1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Olaf Scholz. Niegdyś niedoceniany przyszły kanclerz

26 listopada 2021

Olaf Scholz ma spore doświadczenie w sprawowaniu czołowych urzędów politycznych, ale niewiele charyzmy. Jako szorstki, trzeźwy pragmatyk był często niedoceniany.

Przyszły kanclerz Niemiec Olaf Scholz
Rozmowy koalicyjne między SPD, Zielonymi i FDPZdjęcie: Michael Kappeler/dpa/picture alliance

Jeśli wszystko pójdzie tak, jak Olaf Scholz to sobie wyobraża, ten 63-letni socjaldemokrata zostanie w grudniu następcą Angeli Merkel w Urzędzie Kanclerskim. Ze sfatygowaną, skórzaną aktówką w ręku, z którą nie rozstaje się od 40 lat. Jako szef koalicji rządowej złożonej z SPD, Zielonych i FDP. Po dwóch miesiącach rokowań, koalicja sygnalizacji świetlnej (nazwana tak od barw wchodzących w jej skład partii – czerwonej, żółtej i zielonej) zgodziła się na umowę o utworzeniu wspólnego rządu.

Kto by o tym pomyślał, gdy w sierpniu 2020 roku SPD wysunęła Olafa Scholza jako swojego kandydata na kanclerza? Jeszcze w 2019 roku przecież przegrał rywalizację o stanowisko przewodniczącego SPD. Nie tylko dlatego, że socjaldemokraci chcieli wtedy zdecydowanie bardziej lewicowego kierownictwa, ale dlatego, że ten introwertyczny pragmatyk nigdy nie zdołał pozyskać dla siebie serc często bardzo emocjonalnych członków SPD.

SPD od dawna już spisano na straty

Ale Olaf Scholz, od 2018 roku federalny minister finansów i wicekanclerz, był w szeregach SPD jedynym człowiekiem naprawdę dużego kalibru politycznego, któremu można było zaufać, że poradzi sobie z tym wyzwaniem. SPD, jako młodszy partner w koalicji z CDU i CSU, w sondażach wyborczych znajdowała się daleko w tyle, bez szans na zwycięstwo w wyborach.

Przez wiele miesięcy kampanii wyborczej Olaf Scholz był publicznie wyśmiewany. Wydawał się być odległy od rzeczywistości, gdy stale mówił o swojej woli zwycięstwa i twierdził, że to właśnie on będzie przyszłym kanclerzem. Na końcu okazało się, że stoicki spokój, z jakim na pozór niewzruszenie prowadził swoją kampanię, był jedną z tajemnic sukcesu nowego, jak wszystko na to wskazuje, kanclerza Republiki Federalnej.

Współprzewodniczący SPD Norbert Walter-Borjans i Saskia Esken przedstawiają Olafa Scholza jako kandydata na kanclerza w sierpniu 2020 rokuZdjęcie: Reuters/Bensch

Jak teflon. Wiele po nim spływa bez śladu

Przyjmować porażki bez słowa skargi, dalej kroczyć wcześniej wytyczonym szlakiem i nigdy nie tracić wiary w swoje siły – to życiowe motto Olafa Scholza, urodzonego w Osnabrueck w 1958 roku. Od kilku lat mieszka z żoną, Brittą Ernst (będącą ministrem oświaty w Brandenburgii) w Poczdamie niedaleko Berlina.

Scholz został obdarzony niewzruszoną pewnością siebie. W ciągu swej trwającej kilkadziesiąt lat kariery politycznej przeżył niejedno rozczarowanie i niejedną porażkę, ale żadna z nich nie wytrąciła go na dłużej z obranej drogi.

Tak było nawet w przypadku skandalu podatkowego cum-ex i afery Wirecard, gdy musiał stanąć przed komisją śledczą Bundestagu. Wprawdzie nie wypadł wtedy najlepiej, bo stale zasłaniał się brakiem pamięci, ale ostatecznie nic nie można mu było udowodnić i krytyka jego ówczesnego sposobu zachowania się spłynęła po nim bez śladu.

Olaf Scholz w kwietniu przed przesłuchaniem przez komisję śledczą ws. WirecardZdjęcie: MICHELE TANTUSSI/AFP via Getty Images

Cicha, ale skuteczna kariera polityczna

Mozolnie, ale uparcie i wytrwale, Olaf Scholz wspinał się po szczeblach kariery politycznej. Dokonał nawet zaskakującego zwrotu. Jako wiceprzewodniczący młodzieżowej przybudówki SPD Jusos, w latach 80. ubiegłego wieku agitował w duchu radykalno-socjalistycznym na rzecz „przezwyciężenia kapitalistycznej ekonomii”, ale podczas pracy we własnej kancelarii w Hamburgu, zajmującej się prawem pracy, wiele nauczył się o zasadach funkcjonowania gospodarki i roli, jaką odgrywają w niej samodzielne przedsiębiorstwa. To nacechowało go na całe życie.

Szybko zaczęto go zaliczać do konserwatywnego skrzydła w SPD. Nie tylko pod względem gospodarczym i politycznym. Jako senator spraw wewnętrznych w rządzie Hamburga w roku 2001 zarządził podawanie środków wymiotnych dilerom narkotyków w celu zabezpieczenia materiałów dowodowych, a jako sekretarz generalny SPD opowiedział się za programem reform na niemieckim rynku pracy „Agenda 2010”, nie zważając na sprzeciw wielu lewicowych członków partii. Ta reforma silnie wpłynęła na stan finansów u bezrobotnych w Niemczech.

Silne emocje są mu obce

Ponieważ Olaf Scholz często ucieka się do powtarzanych w niemal mechaniczny sposób formułek technokratycznych, otrzymał przydomek „Scholzomat”, będący zbitką słów „Scholz” i „automat”. – Jestem sprzedawcą wiadomości. Muszę zatem wykazać się pewną niewzruszonością i nieustępliwością – bronił się Scholz.

Jako „Scholzomat” miał nieco więcej włosów: sekretarz generalny SPD Olaf Scholz w maju 2003 r.Zdjęcie: Ingo Wagner/dpaweb/dpa/picture alliance

Ale to tylko część prawdy. Olaf Scholz nie jest człowiekiem, który chętnie okazuje emocje i daje się wyprowadzić z równowagi. To wszystko jest mu obce. Zawsze jest opanowany i nawet w chwilach dużej radości przypomina chłodnego, brytyjskiego lokaja. Ludzie, którzy go dobrze znają i od dawna z nim współpracują twierdzą, że nigdy nie podnosi głosu, ani tym bardziej nie krzyczy wtedy, gdy w zasadzie powinien okazać swą wściekłość z jakiegoś powodu.

Gdy jest czymś poruszony, najwyżej przestępuje z nogi na nogę i czerwienieją mu uszy. Można to było zauważyć podczas jego telewizyjnego pojedynku z kandydatem CDU na kanclerza, który go stale atakował.

Koronakryzys i „finansowa bazooka”

Od 2007 roku Olaf Scholz pełni niemal nieprzerwanie wysokie stanowiska. Najpierw jako federalny minister pracy, później jako pierwszy burmistrz Hamburga. W 2018 roku powrócił do Berlina i objął stanowisko federalnego ministra finansów i wicekanclerza. Mówi się o nim, że od tego czasu miał już na oku urząd kanclerza Niemiec.

Jego wpływy i znaczenie zwiększyły się podczas pandemii koronawirusa. Jako minister finansów to on decydował o idącej w miliardy euro pomocy dla przedsiębiorstw. Wykorzystał to do tego, żeby jak najczęściej znajdować się w centrum uwagi. Już wiosną 2020 roku, gdy pandemia w Niemczech dopiero się zaczynała, mówił o pomocy, że jest to „bazooka, której musimy użyć”.

To był ważny gest Angeli Merkel

00:45

This browser does not support the video element.

„Kto chce ode mnie przywództwa, ten je dostanie”

Niemcy poradzą sobie finansowo z pandemią, tak brzmi od tego czasu jego motto. Do końca przyszłego roku Niemcy zaciągnęły 400 mld euro nowych długów. W walce wyborczej Olaf Scholz zapewniał, że zdołają je spłacić i nie należy żywić obaw z tego powodu. Wskazywał przy tym na sposób, w jaki Niemcy wyszły obronną ręką ze światowego kryzysu finansowego i gospodarczego z lat 2008/2009 i że w ciągu najbliżej dekady wyjdą także z koronakryzysu.

Na jesieni tego roku okazało się jednak, że pandemia nie została pokonana, a duża liczba osób zakażonych koronawirusem odbija się negatywnie na niemieckiej gospodarce. Nowa koalicja rządowa będzie musiała zaciągnąć nowe długi, żeby pomóc zagrożonym firmom.

Przed Scholzem, jako nowym kanclerzem Niemiec, piętrzą się trudne wyzwania. Także w polityce. Jednym z nich jest sprawne zarządzanie koalicją rządową, po raz pierwszy w historii FRN złożoną z trzech, jakże różnych, partii.

Nawet jeśli podczas rozmów koalicyjnych dominowała harmonia i wola dojścia do porozumienia, prędzej czy później pojawią się między nimi tarcia i rozbieżności. Olaf Scholz ma na to gotową odpowiedź, której już raz użył, gdy był pierwszym burmistrzem Hamburga: „Kto chce ode mnie przywództwa, ten je dostanie”.

Chcesz skomentować ten artykuł? Zrób to na Facebooku! >>