Tymczasem rodzina przyszłego "Führera" żyła na zupełnie przyzwoitym poziomie materialnym, typowym dla nieźle sytuowanego mieszczaństwa na przełomie XIX i XX wieku.
Nieprawdą jest również, jakoby Hitler był ascetą zadowalającym się paroma, najbardziej niezbędnymi sztukami odzieży i prostymi meblami. W rzeczywistości już w początkach kariery politycznej nosił skrojone na miarę garnitury, uwielbiał luksusowe samochody i zarabiał miliony na swej, sprzedawanej w milionowych nakładach, autobiografii "Mein Kampf". Zarabiał także krocie na znaczkach pocztowych z jego podobizną.
Kolejny mit, to jego życie prywatne, a właściwie jego brak. Nic bardziej mylnego, twierdzi Volker Ulrich. Było one znacznie bogatsze, niż twierdzą jego biografowie. Odnosi się to w tym samym stopniu do jego urozmaiconego życia towarzyskiego, jak i intymnego, przy czym Volker twierdzi, że kochanka Hitlera Eva Braun w gruncie rzeczy występowała otwarcie w roli pani domu nie tylko w jego rezydencji w Berghofie.
Urodzony aktor i manipulator
Niemal wszystko, co Hitler prezentował publicznie, było starannie przestudiowaną i wyćwiczoną pozą, pisze Ulrich. Hitler potafił być czarujący, albo przeciwnie: brutalny i odrażający, jeśli uznał, że w ten sposób wywrze należyte wrażenie na swych rozmówcach. Także jego słynne wybuchy nieopanowanego gniewu były grą obliczoną na uzyskanie zamierzonego efektu.
Miał wyjątkowy talent chwytania w lot istoty sprawy i potrafił dużo szybciej, niż osoby z jego otoczenia, a później także politycy, z którymi się spotykał, właściwie reagować na najdrobniejsze nawet zmiany w nastroju i sytuacji i wykorzystywać to na swoją korzyść. W istocie rzeczy tajemnica jego sukcesów jest banalnie prosta: każdemu zawsze mówił to, co ten chciał usłyszeć Ale rozpoznanie zainteresowań i potrzeb rozmówcy to sztuka, którą opanowało niewielu.
Hitler był najbardziej sobą w roli oratora. Przemawiając posługiwał się paroma, stale powtarzanymi trickami. Każde przemówienie rozpoczynał powoli i z namysłem, starając się wychwycić nastrój słuchaczy. Kiedy mu to się udało, zaczynał grę na ich emocjach, rozpalając ich do białości i kończąc wystąpienie efektownym sloganem, który zawsze budził żywiołową akceptację i zbiorowy entuzjazm na sali.
Volker cytuje w książce 19-letniego wówczas studenta Golo Manna, który wysłuchał jednego z takich przemówień Hitlera w roku 1928, a więc jeszcze przed objęciem przez niego władzy w Niemczech. Mann przyznaje, że chwilami ulegał jego hipnotyzującemu wpływowi, a jego przyjaciel, jak pisze: "czysto żydowskiego pochodzenia", co chwila szeptał mu do ucha: "przecież on ma rację!".
Aktorskie talenty Hitlera w nieporównany sposób sparodiował potem Charlie Chaplin. Dobra parodia wymaga jednak materiału na najwyższym poziomie jakościowym, a tego Hitler miał pod dostatkiem. O tym też warto pamiętać.
Czy ta biografia jest potrzebna?
To pytanie pojawia się niemal automatycznie po ukazaniu się każdej, nowej książki o Hitlerze, a zwłaszcza biografii. "Przecież o nim napisano już wszystko i wszystko jest jasne" - twierdzą przeciwnicy gloryfikowania, albo choćby tylko popularyzowania jednego z największych zbrodniarzy w historii.
Otóż - nie wszystko jest jasne i staranna analiza mało do tej pory zbadanych źródeł w Bernie i Berlinie, które spenetrował Volker Ulrich, dowodzi, że taki wysiłek się opłaca, bo poznajemy nowe fakty, inne dostrzegamy w nowym świetle, a główny bohater przestaje być jednowymiarowym demonem, przybierajającym niekiedy karykaturalne wręcz formy i staje się człowiekiem z krwi i kości, którego należy osądzić na podstawie jego działań, a nie mitów i legend o nich.
Z tego względu nowa biografia Hitlera pióra Volkera Ulricha staje się cennym uzupełnieniem dwóch, uznanych do tej pory za najlepsze. Chodzi o biografie pióra Joachima Festa z roku 1973 i Iana Kershawa z roku 1998. Na pierwszej zaważył wpływ Alberta Speera, a druga ukazała Hitlera głównie jako dyktatora, osadzonego w określonych strukturach politycznych, gospodarczych i społecznych, a w dużo mniejszym stopniu jako człowieka. Książka "Adolf Hitler. Lata awansu 1889-1939" wypełnia tę lukę.
Tillmann Bendikowski / Andrzej Pawlak
red. odp.: Elżbieta Stasik