„Pfizergate”. Ekspert: Von der Leyen przegrała bitwę i wojnę
14 maja 2025
DW: Jakie są prawne skutki wyroku Sądu UE ws. „Pfizergate”? Czy teraz Komisja będzie musiała opublikować SMS-y Ursuli von der Leyen i szefa Pfizera?
Prof. Alberto Alemanno: Paradoksalnie wyrok nie potwierdza, czy te SMSy w ogóle istnieją i czy są w posiadaniu Komisji Europejskiej. W piękny sposób gra on na legalności stwierdzenia: ”Komisjo Europejska, nie byłaś w stanie przedstawić wiarygodnych wyjaśnień, twierdząc, że teksty te nie istnieją lub że ich nie posiadasz. Musisz się bardziej postarać, aby faktycznie udowodnić, że nie posiadasz tych dokumentów lub że one w ogóle nie istnieją”.
Sąd ocenił, że prawnicy Komisji nie byli w stanie podczas postępowania sądowego ani potwierdzić, ani zaprzeczyć temu, że Ursula von der Leyen rzeczywiście korespondowała z prezesem Pfizera.
Co więc tak naprawdę stwierdził Sąd UE?
Jedyne, co stwierdził, to że Matina Stevis i „The New York Times” byli w stanie pokazać, iż istnieją wystarczające dowody na to, że taka wymiana wiadomości mogła mieć miejsce. To bardzo legalistyczne, bardzo prawnicze – w tym sensie, że w rezultacie tego wyroku Komisja nie jest zobowiązana do ujawnienia czegoś, o czym nawet nie wiemy, że istnieje.
A to prowadzi mnie do najważniejszego wniosku płynącego z tej sprawy: od tej pory Komisja nie może sobie pozwolić na prowadzenie merytorycznych rozmów za pośrednictwem takich środków komunikacji jak SMS-y.
Możemy się spodziewać, że Komisja stwierdzi, iż nikt [z jej urzędników] nie może już wymieniać się merytorycznymi informacjami za pomocą wiadomości tekstowych, ponieważ nie można ich archiwizować. W skrócie: „nie mamy nad tym kontroli, więc unikajmy tego medium”.
Czego mogą zatem używać?
Maili, bo można je archiwizować i zostaje po nich ślad. Rozmów telefonicznych – bo były używane od dekad. Ale SMS-ów nie i to jest dla mnie fakt, który otwiera szeroką dyskusję o używaniu technologii przez unijnych urzędników – nie tylko przywódców, ale też komisarzy, innych członków Komisji, ich sztabów oraz pracowników innych niż KE instytucji.
Podstawa prawna dzisiejszego wyroku – rozporządzenie nr 1049/2001 PE i Rady z 30 maja 2001 r. ws. dostępu publicznego do dokumentów PE, Rady i Komisji – stosuje się do wszystkich europejskich instytucji i agencji. W tym sensie dzisiejszy wyrok może być postrzegany jako „zabicie” SMS jako legalnego narzędzia komunikacji unijnych funkcjonariuszy publicznych i całej unijnej administracji.
A co ten wyrok oznacza dla samej Ursuli von der Leyen?
Ma konsekwencje dla jej reputacji jako przywódczyni UE w oczach 450 milionów obywateli Unii. Ursula von der Leyen moim zdaniem ogólnie nieźle radziła sobie w całej sytuacji związanej z pozyskaniem szczepionek na COVID, ale sposób, w jaki to robiła, to pójście na skróty: nie przestrzegała procedur, co oczywiście nie wygląda z jej strony na odpowiedzialne działanie.
Moim zdaniem ten uszczerbek na reputacji rozleje się na Komisję i na Unię jako całość, jako instytucję, która, gdy jest poddana presji, może nie być w stanie przestrzegaćtej samej zasady rządów prawa, której przestrzegania wymaga zarówno od samych państw członkowskich, jak i innych swoich partnerów.
Tu nie chodzi o szczepionki, tu chodzi o metody pracy unijnych funkcjonariuszy i to, jak powinni podejmować decyzje – bardziej formalnie, a mniej amatorsko. Bo też cała ta historia jest w pewnym sensie o amatorszczyźnie, przywodzącej na myśl – oczywiście z zachowaniem wszelkich proporcji – Signalgate [omyłkowe zaproszenie dziennikarza do czatu na platformie Signal najważniejszych urzędników USA ds. bezpieczeństwa narodowego podczas planowania nalotów na rebeliantów Huti w Jemenie – red.].
Przecież sama von der Leyen przyznała w wywiadzie – nie mając takiego obowiązku – że wymieniała wiadomości z panem Bourlą. Publicznie stwierdziła, że negocjowała kontrakt SMS-ami. I myślę, że opinia publiczna może znaleźć paralelę między tą naiwnością a amerykańską aferą Signala.
A to z kolei – w połączeniu z faktem, że zwykły obywatel nie musi rozróżniać Komisji, Parlamentu, Rady i innych instytucji – da siłom populistycznym amunicję do strzelania w pianistę, gdy ten gra koncert.
Powiedział pan, że urzędnicy UE nie będą mogli odtąd pozwolić sobie na używanie wiadomości tekstowych jako narzędzia negocjacji np. zmian prawa. Ale czy to oznacza, że od tej pory wszystkie wiadomości tekstowe będą dokumentami w rozumieniu prawa UE, czy też będzie to zależało od ich treści?
Wyrok ani nie zakazuje niczego, ani nie nakłada na von der Leyen i Komisję żadnych sankcji za ich dotychczasowe postępowanie, czyli odmowę ujawnienia treści SMS-ów. Wskazuje jedynie na potrzebę przestrzegania przez Komisję zasady dobrej administracji również w przypadku korzystania z SMS-ów jako środka przekazu.
W jaki sposób?
Wyrok ten spowoduje, że Komisja po pierwsze wykluczy lub ograniczy wykorzystanie SMS-ów w przyszłości, a po drugie zaktualizuje swój system archiwizacji w celu zachowania wiadomości w wyjątkowych sytuacjach, gdy ich wykorzystanie stanie się konieczne.
Wydaje się, że KE nawiązuje do tego w swojej odpowiedzi na wyrok. Moim zdaniem nie odwoła się od niego, ponieważ ogólna ocena faktyczna dotycząca wiarygodności argumentów przedstawionych przez Komisję wydaje się niepodważalna. Komisja nie tylko przegrała bitwę, ale także przegrała wojnę. Teraz musi naprawić sytuację, dostosowując swoją przyszłą politykę w zakresie wykorzystywania wiadomości SMS i innych technologii, aby zapewnić pełną odpowiedzialność publiczną.
Alberto Alemanno (ur. 30 kwietnia 1975 r. w Turynie, Włochy) – naukowiec, prawnik zajmujący się sprawami interesu publicznego i przedsiębiorca społeczny. Od 2009 r. jest profesorem Jean Monnet w dziedzinie prawa UE w HEC Paris. Wykłada też na Uniwersytecie Tokijskim, w Szkole Polityki Publicznej oraz w Kolegium Europejskim w Brugii.