Orban kontra Ukraina: nienawiść w stylu „Wielkiego Brata”
9 maja 2025
Klip wideo pokazuje śledczych, odciski palców, zdjęcia z miejsca zbrodni, laboratorium narkotykowe i naboje, a następnie głowę czarnego wilka patrzącego złośliwie w kamerę. Mężczyzna mówi głębokim, groźnym głosem: „Handel narkotykami i bronią to specjalność ukraińskiej mafii. Ich bezlitosność jest znana na całym świecie. Wojna oddała w ich ręce więcej broni niż kiedykolwiek wcześniej”.
Potem widać przejeżdżający czołg, mężczyznę zakładającego kominiarkę, a następnie zdjęcie przewodniczącej Komisji Europejskiej Ursuli von der Leyen. „Bruksela igra z ogniem. Jeśli Ukraina dołączy do UE, ukraińska mafia bez przeszkód dotrze na Węgry” – słychać.
Ten i podobne klipy są obecnie emitowane we wszystkich prorządowych mediach na Węgrzech. Są one częścią kampanii rozpoczętej niedawno przez premiera Viktora Orbana przeciwko członkostwu Ukrainy w UE. Wszyscy obywatele Węgier mają czas do 20 czerwca, aby zagłosować, czy są za, czy przeciw przystąpieniu Ukrainy do UE. Rząd Węgier – co nie jest zaskoczeniem – jest przeciwny.
Viktor Orban od wielu lat niezawodnie realizuje prorosyjski i antyukraiński kurs. Ostrość jego tonu i doboru słów wobec Ukrainy stale rośnie. Jednak obecna kampania zdecydowanie przewyższa wszystkie poprzednie kampanie oszczerstw i zniesławień stosowanych przez Orbana, od tak zwanych konsultacji narodowych przeciwko nielegalnym imigrantom po antysemicką kampanię oszczerstw przeciwko miliarderowi giełdowemu węgiersko-żydowskiego pochodzenia George'owi Sorosowi.
Jak w „Roku 1984” Orwella
Obecnie Węgry wyglądają tak, jakby skopiowały „dwuminutowe kampanie nienawiści” z powieści George'a Orwella „Rok 1984”, z tą różnicą, że nie odbywają się one przez dwie minuty dziennie, ale przez całą dobę. Ich wydźwięk: apokaliptyczne niebezpieczeństwo zbliża się do Węgier ze wschodu, z Ukrainy, podczas gdy Bruksela pociąga za sznurki na Zachodzie.
Z plakatów w całym kraju spogląda na Węgrów ponury Wołodymyr Zełenski, a za nim uśmiechnięta Ursula von der Leyen i lider konserwatywnej grupy EPL, Manfred Weber. Antyukraińska propaganda jest stale nadawana w telewizji i radiu, użytkownicy mediów społecznościowych są zalewani antyukraińskimi wiadomościami, a członkowie rządu nieustannie mówią Węgrom na spotkaniach w małych prowincjonalnych miastach, jak zła jest Ukraina.
Wstrząsające kłamstwa propagandowe
Sąsiedni kraj jest przedstawiany jako „centrum handlu narkotykami i przestępczości zorganizowanej w Europie Wschodniej”, ciemna strefa pełna barbarzyńskich mas ludzi, którzy albo należą do mafii, albo czekają, aby zalać Węgry swoją „tanią siłą roboczą” i otrzymać węgierskie emerytury. Zgodnie z tekstem towarzyszącym kampanii, gdyby Ukraina była członkiem UE, bezpieczeństwo publiczne i system opieki zdrowotnej na Węgrzech załamałyby się. Następnie „gorsze ukraińskie produkty rolne zagroziłyby zdrowiu narodu węgierskiego”. Węgierscy rolnicy zbankrutowaliby, a każda węgierska rodzina musiałaby „płacić kilkaset tysięcy forintów rocznie za członkostwo Ukrainy w UE”, co odpowiada mniej więcej miesięcznym zarobkom.
Są to propagandowe kłamstwa, które są równie przerażające, co rasistowskie. Orban nie tylko je rozpowszechnia, ale także sam wypowiada niemal codziennie. Na przykład w swoim cotygodniowym przemówieniu radiowym w piątek, 2 maja: „Członkostwo Ukrainy w UE doprowadziłoby węgierską gospodarkę do ruiny. Ukraina jest krajem, który nie jest w stanie sam się utrzymać. Jeśli więc do Ukrainy nie popłyną pieniądze z Zachodu, to państwo to nie będzie istnieć. Ukraińcy domagają się – nie proszą. Tacy są Ukraińcy, domagają się – aby Unia Europejska utrzymywała wielomilionową armię ukraińską, jeśli Stany Zjednoczone nie dadzą żadnych pieniędzy. Ponieważ ich zdaniem mają prawo do takiej armii”.
Chodzi o politykę wewnętrzną
Choć brzmi to absurdalnie, tło kampanii jest łatwe do wyjaśnienia. Chodzi przede wszystkim o węgierską politykę wewnętrzną. Na Węgrzech rozprzestrzenia się zmęczenie Orbanem, napędzane korupcją i arbitralnością ze strony Orbana, jego rodziny i kręgu władzy. Po raz pierwszy premier ma przeciwnika w osobie lidera opozycji Petera Magyara, który jest zdecydowanie najpopularniejszym politykiem w sondażach i którego partia Tisza znacznie wyprzedza Fidesz Orbana. Regularne wybory parlamentarne odbędą się wiosną przyszłego roku. W obecnej sytuacji Orban przegrałby – i groziłoby mu postępowanie wyjaśniające i więzienie za korupcję oraz nadużycie urzędu.
Chcesz skomentować ten artykuł? Zrób to na facebooku! >>
Premier i jego rząd od jakiegoś czasu starają się więc znaleźć temat, za pomocą którego mogliby skutecznie oczernić Magyara. Ostatnio nagle pojawiła się Ukraina. Kiedy Orban niejasno ogłosił obecną antyukraińską kampanię w marcu, Magyar go wyprzedził. Tysiące wolontariuszy z partii Tisza zbierało opinie na temat różnych kwestii, w tym członkostwa Ukrainy w UE, w każdym węgierskim mieście i gminie. Wynik był prawdopodobnie zaskakujący nawet dla Magyara: 58 procent Węgrów popiera to członkostwo.
Sondaże na zamówienie
Kiedy wyszło to na jaw, Orban i jego rząd nie oskarżyli partii Tisza o kłamstwo, ale wymyślili narrację na potrzeby obecnej kampanii. Brzmi ona następująco: „podżegająca do wojny Bruksela”, która finansuje Ukrainę, kupiła partię Tisza – wraz z Zełenskim – w celu obalenia „narodowego, pro-węgierskiego rządu pokojowego” na Węgrzech i doprowadzenia do władzy „pro-ukraińskiej, antynarodowej partii wojennej”.
To również jeży włos na głowie, ponieważ Magyar i jego partia nie są bynajmniej entuzjastycznymi zwolennikami Ukrainy. Nie jest zatem jasne, w jakim stopniu kampania Orbana będzie miała wpływ na społeczeństwo poza jego zwartym obozem wyborczym. Zwłaszcza, że węgierski rząd nie zezwala na niezależne liczenie głosów w organizowanych przez siebie głosowaniach, ani pod względem uczestnictwa, ani wyniku.
Oczekuje się, że wynik wyniesie co najmniej 67 procent głosów przeciwko członkostwu Ukrainy w UE – przynajmniej tak wynika z rzekomego sondażu przeprowadzonego przez powiązany z rządem instytut badań opinii publicznej Nezöpont w kwietniu 2025 r. Ten zawsze niezawodnie dostarcza dane, których Orban potrzebuje w danej chwili.
Rewizjonistyczne marzenia
Poza tym antyukraińska postawa premiera służy nostalgicznym rewizjonistycznym nastrojom jego samego i innych skrajnie prawicowych wyborców na Węgrzech, którzy marzą o powrocie Zakarpacia do państwa węgierskiego. Części tego zachodniego regionu Ukrainy należały do Austro-Węgier przed I wojną światową. W swoich przemówieniach Orban wielokrotnie podkreśla „jedność wszystkich Węgrów”, a jednocześnie mówi o Ukrainie jako o „ziemi niczyjej” lub „obszarze zwanym Ukrainą”, celowo sugerując scenariusz możliwego rozpadu Ukrainy i jej podziału.
Jeśli chodzi o politykę zagraniczną, antyukraińskie stanowisko Orbana może być również postrzegane jako deklaracja lojalności wobec rosyjskiego dyktatora Władimira Putina i prezydenta USA Donalda Trumpa. Dobre stosunki z Putinem odgrywają szczególnie ważną rolę dla Orbana, ponieważ powiązał on Węgry z Rosją zarówno gospodarczo, jak i finansowo.
Węgry chronią rosyjskich oligarchów
Jeden fakt jest czymś więcej niż tylko ciekawostką: podczas gdy Orban i jego rząd przedstawiają Ukrainę jako skorumpowane państwo mafijne, jednocześnie wielokrotnie chronili rosyjskich oligarchów, którzy są mocno zaangażowani w przestępczość zorganizowaną i znajdują się na listach sankcyjnych UE za zbrodnie wojenne. Rząd Orbana stara się o usunięcie oligarchów takich, jak Aliszer Usmanow i Michaił Fridman z list sankcyjnych UE.
Jednak jeśli chodzi o rzekome państwo mafijne Ukrainy, eksperci, m.in. z Organizacji Współpracy Gospodarczej w Europie (OECD), zgadzają się, że rządy prawa są tam znacznie większe niż na Węgrzech, a walka z korupcją jest skutecznie prowadzona nawet w warunkach wojny – w przeciwieństwie do sąsiedniego kraju, gdzie w ogóle to nie ma miejsca. W obecnych okolicznościach Węgry prawdopodobnie nie osiągnęłyby nawet statusu kandydata do UE z powodu swoich deficytów demokratycznych.
Artykuł ukazał się pierwotnie na stronach Redakcji Niemieckiej DW