1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

"Za chwilę padnie mur berliński. Jesteście przygotowani?"

9 listopada 2019

Anna Maria Mydlarska przetłumaczyła setki rozmów Lecha Wałęsy. Najtrudniej było przetłumaczyć dowcipy, zaznacza w rozmowie z DW i wspomina, w jakim napięciu oglądała relacje z upadku muru berlińskiego. WYWIAD

Polen Danzig | Reportage Anna Maria Mydlars, Solidarnosc
Zdjęcie: DW/M. Gwozdz-Pallokat

Deutsche Welle: Co Pani robiła 9 listopada 1989 r., kiedy mur upadał?

Anna Maria Mydlarska*: Pamiętam, że oglądaliśmy w napięciu relacje, także te w przeddzień, czyli o rozmowach Wałęsy z rządem niemieckim. Potem nadeszła informacja, że ta wizyta rządu niemieckiego zostanie w Polsce przerwana z powodu upadku muru.

Ta wiadomość delegację niemiecką zastała akurat w Polsce

Kiedy doszło do długo przekładanej wizyty w Polsce, delegacja spotkała się z Lechem Wałęsą. Ja nie tłumaczyłam, bo był tłumacz niemiecki. Spotkali się z Wałęsą jeszcze póki co tylko jako z liderem Solidarności, jako z przewodniczącym związku. Wałęsa zadał pierwsze pytanie: ”Panowie, za chwilę padnie mur berliński, za chwilę upadnie Związek Radziecki. Czy jesteście przygotowani na ten scenariusz? Wywołał konsternację, bo oni wszyscy mówili, że to nie jest coś, co wydarzy się tak szybko, że może jeszcze upłynąć wiele czasu. Nie byli takimi wizjonerami. Byli bardzo przyjaźnie nastawionymi i bardzo mądrymi politykami. Lech Wałęsa zawsze powtarzał, że uważał Genschera za najmądrzejszego wówczas polityka europejskiego. Mówili, że minie jeszcze sporo czasu.

Ale Wałęsa miał  rację  i musieli wracać  do Niemiec…

Wizyta została przerwana i tu jest kolejna anegdota, bo przerwanie tej wizyty i upadek muru wywołało taki szok, że oni bali się wracać własnym samolotem i poprosili prezydenta USA o wypożyczenie samolotu i tym samolotem wracali, czyli poczucie jednak zagrożenia związanego z tym upadkiem muru było wciąż jeszcze ogromne.

Kolejna wizyta delegacji niemieckiej odbyła się już w zupełnie innej politycznej rzeczywistości.

Tak, bo wtedy Wałęsa był już prezydentem Polski, wybranym w demokratycznych wyborach. Pierwszych prawdziwie demokratycznych wyborach powszechnych, w których nie było już żadnych ograniczeń. W Polsce to było właśnie specyficzne, że te pierwsze wybory były częściowo wolne. Były wolne do senatu, nie były w pełni wolne do sejmu, a dopiero te wybory prezydenckie były wyborami powszechnymi, wolnymi, demokratycznymi.

Anna Maria Mydlarska przed bramą stoczni i Europejskim Centrum Solidarności.Zdjęcie: DW/M. Gwozdz-Pallokat

Wówczas to nie Pani tłumaczyła, ale robiła to Pani już w latach osiemdziesiątych. Co było największym wyzwaniem tłumacząc Lecha Wałęsę na język angielski?

Najbardziej pamięta się pierwszy raz, a w moim przypadku sytuacja była naprawdę zabawna, bo była to pierwsza próba tłumaczenia czegokolwiek na żywo w moim życiu. Miałam nieco ponad 20 lat i właściwie w ogóle jeszcze nie byłam tłumaczem. Pracowałam w biuletynie "Solidarność”, pierwszym biuletynie, który powstał jeszcze podczas strajku. Podczas regionalnego zjazdu Solidarności prowadziłam biuro prasowe i tam szefowa tłumaczy Solidarności usłyszała, jak mówię po angielsku i powiedziała: chodź, chodź, przetłumaczysz kogoś. Powiedziałam, że nigdy nie tłumaczyłam na żywo, a ona na to, że to nic nie szkodzi i patrzę, a ona mnie prowadzi do Lecha Wałęsy. Od tej pory wiele razy pracowaliśmy razem. (…). Jako tłumacze staraliśmy się zawsze przygotowywać. Mieliśmy np. specjalne słowniki polsko-angielskie wyrażeń dotyczących spraw związkowych i kluczowych dla idei Solidarności. Ale Lech Wałęsa stosuje też zaskakujące obrazy, metafory, zwroty zaczerpnięte z języka biblijnego i to już była kwestia wczucia się w język osoby.

A czy kiedyś była taka sytuacja, że pomyślała Pani: poddaję się, nie dam rady?

Najtrudniejsze do przetłumaczenia są dowcipy, bo kiedy pada dowcip, to bardzo widoczna jest reakcja drugiej strony, więc albo się uda jakoś oddać żart, albo nie. Czasem wymagało to nieco więcej słów niż użył ich Lech Wałęsa, ponieważ on jest bardzo precyzyjny w swoich wypowiedziach i są bardzo błyskotliwe czy zaskakujące. Ta błyskotliwość powoduje, że wymaga to też pewnej błyskotliwości od tłumacza.

Anna Maria Mydlarska i Lech Wałęsa przed strajkami w 1988 roku.Zdjęcie: DW/M. Gwozdz-Pallokat

Ma Pani wiele zdjęć z tamtego czasu, ale też jedno, o które Pani wcale nie zabiegała.

Muszę sprecyzować, bo ja je chciałam, tylko wtedy nie miałam. To był w ogóle mój pierwszy kontakt w życiu z Lechem Wałęsą. Bezpośrednio po strajku Lech Wałęsa stał w grupie ludzi na terenie stoczni i miał mnóstwo fotografii, które ludzie przynieśli i na nich składał autografy. Stałam sobie z boku i przypatrywałam się temu i w pewnym momencie Lech Wałęsa wyciągnął rękę i podał mi jedno z tych zdjęć, a ja mówię, że ja mu nie dawałam zdjęcia, a on mi na to: "to nic nie szkodzi, ja jestem jak Robin Hood - zabieram tym, co mają dużo i daję tym, co nie mają". I pamiętam, że zrobiło to na mnie ogromne wrażenie. Ta błyskotliwość i szybkość odpowiedzi.

Upadek muru berlińskiego był konsekwencją wcześniejszych wydarzeń. Brała Pani udział w przygotowaniu pierwszego badania opinii publicznej. Jakie emocje temu towarzyszyły?

Było to jeszcze przed albo w trakcie oficjalnych obrad Okrągłego Stołu. (…). Bardzo wstrząsający był obraz świadomości ludzi, jaki z tego badania się wyłaniał. Prawie nie rozpoznawali nazw istniejących wówczas w ukryciu partii politycznych czy rodzących się partii. Nie mieli poczucia swojego ogromnego wpływu na to, co się dzieje. Tej ogromnej zmiany świadomości jeszcze nie było.

30 lat później ta świadomość  istnieje. Ile - z dzisiejszej perspektywy - jest w Pani satysfakcji, a ile rozczarowania?

Zdecydowanie więcej jest radości. Polska stała się zupełnie innym krajem. Wejście do UE, do NATO to były wtedy marzenia naprawdę odległe. Proszę spojrzeć na zestaw bardzo skromnych postulatów Solidarności. To były sprawy kluczowe, takie fundamentalne prawa człowieka. To nie była całkowita zmiana kształtu Europy, a to nam się udało. (…). Myślę, że radość z tego jest dość powszechna. We wszystkich badaniach opinii publicznej Polacy są przekonani, że dalsza droga też będzie drogą optymistyczną, co nie znaczy, że nie trzeba walczyć o pełnię demokracji, o pełnię praw, o wszelkie swobody obywatelskie, bo o to zawsze trzeba walczyć.

 

*Anna Maria Mydlarska jest scenarzystką, reżyserem filmów dokumentalnych. W latach 80-tych była tłumaczką w Biurze Komisji Krajowej NSZZ „Solidarność”. Od 2008 roku jest szefem Działu Dokumentacji Filmowej Europejskiego Centrum Solidarności.

Chcesz skomentować ten artykuł? Zrób to na facebooku! >>