1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Parlamentaryzm w pandemii. Czy wirus szkodzi demokracji?

21 października 2020

Wciąż nowe przepisy, wciąż nowe ograniczenia. Kanclerz Merkel i premierzy landów grają pierwsze skrzypce w walce z pandemią w Niemczech. A co z rolą parlamentu?

Angela Merkel po naradzie z premierami niemieckich landów
Angela Merkel po naradzie z premierami niemieckich landów Zdjęcie: Hayoung Jeon/Getty Images

W minioną środę wielu niemieckim posłom nie było do śmiechu. Kanclerz Angela Merkel spotkała się wówczas w urzędzie kanclerskim z premierami wszystkich szesnastu niemieckich landów, aby debatować o tym, co robić dalej w związku z drugą falą koronawirusa. Ale to nie ustalenia tego szczytu spotkały się z krytyką. Posłowie narzekali raczej na to, jak decyzje zostały podjęte. Mianowicie w niewielkim gronie i za zamkniętymi drzwiami. I znowu bez udziału parlamentu.

Niektórzy posłowie oceniali to bardzo krytycznie. – Od niemal dziewięciu miesięcy rząd wydaje na szczeblu centralnym, landowym i komunalnym rozporządzenia, które w nieznany w powojennych Niemczech sposób ograniczają wolność ludzi, a parlament nawet raz nad tym nie głosował – mówił Florian Post z SPD rozmowie z gazetą „Bild”.

Warto zauważyć, że te krytyczne słowa padają z ust polityka reprezentującego jedną z dwóch rządzących frakcji parlamentarnych. Niemiecka ustawa zasadnicza nie zna takiego organu jak konferencja kanclerza z szefami rządów poszczególnych landów i nie ma on uprawnień ustawodawczych, dodawał Post. Polityk domaga się, aby przedstawiciele parlamentów w końcu zostali zapytani o zdanie.

Rządzenie z tylnego fotela?

Równie ostra krytka popłynęła z szeregów opozycji. Przewodniczący liberalnej FDP Christian Lindner powiedział: - Nie może być tak, że parlament informowany jest o działaniach w koronakryzysie jedynie poprzez cotygodniowy podcast pani Merkel i poprzez konferencje prasowe. Bundestag nie jest angażowany, choć chodzi tu o drastyczne ograniczenia naszych praw podstawowych i wolności – stwierdził.

Posłowie Bundestagu czują się pomijani w sprawach dotyczących pandemii Zdjęcie: Kay Nietfeld/dpa/picture-alliance

Niezadowolenie wśród posłów Bundestagu, ale też posłów lokalnych parlamentów landowych, jest duże. Wybrańcy narodu czują się ubezwłasnowolnieni. Czują, że egzekutywa, czyli rząd federalny i rządy landowe, odbierają im uprawnienia i ich nie informują.

"Zaangażować parlamenty"

Politolog Klaus Stuewe z Katolickiego Uniwersytetu Eichstaett-Ingolstadt nie chce co prawda mówić o „demokracji rozporządzeniowej”. Ale – jak podkreśla w wywiadzie dla DW – jest jasne, że należy najmocniej jak to możliwe zaangażować parlamenty. – Także, a zwłaszcza w kryzysie, opór i krytyka ze strony parlamentów i opozycji są nieodzowne – powiedział. – Krytyczne podawanie w wątpliwość pomaga rządowi lepiej przenalizować swoje kroki i znaleźć umiar w walce z pandemią.

Krytyka dotyczy choćby tego, że to kanclerz w coraz większym stopniu decyduje. W weekend zwróciła się nawet bezpośrednio do Niemców w podcaście słowami: „Proszę Was, zrezygnujcie z każdej podróży, która nie jest naprawdę niezbędna".

Od początku pandemii słychać jednak, że kryzys to czas egzekutywy, czyli rządu. Chodzi o to, aby można było szybko podejmować decyzje. Ale równocześnie nadal musi obowiązywać zasada, że to legislatywa, czyli parlamenty, kontroluje działanie rządów. To parlamenty proponują ustawy. To posłowie są przedstawicielami woli narodu w Bundestagu. Tak napisane jest w artykule 20. niemieckiej ustawy zasadniczej. Krytycy uważają, że ta podstawowa zasada jest coraz mocniej podważana, co zagraża trójpodziałowi władzy w Niemczech, na legislatywę, egzekutywę i władzę sądowniczą.

Politolog Klaus StueweZdjęcie: upd

Patrzeć władzy na ręce

Ale irytację wywołało nie tylko ubiegłotygodniowe posiedzenie Merkel z premierami landów. Niedawno ujawniono, że Ministerstwo Zdrowia chce w trybie pilnym rozszerzyć i wydłużyć specjalne pełnomocnictwa, jakimi cieszy się w pandemii minister Jens Spahn (CDU). Nowa wersja tak zwanej ustawy o ochronie przed infekcjami umożliwiałaby ministrowi samodzielne wydawanie rozporządzeń, służących ochronie społeczeństwa przed poważnymi chorobami zakaźnymi. Projekt przewiduje m.in., że minister zdrowia będzie mógł wydawać regulacje dla ruchu lotniczego czy morskiego, jeśli wymagać tego będzie sytuacja epidemiczna.

Chcesz skomentować ten artykuł? Zrób to na facebooku! >>

Propozycje ministra zdrowia wywołały krytykę nawet ze strony jego własnej partii – CDU. Posłanka Jana Schimke (CDU) powiedziała w rozmowie z DW, że należy bardzo krytycznie postrzegać wszelkie tego typu zabiegi i rozporządzenia wydawane przez rząd.

Minister zdrowia Jens Spahn Zdjęcie: Andreas Arnold/dpa/picture-alliance

Politolog Klaus Stuewe rozumie gniew parlamentarzystów. Dlatego radzi rządowi większą wrażliwość i „mądre balansowanie” pomiędzy rządem a parlamentem. – Nie kwestionuje się odpowiedzialnego działania rządzących, gdy także w czasie kryzysu zwraca się uwagę na rolę parlamentu – ocenia politolog.

Schaeuble chce wzmocnić Bundestag

Nie może dziwić, że głos w dyskusji zabiera także przewodniczący Bundestagu. Wolfgang Schaeuble chce większego zaangażowania izby w debatę na temat metod walki z koronakryzysem. Przedstawił już klubom parlamentarnym swoje propozycje w tej sprawie. W liście skierowanym do szefów wszystkich klubów czytamy: trwająca debata „pokazuje, że Bundestag musi zaakcentować swoją rolę jako ustawodawca i forum publiczne, aby unikąć wrażenia, że walka z pandemią jest wyłącznie zadaniem egzekutywy i władzy sądowniczej”.

Okazja na wielki comeback parlamentu w koronakryzysie nadarzy się już w przyszłym tygodniu. Wówczas zaplanowane jest kolejne posiedzenie Bundestagu.

Kogo szczepić na grypę? "Nie zaszczepimy wszystkich"

01:49

This browser does not support the video element.

Pomiń następną sekcję Dowiedz się więcej

Dowiedz się więcej

Pokaż więcej na temat