Nowe trendy z Paryża. "Żółte kamizelki“ i „czerwone szaliki”
Andreas Noll
29 stycznia 2019
Dopiero czas pokaże, czy ruch „czerwonych szalików” będzie poważną konkurencją dla „żółtych kamizelek” – wyjaśnia ekspert w rozmowie z DW.
Reklama
DW: Od tygodni „żółte kamizelki” demonstrują i blokują ulice w całej Francji. Teraz sformował się konkurencyjnych ruch „czerwonych szalików”. Co się za nim kryje?
Stefan Seidendorf: Jest to ruch, który narodził się z frustracji wywołanej zmasowanymi protestami „żółtych kamizelek”, które co weekend wylegają na ulice. Najpierw była to indywidualna inicjatywa, która skrzyknęła się na Facebooku, podobnie jak „żółte kamizelki”. „Szaliki” walczą jednak o inną sprawę: chodzi im o powstrzymanie przemocy i zorganizowanie republikańskiego marszu na rzecz wolności pod hasłem „Tak dla demokracji - Nie dla rewolucji”. Jest to w pewnym sensie kontrapunkt do medialnej uwagi, która skupiona jest co weekend na protestach „żółtych kamizelek”.
DW: Co ruchowi „czerwonych szalików” udało się do tej pory osiągnąć?
St.S: W ubiegły weekend miała miejsce pierwsza większa demonstracja w Paryżu z udziałem ponad 10 tys. uczestników – jak podała policja. W porównaniu z 4 tys. „żółtych kamizelek”, które wyszły na ulice w Paryżu, była to faktycznie większa demonstracja. Pod tym względem wygrały „szaliki”. Lecz w ten weekend generalnie w Paryżu było kilka demonstracji – odbył się także „Marsz na rzecz klimatu”, który zmobilizował ponad 8 tys. osób.
DW: Czy „czerwone szaliki” ułatwiają życie prezydentowi Macronowi?
St.S.: Partia prezydenta i rząd bardzo się starały, żeby nikt nie kojarzył ich z tym ruchem. Chciano zapobiec wrażeniu, że ruch ten mógłby być kierowany lub sterowany, bowiem jest to ruch oddolny przeciwko „żółtym kamizelkom”, który tak samo ma prawo mówić „naród to my” i chce pokazać, że nastroje we Francji są bardziej zróżnicowane i złożone niż można by sądzić na pierwszy rzut oka.
Oczywiście, jest to pewna ulga dla prezydenta. W mediach mówiono bardzo wiele o rozwoju sytuacji i o „szalikach” mówiono nawet więcej niż o „kamizelkach”. Generalnie protesty i blokady „żółtych kamizelek” są manifestacją nastrojów panujących we francuskim społeczeństwie, które ma wszystkiego po prostu dosyć. Dla prezydenta jest to kluczowy moment. Może on faktycznie zapanować nad opinią publiczną i ruch „czerwonych szalików” jest w tym bardzo pomocny.
DW: Właściwie złość ludzi powinna zostać skierowana w jakieś uporządkowane tory. Prezydent Macron nakazał obecnie zorganizowanie w całym kraju powszechnej debaty. Czy te nowe protesty są dowodem na to, że Francuzi swoje różnice zdań wolą jednak „rozgrywać” na ulicy?
St.S: Jedno wiąże się z drugim. Powszechna debata w formie różnych imprez i spotkań jest oczywiście trudniejsza do transportowania w mediach. Nie jest ona tak widowiskowa jak strzelające race czy płonące barykady. Od kiedy w połowie stycznia zaczęła się we Francji ta wielka debata, opinia publiczna zdaje się być niezdecydowana wobec różnych dróg, jakimi można by pójść. Jest wiele podparcia dla uporządkowanego politycznego procesu w celu przezwyciężenia kryzysu, dlatego wcale nie jest pewne, że „żółte kamizelki” faktycznie zawsze będą na pierwszym miejscu w mediach.
Barwy protestu
Żółte kamizelki, czerwone koszule, kobiety w bieli lub czerni – kolory odgrywają znaczącą rolę w starciach politycznych. Są oznaką solidarności i stanowią o tożsamości danej grupy. Krótki przegląd barw protestów.
Zdjęcie: Reuters/S. Mahe
Żółte kamizelki
Recepta jest prosta: bierze się żółtą kamizelkę ostrzegawczą, umawia na Facebooku i wychodzi na ulicę. Ruch Gilêts Jaunes (żółtych kamizelek) jest różnorodny, nie ma w nim przywódcy ani hierarchii, nie jest związany z żadną partią. Przyciąga zarówno lewicowe jak i prawicowe ugrupowania. Wszystkich jednoczy protest przeciwko polityce prezydenta Emmanuela Macrona.
Zdjęcie: Reuters/S. Mahe
Czerwone koszule…
W Tajlandii na ulice wyszły czerwone koszule – zjednoczeni w Ludowym Sojuszu na Rzecz Demokracji przeciwnicy dyktatury. Czerwone koszule sympatyzowały z pozbawionym w 2006 r. władzy w zamachu stanu premierem Taksinem Shinawatrą. Ruch organizował liczne masowe protesty, zwracające uwagę także optycznie.
Zdjęcie: AP
... przeciwko żółtym koszulom
Po przeciwnej stronie stały żółte koszule: głównie liberałowie lub konserwatyści, których jednoczyło odrzucanie polityki Thaksina. Wiele żółtych koszul było zwolennikami najdłużej panującego monarchy na świecie Bhumibola Adulyadeja. Symbolizujący ich kolor – żółty, uosabia w Tajlandii poniedziałek. Kolor czerwony – niedzielę.
Zdjęcie: picture-alliance/dpa/Royal Household Bureau
Barwa władzy
Kolory zawsze były wyrazem układu sił politycznych. Do późnego średniowiecza noszenie czerwonych lub purpurowych szat było dozwolone tylko w najwyższych kręgach. Uzyskanie tych kolorów było bowiem nadzwyczaj pracochłonne i kosztowne. Kolorystyczne kody znaczeniowe zachowały się jeszcze w Kościele katolickim. Czerwień jest oznaką godności kardynalskiej.
Zdjęcie: Reuters
Rewolucja parasolek
Kolory zatem jednoczą. I demonstrują tę jedność na zewnątrz. Czasami barwy mogą zastąpić np. parasole. W Hongkongu tysiące ludzi wyszło w 2014 r. na ulice domagając się demokratycznych wyborów. Dla ochrony przed palącym słońcem mieli z sobą parasole, którymi chronili się też przed gazem łzawiącym i pałkami policyjnymi. Parasole Hongkongu stały się symbolem oporu i obywatelskiego nieposłuszeństwa.
Zdjęcie: AFP/Getty Images/D. de la Rey
„Władza w ręce ludzi“
W wielu częściach Hongkongu demonstranci umawiali się, że będą mieli z sobą parasole tego samego koloru – przeważnie były one żółte. Grupa wydawała się dzięki temu bardziej homogeniczna. Pojawiły się też parasole ze znanym z piosenki Johna Lennona hasłem: „Power to the People“ - „Władza w ręce ludzi“.
Zdjęcie: picture-alliance/epa/A. Hofford
Zielona rewolucja
Po wyborach prezydenckich w Iranie w czerwcu 2009 r. w licznych miastach wybuchły protesty. Demonstranci zarzucili władzy sfałszowanie wyniku wyborów dla utrzymania na stanowisku prezydenta Mahmuda Ahmadineżada. Opozycjoniści nosili kolor islamu – zielony. Siły bezpieczeństwa brutalnie tłumiły protesty, tysiące aresztowano, wielu ludzi zginęło.
Białe chusty
Ich znakiem rozpoznawczym są białe chusty: od 1977 r. matki z Plaza de Mayo spotykały się na placu właśnie o tej nazwie. Żądały od argentyńskiej junty (a później od cywilnego rządu) prawdy o losach swoich bliskich – dzieci, mężów, braci. Podczas dyktatury wojskowej w Argentynie zaginęło blisko 15 tys. osób. Zostali bezpodstawnie aresztowani, torturowani i zamordowani.
Zdjęcie: picture alliance/AP Photo
Kobiety w czerni
Historia kobiet w czerni rozpoczęła się w Jerozolimie, podczas pierwszej intifady w 1988 r. Ubrane na czarno izraelskie i palestyńskie kobiety protestowały w milczeniu przeciwko okupacji palestyńskich terytoriów. Zainicjowaną przez nie formę protestu podchwyciły kobiety na całym świecie – tak jak na tym zdjęciu - w 2013 r. w Belgradzie.
Zdjęcie: DW/Igor Jeremic
Czerwone sztandary
Przez wieki czerwień była kolorem panujących. Zmieniło się to z czerwoną czapką jakobińską, ważnym atrybutem rewolucji francuskiej. Od czapki do sztandaru jest niedaleko. Czerwień stała się kolorem rewolucji i emancypacji, dominującym na demonstracjach partii komunistycznych, socjalistycznych i socjaldemokratycznych, jak na widocznej na zdjęciu pierwszomajowej paradzie w Moskwie w 1971 r.
Zdjęcie: picture-alliance/Tass
Czarne lub brunatne koszule
Do starć z ruchem robotniczym faszyści wkładali chętnie czarne koszule. Albo brunatne, tak jak bojówki SA, oddziałów szturmowych NSDAP. Mundury pozwalają wyróżnić indywiduum w masie albo pomagają mu w niej zniknąć. Dziś w żargonie politycznym „czarnymi” określa się partie konserwatywne.
Zdjęcie: picture-alliance/dpa
Kolor purpury
Purpura jest barwą ruchu feministycznego. Kolor purpurowy powstający z wymieszania różu i niebieskiego – farb tradycyjnie przypisywanych dziewczynkom i chłopcom, idealnie nadaje się na symbol równouprawnienia płci. W literaturze barwa ta zasłynęła dzięki powieści Alice Walker „Kolor purpury”, sfilmowanej przez Spielberga historii o samowyzwoleniu się maltretowanej, pomiatanej Celie.
Zdjęcie: picture-alliance/dpa
Tęczowa flaga
Pod flagą w kolorach tęczy gromadzą się równie barwne ugrupowania: LGBT, pacyfiści, ekolodzy, jak choćby sympatycy Greenpeace. Tęczowa flaga symbolizuje przełom, zmiany, tolerancję i pokój. W Niemczech pojawiła się już wcześnie, bo podczas wojny chłopskiej w 1525 roku.
Zdjęcie: picture-alliance/ZUMA PRESS/R. Pinney
13 zdjęć1 | 13
DW: Czy sądzi pan, że w konsekwencji obydwa te ruchy zmienią francuski krajobraz partyjny?
St.S: Oba te ruchy są właściwie konsekwencją wielkiego przełomu w krajobrazie partyjnym, jaki nastąpił podczas wyborów prezydenckich i parlamentarnych w roku 2017. Ale jest to także wyraz sięgających głębiej wstecz przełomowych zmian we francuskim społeczeństwie, które jest coraz bardziej podzielone. Z tego względu ruchy te to siły polityczne, które jednak do tej pory nie mają ani struktury ani organizacji. Nie wiadomo, jak te ruchy wyglądałyby w zestawieniu z tradycyjnymi partiami. Te bowiem w dalszym ciągu istnieją, nawet jeżeli po wyborach parlamentarnych 2017 są mocno nadwyrężone. Do tej pory żadnemu z ugrupowań nie udało się faktycznie wchłonąć ani jednego z tych ruchów: ani skrajnej lewicy, ani prawicy, ani burżuazyjnej opozycji. Musimy cierpliwie poczekać na dalszy rozwój sytuacji.
Dr Stefan Seidendorf od roku 2014 jest wicedyrektorem Niemiecko- Francuskiego Instytutu w Ludwigsburgu, gdzie kieruje działem europejskim.