1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Po zdrowie do Niemiec. Transgraniczne usługi medyczne

22 października 2023

Na polsko-niemieckim pograniczu rośnie rynek usług medycznych refundowanych przez NFZ lub niemieckie kasy chorych. Barier dla pacjentów wciąż jednak jest sporo.

 Czesław Dębiński podczas rehabilitacji
Czesław Dębiński podczas rehabilitacjiZdjęcie: Monika Stefanek/DW

Unijne przepisy pozwalają na skorzystanie z usług medycznych innego kraju, nie tylko w nagłych przypadkach. W praktyce nie zawsze jest to jednak proste. Zaplanowany zabieg wymaga m.in. sporządzenia kosztorysu, zgody kasy chorych, w której pacjent jest ubezpieczony, wypełnienia wielu formularzy, by móc wreszcie starać się o zwrot poniesionych kosztów. Na polsko-niemieckim pograniczu powstaje jednak coraz więcej miejsc, które starają się uprościć skomplikowane procedury.

Jednym z nich jest Międzynarodowe Biuro Pacjenta działające od dwóch lat przy szpitalu Naëmi-Wilke-Stift w Guben. Wzrost zainteresowania polskich pacjentów usługami medycznymi w Niemczech zaobserwowano tu już wcześniej.

– Liczba pacjentów z Polski zaczęła szybko rosnąć od 2016 roku – mówi w rozmowie z DW Anna Wróbel, polsko-niemiecka koordynatorka ds. zdrowia w gubeńskim szpitalu. – Spowodowane było to coraz większą liczbą pracowników transgranicznych, mieszanych rodzin, ale także zamknięciem szpitala po polskiej stronie granicy. Najbliższe szpitale w Polsce oddalone są od Gubina o kilkadziesiąt kilometrów.

Kurs języka polskiego dla personelu medycznego w szpitalu w GubenZdjęcie: Naemi-Wilke-Stift

Niejasne wytyczne

Niemiecki szpital nie był jednak przygotowany na szybko rosnącą grupę nowych pacjentów. Rozpoczęły się więc kursy języka polskiego dla personelu, wprowadzono dwujęzyczne oznakowania w placówce, tłumaczenia ulotek i formularzy szpitalnych. Anna Wróbel przyznaje, że wiele rzeczy odbywało się na zasadzie przecierania szlaków.

– Istnieje wprawdzie dyrektywa UE o mobilności pacjentów, ale wytyczne nie są do końca jasne – mówi koordynatorka. – Musieliśmy więc sami wypracować sobie sieć współpracy na poziomie lokalnym i międzynarodowym, żeby móc sprawnie obsłużyć pacjentów.

Z szacunkowych danych szpitala Naëmi-Wilke-Stift w Guben wynika, że w 2022 roku z usług medycznych placówki skorzystało przynajmniej dwa tysiące polskich pacjentów. W 2014 roku było ich zaledwie 183. Polacy korzystają zwykle z zabiegów ambulatoryjnych, np. operacji żylaków, przepukliny, nieskomplikowanych artroskopii, gastroskopii czy kolonoskopii. Leczenie ambulatoryjne nie wymaga zgody NFZ. Pacjenci muszą jednak najpierw zapłacić za usługę sami, a dopiero później starać się – przy wsparciu Międzynarodowego Biura Pacjenta – o zwrot kosztów z NFZ w wysokości, w jakiej dana usługa refundowana jest w Polsce.

Podobne koszty usług medycznych

– Koszt wielu usług ambulatoryjnych w Niemczech jest podobny do tych w Polsce – twierdzi Anna Wróbel. – Ale nawet jeśli pacjent z Polski musi do zabiegu dopłacić, to i tak jest zadowolony, bo w Polsce musiałby na to długo czekać albo zapłacić za całość z własnej kieszeni, gdyby zdecydował się na leczenie prywatne.

Krótszy czas oczekiwania na zabieg jest tym, co najczęściej przyciąga polskich pacjentów do niemieckich placówek. W Pasewalku położonym ok. 40 km od Szczecina, na operację zaćmy czeka się 2-3 tygodnie, w Polsce nawet kilka miesięcy. Podobnie jak w Guben i innych ośrodkach medycznych koszt zabiegu pokrywa pacjent, a później występuje do NFZ o zwrot poniesionych środków.

W Słubicach, w porozumieniu z niektórymi niemieckimi kasami chorych, centrum medyczne Brandmed stworzyło natomiast inny model finansowania usług medycznych – dla Polaków pracujących w Niemczech, ale mieszkających w Polsce. Okazało się bowiem, że choć po niemieckiej stronie granicy pracują tysiące Polaków i tam są oni ubezpieczeni, to mają problemy, żeby dostać się do niemieckiego lekarza. I to nie tylko z powodu bariery językowej.

Odsyłają Polaków

Przekonał się o tym Czesław Dębiński, który od lat zatrudniony jest we Frankfurcie nad Odrą, a mieszka po polskiej stronie granicy. Kiedy przez dłuższy czas skarżył się na silne bóle pleców, żaden z lekarzy we Frankfurcie nie chciał go przyjąć.

– Byłem u kilku lekarzy. Każdy mówił, że nie ma miejsc dla nowych pacjentów i mnie odsyłał – opowiada DW pan Czesław. – Ciężko jest dostać się Polakom do lekarza (w Niemczech), nawet jeśli mają, tak jak ja, niemieckie ubezpieczenie.

Potwierdza to Andreas Wolff, regionalny kierownik w kasie chorych Barmer, która z Brandmedem ma podpisaną umowę o współpracy.

– Po niemieckiej stronie granicy brakuje lekarzy, niektórzy nie są w stanie przyjąć nowych pacjentów – wyjaśnia w rozmowie z DW. – Poza tym, tutaj w Słubicach, polscy pacjenci mogą porozumieć się z lekarzem w swoim języku, a przede wszystkim nie muszą wstępnie pokrywać kosztów wizyty lekarskiej. Jest to rozliczane bezpośrednio z naszą kasą. Odpada więc cała biurokracja, wypełnianie formularzy czy oczekiwanie na zwrot kosztów.

Andreas Wolff, dyrektor regionalny kasy chorych Barmer: Problemem jest brak personelu medycznego w NiemczechZdjęcie: Monika Stefanek/DW

Tylko od lipca 2022 do czerwca 2023 r. z tej możliwości skorzystało ok. 350 ubezpieczonych w kasie Barmer. W Brandmedzie leczyć się mogą także na podstawie swojego ubezpieczenia Polacy należący do największej niemieckiej kasy chorych – AOK Nordost. To ok. 7200 osób, wynika z informacji, jaką otrzymaliśmy od biura prasowego tej kasy chorych. AOK ma również podpisaną umowę z centrum stomatologicznym Medpolska w Słubicach na protezy zębowe.

– Ta możliwość ma przede wszystkim na celu zmniejszenie barier w dostępie do lekarza, które mogą istnieć z powodu problemów językowych – informuje rzeczniczka AOK Nordost.

Zdaniem Wiesława Pucka, dyrektora administracyjnego Brandmedu, pacjenci, którzy trafiają tutaj do lekarza, to często Polacy wykluczeni z systemu przez sytuację życiową.

– Nierzadko są to ludzie, którzy wyjeżdżają wcześnie rano do pracy w Niemczech i wieczorem wracają do domów – opowiada. – Pracują np. w magazynach pod Berlinem i przez cały dzień mają kontakt tylko z Polakami. Także ich przełożeni to zwykle Polacy. Oni nie mają kiedy nauczyć się niemieckiego. Bywa, że przychodzą do nas ludzie, którzy pracując od 10 czy 15 lat w Niemczech, nigdy w tym czasie nie byli u lekarza.

– W niemieckich placówkach medycznych na pograniczu pracuje wielu polskich lekarzy i pielęgniarek, ale na izbie przyjęć brakuje ludzi mówiących po polsku – dodaje Marta Potaszkiewicz z Brandmedu. – A to przecież tam najpierw trafiają pacjenci.

Wciąż istnieją bariery

Mimo wprowadzonych ułatwień dla polskich pacjentów z niemieckim ubezpieczeniem, wciąż istnieją pewne ograniczenia. Niemieckie kasy chorych współpracujące z Brandmedem nie refundują wizyt u niektórych specjalistów, np. u ginekologa.

Klinika we Frankfurcie nad Odrą nie akceptuje także wystawionego przez lekarza w Polsce skierowania na pobyt stacjonarny w szpitalu – musi ono być wystawione przez niemieckiego lekarza. Podobnie jest ze skierowaniem na rehabilitację – z wystawionym w Polsce skierowaniem nawet Polak ubezpieczony w niemieckiej kasie chorych nie otrzyma tego świadczenia. 

– Na szczęście przez lata wypracowaliśmy już swoje ścieżki współpracy i udaje nam się takie sprawy załatwiać – zapewnia Marta Potaszkiewicz.

Chcesz skomentować ten artykuł? Dołącz do nas na facebooku! >>

Czy tatuaże są bezpieczne dla zdrowia?

01:06

This browser does not support the video element.