Pokojowa demonstracja w Monachium: „Problemem jest rasizm“
15 kwietnia 2013Szacunkowo 5 tys. ludzi z całych Niemiec przyjechało w niedzielę do Monachium. Żadnych narodowych flag, żadnych nacjonalistycznych haseł – głosił cel demonstracji. – Chcemy zasygnalizować naszą solidarność z ofiarami i ich rodzinami. Chcemy zwrócić uwagę społeczeństwa na istniejące w nim rasistowskie struktury. A przede wszystkim domagamy się zlikwidowania służb ochrony konstytucji – tłumaczył Bernd Kaminski, rzecznik inicjatora demonstracji, stowarzyszenia „Przeciw nazistowskiemu terrorowi i rasizmowi”. Służby ochrony konstytucji najwyraźniej chroniły skrajnie terrorystyczne Narodowosocjalistyczne Podziemie (NSU), tym samym także są odpowiedzialne za morderstwa, mówił Kaminski.
W demonstracji uczestniczyło ponad 200 organizacji. Począwszy od grup antyfaszystowskich i antyrasistowskich, skończywszy na monachijskiej SPD i partii Związek 90/Zieloni. Reprezentowany był przekrój całego społeczeństwa, cieszył się Kaminski w rozmowie z Deutsche Welle.
Szok
Do Monachium przyjechali też bracia Ibrahim i Namik Arslan. Obydwaj ocaleni z pożaru w Mölln w 1992 roku. Dom, w którym mieszkała ich rodzina podpalili wówczas neonaziści. Ibrahim Arslan, wówczas siedmiolatek, pamięta, że jego rodzinie ciągle coś zarzucano. - Ofiary nie powinny być celem zarzutów, muszą mieć jasność sytuacji i muszą być w stanie zaufać państwu. My jako ofiary, nie mamy tego zaufania – przyznaje dziś 28-letni Ibrahim.
Także obecna na demonstracji wdowa po zamordowanym w 2005 roku w Monachium Greku Theodorosie Boulgaridesie, mówi, że jej rodzina była w szoku – najpierw z powodu morderstwa, potem wysuwanych wobec niej podejrzeń. – Osiem lat później ciągle jeszcze nie mamy na to słów – przyznaje wdowa. Śledczy koncentrowali się na rodzinie zamordowanego, w jej kręgach szukając winnych. Inną opcją byli sprawcy związani ze zorganizowanymi grupami przestępczymi, o kontakty z którymi podejrzewany był zamordowany Grek. „Ważne, żeby nie przestać stawiać pytań” – apeluje do niemieckiego społeczeństwa wdowa.
„Problemem jest rasizm“
Pięciogodzinna demonstracja koncentrowała się na ważnych historycznie miejscach przypominających o aktywności nazistów w III Rzeszy. Należą do nich place Königsplatz i Odeonsplatz. Ale pochód demonstrantów przeszedł też okolicami dworca kolejowego, obok niezliczonych, istniejących tam tureckich i greckich sklepów, restauracji i imbisów.
Demonstranci nieśli zdjęcia dziesięciu zamordowanych i plakaty krytykujące sposób prowadzenia śledztwa, który sprawił, że neonazistowska siatka latami mogła bezkarnie działać. „Nie rozliczona niemiecka przeszłość maszeruje i morduje dalej”; „Problem nazywa się rasizm”, głosiły plakaty.
W demonstracji uczestniczyło bardzo wielu imigrantów, najróżniejszego pochodzenia – z Turcji i Grecji, ale też z Brazylii i Afryki. I wielu Niemców. – Cieszę się jako Turczynka, że jest z nami tylu Niemców. Dowodzi to, że nie każdy jest przeciw cudzoziemcom – stwierdziła osiemnastoletnia Elif. Z całą rodziną przyjechała na demonstrację z Górnej Bawarii. Wielu uczestników przyjechało z jeszcze dalszych zakątków – z Hamburga, Kolonii, Frankfurtu, Berlina.
Senada Sokollu / Elżbieta Stasik
red. odp.: Małgorzata Matzke