1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Pierwsze kroki unii obronnej

11 grudnia 2017

Tylko trzy kraje Unii Europejskiej nie włączyły się w poniedziałek do wzmocnionej współpracy obronnej (PESCO). Polska po długich wahaniach zgłosiła akces już przed miesiącem. Ale na razie trzyma się raczej na uboczu.

PESCO: Tylko trzy kraje UE nie włączyły się do wzmocnionej współpracy obronnej
PESCO: Tylko trzy kraje UE nie włączyły się do wzmocnionej współpracy obronnej Zdjęcie: picture alliance/dpa/J. Kalaene

Szefowie dyplomacji krajów UE oficjalnie zawiązali PESCO podczas poniedziałkowego spotkania Rady UE w Brukseli. Do nowej współpracy państw Unii w kwestii polityki bezpieczeństwa i obrony (prawnie umocowanej w ramach UE) nie dołączyli tylko Brytyjczycy (na brexitowym wylocie), Maltańczycy oraz Duńczycy, mający traktatowe wyłączenie ze wspólnotowej polityki w tej dziedzinie. Udział aż 25 krajów UE w PESCO, jednym z filarów tworzonej unii obronnej, bardzo odpowiada dążeniom Berlina, który chciał, by PESCO ugruntowywało polityczną integrację Unii. Jednak budzi to obawy w Paryżu, który dążył do stworzenia ambitniejszej, a tym samym bardziej elitarnej grupy krajów Unii gotowych na poważaną współpracę w kwestiach obronnych.

Polska przy składaniu oficjalnego wniosku o wejście do PESCO zaznaczyła, że nie powinno ono konkurować z NATO i mieć na uwadze potrzeby flanki wschodniej. – PESCO w zasadzie nie jest związane z Rosją, zagrożeniem Europy na wschodzie oraz z wspólną obroną terytorialną w tym kontekście, bo od tego mamy  przecież NATO – tłumaczył przed kilku dniami Nicolas Suran, francuski przedstawiciel przy UE ds. bezpieczeństwa, podczas konferencji o polityce obronnje w Brukseli. Opowiadał o swym zaskoczeniu, jak niewiele krajów UE było początkowo zainteresowanych Arabską Wiosną z 2011 r. i płynącymi z niej wyzwaniami dla Europy. Potem w 2013 r. to Francuzi wzięli na siebie prawie cały ciężar interwencji w Mali – bez NATO i przy słabiutkim wsparciu ze strony UE. - W Mali widać wyłącznie francuskich żołnierzy. Gdybym był wredny, uznałbym, że mówi się Francuzom - damy wam pielęgniarki, a wy sami idźcie umierać w Mali – narzekał wówczas Daniel Cohn-Bendit współkierujący wtedy Zielonymi w eurparlamencie.

To nie jest wspólna armia UE

Jednak PESCO nie jest – jak biją na alarm niektórzy eurosceptycy – tworzeniem „unijnej armii”. Wśród zatwierdzonych w poniedziałek celów PESCO jest zwiększanie budżetów obronnych, ale zarazem nie ma utrzymywania sił wojskowych gotowych do wspólnych wypraw. Część unijnych ekspertów nawet podejrzewa, że Paryż będzie pracować nad - promowaną przez prezydenta Emmanuela Macrona - inicjatywą na rzecz „europejskich sił interwencyjnych” w węższej grupie krajów poza PESCO. Ale niewykluczone, że – pomimo brexitu - wspólnie z Wlk. Brytanią. Dwustronne traktaty z Lancaster House z 2010 r. związały Francuzów i Brytyjczyków silną współpracą wojskową nawet w sprawie badań nad bronią nuklearną.

Natomiast głównym konkretem PESCO w najbliższych latach może okazać się zwiększenie współpracy przemysłów obronnych w UE, co ma być wspomagane przez budżet UE po 2020 r. Po oczekiwanym znacznym zmniejszeniu funduszy spójności (m.in. dla Polski), nowych pieniędzy unijnych będzie można szukać w funduszach obronnych. W poniedziałek zatwierdzono 17 pierwszych projektów w ramach PESCO, ale Polska na razie włączyła się tylko do dwóch - pierwszy to rozwijanie wojskowej łączności radiowej ESSOR (krajem wiodącym tego projektu jest Francja), a drugi to ułatwianie mobilności wojsk między krajami UE (krajem wiodącym jest Holandia). Tyle, że owa mobilność to sedno prac Komisji Europejskiej nad „wojskowym Schengen”, do którego włączą się wszystkie albo prawie wszystkie kraje Unii. Chodzi o znoszenie barier logistycznych (zbyt mało nośne mosty, drogi) i prawnych (ograniczenia w przewozie materiałów niebezpiecznych) dla sprawnego przerzut wojsk po Europie, czego – w kontekście wzmacniania flanki wschodniej - domaga się Sojusz Północnoatlantycki.

Po co Polska w PESCO

Niektórzy zachodni politycy spekulują w Brukseli, że Polska weszła do PESCO, by od środka utrudniać jego rozwój – w PESCO obowiązuje jednomyślność, choć o losie konkretnych projektów decydują tylko te kraje, które w nich uczestniczą (ten model „wieloprędkościowy” przyjęto pod presją Francji). Polscy dyplomaci odrzucają takie spekulacje. Ale prawdziwe są obawy, że nawet częściowa – planowana w ramach unii obronnej UE - liberalizacja rynku uzbrojenia w UE byłaby niemałym wyzwaniem dla Polaków. Ale w nowych regulacjach wypracowywanych przez Komisję Europejską są zapisy, które mają pomóc w chronieniu średnich polskich przedsiębiorstw przed zbrojeniowymi molochami z Niemiec, Francji, Włoch czy Hiszpanii.

Na razie znacznie bardziej niż Polska zaangażowała się Litwa – została bowiem krajem wiodącym w projekcie PESCO związanym z szybką reakcją na ataki cybernetyczne. Niemcy odpowiadają łącznie za cztery projekty (m.in. dowództwo medyczne z misjach UE), Włochy – za cztery, a Francja – za dwa.

Rozwój przemysłu obronnego, wspólne zamówienia na broń i współużytkowanie sprzętu wojskowego, do czego ma dążyć PESCO, to szansa na zwiększenie zdolności obronnych Europy. A właśnie tego od dawna żądają Stany Zjednoczone, choć dopiero prezydent Donald Trump zaczął niemal szantażować europejskich sojuszników wycofaniem gwarancji bezpieczeństwa. Brytyjczycy kilka lat temu sprzeciwiali instytucjonalnemu zakorzenianiu współpracy obronnej w ramach UE i poza strukturami NATO. Ale teraz deklarują, że – oczywiście bez wchodzenia do PESCO - chcą po brexicie uczestniczyć w unijnej współpracy wojskowej.

Tomasz Bielecki, Bruksela

 

Pomiń następną sekcję Dowiedz się więcej