1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Policja: "Chrońmy rodziny przed rzeczywistością"

28 września 2010

Po wypadku polskiego autokaru pod Berlinem w niemieckich szpitalach nadal przebywa prawie 30 rannych pasażerów. Dotychczas wypadek kosztował życie 13 osób, w tym jednego dziecka. Dwie osoby nadal walczą o życie.

Ten mercedes zajechał drogę polskiemu autokarowi na A10Zdjęcie: dapd

Ofiary wypadku polskiego autokaru pod Berlinem, ich bliscy oraz służby ratownicze będą potrzebowały dużo czasu, by poradzić sobie z szokiem, jaki przeżyli.

Rzecznik Jens Quitschke był jednym z 300 pomocników obecnych na miejscu wypadkuZdjęcie: DW

Deszczowa niedziela

Kiedy na pas, którym jechał polski autobus z Hiszpanii nagle wjechał z prawej strony na autostradę ciemnoczerwony mercedes, zajeżdżając mu drogę, kierowca autokaru próbował ominąć samochód chcąc uniknąć tragedii. Zła pogoda sprawiła, że autokar najwyrażniej wpadł jednak w poślizg i uderzył o wiadukt - policja nadal pozostaje przy pierwszej wersji wypadku na autostradzie A10 koło Berlina.

"Kiedy do tego doszło, już od kilku godzin padał ulewny deszcz", podkreśla rzecznik policji w Koenigs Wusterhausen Jens Quitschke. Dodaje, że dochodzenie jeszcze trwa. "Porównujemy pomiary i dane np. odnośnie prędkości, a także sprawdzamy stan techniczny pojazdów", mówi.

Podejrzana o spowodowanie wypadku jeszcze nie zeznała

Mimo to prokuratura landowa w Poczdamie już wszczęła postępowanie przeciwko kierowcy mercedesa za nieumyślne spowodowanie śmierci. Także prokuratura w Stargardzie Szczecińskim prowadzi dochodzenie w tej sprawie. Wiadomo, że samochodem kierowała 37-letnia kobieta z dwoma pasażerami. "Jej stan nie pozwala na razie na to, by dokonała zeznać", powiedział dyrektor policji regionu Dahme-Spreewald, Joern Preuss. Pasażerowie mercedesa nieznacznie ucierpieli.

Do szpitala w Königs Wusterhausen przyjechało autobusami z Polski 120 osób, głównie rodziny ofiarZdjęcie: DW

Policja nie potwierdziła do tej pory informacji, jaką podała telewizja Polsat, jakoby kobieta była policjantką z Berlina. "Sprawę mogę sprawdzić dopiero we wtorek", powiedział póżnym wieczorem w poniedziałek rzecznik policji Jens Quitschke.

W celu wyjaśnienia szczegółów wypadku powołano polsko-niemiecką grupę roboczą w Poczdamie. Jens Quitschke, rzecznik policji w Koenigs Wusterhausen powiedział również, że w pracach jego policji pomagało od początku trzech polskich funkcjonariuszy z polsko-niemieckiego centrum straży granicznej w Świecku.

Jak sobie z tym poradzić?

Ratownicy i policjanci potwierdzają konieczność ochrony rodzin przed konfrontacją ze zdjęciami ich bliskich oraz miejsca wypadku w pierwszych godzinach po tragicznej kolizji. Joern Preuss powiedział, że ponieważ wypadku drogowego takiego rozmiaru w Brandenburgii jeszcze nie było, zakłada, że trudno będzie się ostrząsnąć osobom pomagającym przy akcji ratunkowej z tego, co przeżyły.

"Mamy na miejscu dziesięciu psychologów, ale największy szok może dopiero przyjść", mówi Preuss. Jego młodszy kolega Jens Quitschke dodaje: "Jako rzecznik koordynujący kontakt z mediami nie musiałem z bliska przyglądać się scenom w środku oraz wokół autobusu", mówi Quitschke. "Mam nadzieję, że fakt, że tak często musiałem tłumaczyć przebieg wydarzeń ułatwi mi się z tym uporać", mówi. "Najgorzej, gdy ratownicy bądż ofiary nie mają z kim rozmawiać, dlatego stale mamy u nas psychologów", dodaje Quitschke.

Jörn Preuss, dyrektor policji w Königs Wusterhausen na spotkaniu z prasąZdjęcie: DW

Chronić przez rzeczywistością

Dyrektor policji w regionie Dahme-Spreewald Joern Preuss przyznaje, że "stan sześciu ofiar śmiertelnych jest tak przerażający", iż nie chciał brać na siebie odpowiedzialności konfrontacji rodzin z pełnym obliczem rzeczywistości. "Zaproponowałem, by bliscy nie oglądali zdjęć, ani zwłok, jeśli to tylko możliwe", przyznał. "Dlatego staramy się, by w ustaleniu tożsamości pomagały osoby postronne, np. koledzy z pracy, ale nie rodzina", powiedział widocznie wstrząśnięty w rozmowie w poniedziałek wieczorem.

Preuss podziękował, że pomagali przy tym w poniedziałek m.in. burmistrz miasta Zieleniec oraz jeden z pracowników nadleśnictwa. "We wtorek będziemy wiedzieli, w ilu przypadkach będzie konieczna analiza DNA", powiedział Preuss. Podczas, gdy tożsamość siedmiu z 13 ofiar śmiertelnych już ustalono (dwie kobiety i pięciu mężczyzn), dalsze sześć osób (trzy kobiety i trzech mężczyzn) jeszcze nie zostały zidentyfikowane. Wśród rozpoznanych ofiar jest 13-letnia dziewczynka.

Czy tragedii można było uniknąć?

Dwa dni po wypadku mnożą się pytania o winę oraz szanse na uniknięcie takich tragedii. Policja na razie nie podaje żadnych szczegółów i podkreśla, że badane są teraz wszystkie ślady, pojazdy oraz zeznania.

Akcja ratunkowa po wypadku polskiego autobusu na A10Zdjęcie: dapd

Mimo to pojawia się już sporo spekulacji, m.in. odnośnie niezapiętych pasów bezpieczeństwa w autobusie. Jak ocenił w niemieckich mediach ekspert ds. bezpieczeństwa ze zrzeszenia turystyki autokarowej, Johannes Huebner takie spekulacje mijają się z rzeczywistością, gdyż w jego ocenie największym problemem wypadku był nie brak zapięcia, lecz ochrona głowy. Jak powiedział Huebner, "wielu pasażerom pomógłby jedynie hełm", bo jak tłumaczył: "Podczas najazdu na filar wiaduktu głowy niektórych osób najpierw uderzyły z siłą odpowiadającą mocy 480 kilogramów na lewo, a następnie na prawo".

Huebner zauważył krytycznie, iż podłużnie umocowana balustrada ochronna wzdłuż autostrady miała nie posiadać wystarczającego miejsca na amortyzację uderzenia. Zamiast odstępu od betonowego mostu miała ona przebiegać praktycznie bezpośrednio przy wiadukcie, co mija się z celem takiego zabezpieczenia - uważa ekspert. Policja nie chce jednak komentować takich ocen. Podkreśla, że wkrótce przedstawi oficjalne wyniki dochodzenia.

Róża Romaniec, Berlin

red.odp.: Małgorzata Matzke

Pomiń następną sekcję Dowiedz się więcej