1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Pedofilia w Kościele ewangelickim. Będzie raport

Astrid Prange
6 grudnia 2018

Po publikacji oficjalnego raportu nt. nadużyć seksualnych w Kościele katolickim podobny raport przygotowany został także przez Kościół ewangelicki.

Sexueller Missbrauch an Kindern
Zdjęcie: picture-alliance/dpa

Wielu krytyków Kościoła katolickiego uważa, że główną przyczyną nadużyć seksualnych jest celibat. Jednak jak się okazuje, także Kościół ewangelicki, w którym duchowni mogą się żenić, zmaga się z podobnymi problemami.

– Kościół ewangelicki zawsze twierdził, że mamy do czynienia tylko z "pojedynczymi przypadkami". To mnie denerwuje, bo dowodzi ignorancji – mówi Kerstin Claus, która jako czternastolatka w połowie lat osiemdziesiątych przez dwa lata wykorzystywana była seksualnie przez swojego pastora w Dolnej Bawarii. Claus jest dziś członkiem grupy ofiar współpracujących z pełnomocnikiem rządu RFN ds. wykorzystywania seksualnego dzieci.

Kerstin Claus była jako dziecko wykorzystywana seksualnie przez ewangelickiego pastoraZdjęcie: Christine Fenzl

Wierzchołek góry lodowej

Jak dotąd o odszkodowanie za wykorzystywanie seksualne ze strony ewangelickich duchownych wystąpiło 479 osób. Dwie trzecie z nich to byli mieszkańcy domów dziecka. Według oficjalnego raportu opublikowanego na zlecenie katolickich Biskupów w latach 1946-2014 w Kościele katolickim w Niemczech ofiarami nadużyć padło co najmniej 3677 osób. W obu Kościołach mowa jest jednak o wierzchołku góry lodowej, ponieważ wiele ofiar woli milczeć niż demaskować swoich krzywdzicieli.

Dlatego Synod Rady Kościoła Ewangelickiego PKD, najważniejsze gremium w tym Kościele, postanowiło zebrać dane ze wszystkich 20 Kościołów lokalnych i opublikować je w formie raportu. Oprócz tego planowane jest tak zwane "studium ciemnej strefy", czyli praca badawcza na temat nienotowanych nigdzie przypadków.

Stąd na razie nie wiadomo dokładnie ile osób stało się ofiarami nadużyć seksualnych w Kościele ewangelickim. Jedno jest jednak pewne: katolicki trójkąt tłumionego popędu, celibatu i klerykalizmu nie wystarcza jako proste wyjaśnienie systematycznych nadużyć. Także w Kościele ewangelickim był i jest problem strukturalny umożliwiający nadużycia seksualne i wykorzystywanie autorytetu duchownych.

– Nie da się ukryć prawdy – stwierdziła bp Kirsten Fehrs na forum Synodu EKD pełniącego w Kościele ewangelickim rolę parlamentu. Fehrs kieruje północną prowincją Kościoła ewangelickiego i jest jednocześnie przewodniczącą Rady ds. Ochrony przed Przemocą Seksualną EKD. – Zawiniliśmy wobec powierzonych nam ludzi. Także jako instytucja – oświadczyła.

Bp Kirsten Fehrs kieruje Radą ds. Ochrony przed Przemocą Seksualną EKDZdjęcie: Bodo Marks/picture alliance/dpa

 

"Elementy ewangelickiego ryzyka"

Bp Fehrs jest pionierką rozprawy z nadużyciami. W 2014 r. kazała opublikować raport dokumentujący czyny pastora, który w jednej z parafii ewangelickich pod Hamburgiem przez 25 lat wykorzystywał seksualnie nieletnich. Raport ten wymienia elementy ryzyka charakterystyczne dla Kościoła ewangelickiego. "Bezkrytyczne pomieszanie sfery prywatnej i służbowej, zdecentralizowane struktury, które zacierają kompetencje – to wszystko obniża próg zahamowań dla potencjalnych sprawców" – stwierdzają autorzy raportu.

Do specyficznie "ewangelickich elementów ryzyka" Kerstin Claus zalicza pracę z młodzieżą w związku z konfirmacją – odpowiednikiem katolickiego bierzmowania. Atmosfera zbliżenia z prowadzącym zajęcia duchownym może być wykorzystywana przez sprawców.

– Ofiary często nie interpretują nadużyć seksualnych jako takich, lecz uważają je za relacje, które nie powiodły się, ponieważ są już wieku, w którym niewykluczone są kontakty seksualne i nawet jeśli nie są one pożądane to jednak stanowią w jakimś stopniu akceptowany element bliskości – mówi Claus. Stąd płynie jej zdaniem ważny wniosek dla Kościoła ewangelickiego – relacje miłosne między duchownymi a młodzieżą w ramach duszpasterstwa nie mogą być tolerowane.

Specyficzny "ewangelicki element ryzyka": zajęcia z młodzieżą w ramach przygotowania do konfirmacjiZdjęcie: picture-alliance/dpa

Podobnie jak wiele innych ofiar Kerstin Claus widzi w postanowionym rozliczeniu Kościoła ewangelickiego z przemocą seksualną pierwszy ważny krok. Jednak ofiary muszą nadal walczyć o to, by znalazły posłuch – brzmi krytyka. Ciągle jeszcze brakuje struktur umożliwiających wymianę i współpracę wszystkich, których to dotyczy.

Kerstin Claus wie o czym mówi. Potrzebowała bardzo wiele czasu, by się przemóc i stawić czoła sprawcy. – W latach osiemdziesiątych ofiarom było o wiele trudniej się z tym przebić szczególnie tam, gdzie zawsze wierzono słowu duchownego – wspomina.

Dopiero w 2003 r. zdecydowała się zgłosić swój przypadek kierownictwu Kościoła krajowego w Bawarii. Nie otrzymała jednak odpowiedzi i nie została nawet wysłuchana. Dopiero później dowiedziała się, że kościelni przełożeni wszczęli postępowanie dyscyplinarne przeciwko pastorowi, które jednak zostało umorzone w zamian za datek pieniężny.

Jej krzywdziciel nadal jest jednak pastorem. Kieruje obecnie ewangelicką Akademią Edukacyjną, która oferuje między innymi kursy dla rodziców, którzy mają problemy ze swoimi dorastającymi dziećmi. – To skandal – uważa Claus. – Miałam zawsze tylko do czynienia z kościelnymi prawnikami, którzy próbowali odeprzeć moje zarzuty. Dopiero w 2012 r. nastąpił zwrot. Heinrich Bedford-Strohm, ówczesny biskup Kościoła ewangelickiego w Bawarii, a obecny przewodniczący EKD, przeprosił Kerstin Claus za doznane krzywdy.