Prywatne kwatery w Paryżu, oferowane turystom przez Airbnb czy inne platformy internetowe jak Homelidays czy Abritel muszą mieć obecnie oficjalny numer rejestracyjny, który można otrzymać od władz miasta. Oprócz tego władze Paryża stawiają oferentom mieszkań warunek, że mogą wynajmować je prywatnym gościom przez najwyżej 120 dni w roku.

Upust krwi

Wice-mer Paryża Ian Brossat zaznaczył, że coraz większym problemem dla miasta staje się całkowite przekształcenie prywatnych mieszkań na kwatery dla turystów czy gości biznesowych. W minionych pięciu latach w ten sposób z paryskiego rynku wykluczonych zostało szacunkowo 20 tys. mieszkań. – Chcemy powstrzymać ten upust krwi – powiedział Brossat.

Paryż jest jednym z głównych rynków dla amerykańskiego portalu prywatnego wynajmu mieszkań Airbnb. Paryska oferta obejmuje prawie 65 tys. takich kwater. Także niemieckie miasta jak Berlin czy Monachium starają się walczyć z tym, że coraz więcej mieszkań wynajmowanych jest turystom, a nie zwykłym mieszkańcom miasta. Kto w Monachium w ten sposób wykorzystuje swoje mieszkanie, ten musi liczyć się z karą nawet do pół miliona euro. W Berlinie od roku 2016 zakazano wynajmowania własnego mieszkania turystombez specjalnego zezwolenia. Dozwolone jest jedynie wynajmowanie pojedynczych pokoi czy określonej części mieszkania.

Pobił globalne sieci hoteli 

Portal Airbnb i inne tego typu platformy są solą w oku także dla branży hotelarskiej. Według danych z września 2017 Airbnb oferuje ponad 4 miliony kwater; jest to więcej niż liczba pokoi pięciu największych globalnych sieci hotelowych: Marriotta, Hiltona, InterContinental, Wyndham i Hyatt, które dysponują razem 3,3 mln pokoi na całym świecie.

Prywatna możliwość zakwaterowania np. gości biznesowych staje się także coraz popularniejsza wśród firm. Jak podaje portal tophotel.de, z usług Airbnb w bieżącym roku skorzystało na całym świecie ćwierć miliona firm, by zarezerwować lokum dla swoich pracowników. Przed dwoma laty było ich tylko 250.

 

Małgorzata Matzke (afp,tophotel.de)