1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

O reparacjach w FAZ: Trzeba uznać wspaniałomyślność Polaków

Elżbieta Stasik
6 października 2017

Kwestie reparacji można by uznać za wyjaśnione, gdyby Niemcy przyznali, że stało się to dzięki wspaniałomyślności Polski – pisze na łamach FAZ dyrektorka Instytutu Zachodniego w Poznaniu Justyna Schulz.

Berlin Reichstag
Zdjęcie: picture-alliance/NurPhoto/A. Widak

O spornej kwestii reparacji wojennych od Niemiec dla Polski pisze w gościnnym eseju na łamach piątkowego (6.10.2017) wydania „Frankfurter Allgemeine Zeitung” (FAZ) dyrektorka Instytutu Zachodniego im. Zygmunta Wojciechowskiego w Poznaniu Justyna Schulz. Powołuje się przy tym na ekspertyzę służb naukowych Bundestagu, po której m.in. właśnie FAZ „zakomunikował na pierwszej stronie, że Polsce nie należą się już żadne świadczenia odszkodowawcze”.

„Komentarze w niemieckiej prasie wskazały, że żądania reparacyjne Polski są po pierwsze nieuzasadnione, po drugie kontraproduktywne dla pokojowego współżycia we wspólnej Europie i po trzecie zagrażają wyjątkowemu z historycznego punktu widzenia dziełu pojednania między Niemcami i Polską. Poniższy tekst zaprzecza temu” – wyjaśnia Schulz w eseju zatytułowanym „Skarbnik się tu myli".

Jak pisze, ekspertyza Bundestagu oparła się na argumentacji, że skoro po zawarciu Traktatu dwa plus cztery Polska nie wysunęła żadnych roszczeń odszkodowawczych, należy przyjąć, iż milcząco zaakceptowała deklaracje polskiego rządu o rezygnacji z reparacji wojennych z lat 1953 i 1970. Odnosi się to zarówno do roszczeń między państwami jak osób prywatnych, bowiem Niemcy, wbrew międzynarodowym zwyczajom, nie dopuszczają tu żadnej różnicy i w efekcie niemieckie sądy z zasady odrzucają także indywidualne żądania wysuwane w związku z II wojną światową. Autorka eseju zaznacza, że „w duchu tej argumentacji utrzymane były też oświadczenia rzeczników rządu w Berlinie, według których Polska, podobnie jak inne kraje, otrzymała od Niemiec odszkodowania znacznej wielkości”.

Wrzucanie do jednego worka

„Słabość tych wyjaśnień polega na tym, że stawiają znak równości tam, gdzie nie można go postawić” – zauważa Schulz. Niemcy świadczyły mianowicie reparacje wojenne krajom zachodnim i krajom znajdującym się pod okupacją sowiecką. Jak wyjaśnia, w tych ostatnich: „chodzi o Czechy i Polskę, bo pozostałe były sojusznikami Trzeciej Rzeszy. W przypadku Polski chodzi o kraj, wobec którego celowo zostały dokonane przez III Rzeszę największe zbrodnie na ludziach i infrastrukturze (w ilości i wymiarze)”.

W grudniu 2015 dawna placówka naukowo-badawcza została przekształcona w państwową jednostkę organizacyjną: Instytut Zachodni im. Zygmunta Wojciechowskiego. Justyna Schulz jest od 2015 r. dyrektorką tej placówkiZdjęcie: West Institut, Posen

Z ekspertyzy Bundestagu – w swojej argumentacji bardzo zwracającej uwagę na niuanse – wynika, że zgodnie z obecną praktyką odnoszącą się do prawa międzynarodowego, naruszenie przez Niemcy polskich granic automatycznie pociągnęło za sobą prawo Polski do odszkodowań. Schulz pisze, że autorzy ekspertyzy zwracają uwagę, iż zgodnie z normami prawa międzynarodowego po 2001 r. należy zadośćuczynić wszelkim wyrządzonym szkodom niezależnie od uzgodnień międzypaństwowych. Dotyczy to, obok naruszenia granic, wszelkich zbrodni dokonanych podczas działań wojennych i wynikającego z tego prawa do żądań odszkodowawczych. Przy czym, według coraz bardziej rozpowszechnionego na świecie rozumienia praw człowieka, godzi w nie „mieszanie indywidualnych i państwowych roszczeń”. Autorzy ekspertyzy Bundestagu przyznali wprawdzie, że indywidualne polskie roszczenia odszkodowawcze byłyby wyobrażalne, ale nie można ich odnosić do wcześniejszej sytuacji prawnej.

Zdaniem Justyny Schulz oznacza to, iż Niemcy powinny świadczyć indywidualne odszkodowania. Wskazuje przy tej okazji, że w latach 60. ubiegłego wieku „Republika Federalna Niemiec także bez traktatu pokojowego w ramach globalnej umowy wypłacała odszkodowania państwom zachodnim i ich obywatelom. Nawet neutralne Szwecja czy Szwajcaria otrzymały każda po milion DM. Indywidualne skargi polskich obywateli zostały wówczas odrzucone ze wskazaniem na nieistniejące stosunki dyplomatyczne”. Jak czytamy dalej, nie przeszkodziło to jednak niemieckiej stronie w swoistej interpretacji deklaracji Polski z 1953 r. Komunistyczne władze w Polsce zrezygnowały wówczas z roszczeń wobec NRD, Berlin rozszerzył tę deklarację na całe Niemcy a co więcej, „w tej osobliwej interpretacji niemieckiego orzecznictwa rezygnacja ta ma dotyczyć zarówno roszczeń państwowych jak indywidualnych”.

W jednym punkcie, podkreśla Justyna Schulz, należy zdecydowanie przeciwstawić się autorom ekspertyzy. Zwrócili oni bowiem uwagę, że przeciwko uznaniu indywidualnych roszczeń przemawia zasada wzajemności – zgodnie z nią także Polska musiałaby uwzględnić roszczenia niemieckich przymusowo przesiedlonych. Dlatego zdecydowano się na pragmatyczne rozwiązanie – pozatraktatowe. „W takiej interpretacji Polska staje się z wierzyciela dłużnikiem, który z racji naruszenia granic musiałaby płacić reparacje”. Szefowa Instytutu Zachodniego podkreśla, że byłoby to niedopuszczalną rewizją skutków II wojny światowej – „ani według wcześniejszego (zwycięzca dostaje reparacje) ani późniejszego (agresor wyrównuje szkody) prawodawstwa" tego typu kompensacja jest niedopuszczalna.

Sens dyskusji

Zastanawiając się nad sensem toczącej się dyskusji Justyna Schulz stwierdza, że przynajmniej trzy punkty świadczą o jej konieczności: „Po pierwsze stało się jasne, że pojednanie między Niemcami i Polską nie opiera się na dyplomacji czekowej. Przeciwnie, jej podstawą była ogromna materialna ofiara ze strony państwa polskiego i jego obywateli”. Schulz przyznaje, że Niemcy zapłaciły wprawdzie reparacje w większym wymiarze, ale ze względów geopolitycznych tylko niewielki procent z nich trafił do pewnych grup polskich ofiar. „Na tym polega podstawowa różnica między z jednej strony Polską i z drugiej zachodnioeuropejskimi państwami: w Europie Zachodniej procesowi pojednania początek dały świadczenia reparacyjne”. Autorka eseju zauważa, że sposób, w jaki mówi się o reparacjach, ma ogromną siłę oddziaływania, rzecznicy niemieckiego rządu powinni więc znać tę różnicę i „zamiast oświadczyć, że reparacje popłynęły do Polski, tak jak do wszystkich innych krajów, powinni okazać wdzięczność ówczesnemu polskiemu rządowi Tadeusza Mazowieckiego, że w 1989 r. nie wniósł roszczeń odszkodowawczych”.

Po drugie, konstatuje Schulz: „Przyjmowana rezygnacja Polski z reparacji zaprzecza ogólnej opinii w Niemczech, że z racji przeszłości kraj ten jest płatnikiem Europy”. Jak pisze dalej: „Przykład ten pokazuje, że mimo ogromnych strat i cierpień Polska zrezygnowała z pieniędzy, by razem z Niemcami budować wspólną Europę. Byłoby o wiele piękniej, gdyby przekazać młodemu niemieckiemu pokoleniu, że tyle znaczyły dla jego polskiego sąsiada pokój i przyjaźń z Niemcami”.

I po trzecie, stwierdza autorka eseju: „Dyskusja ujawnia, jakim samooszukiwaniem się jest w niemieckiej dyspucie publicznej mówienie o dziele pojednania między Niemcami i Polakami”.

Dyrektorka Instytutu Zachodniego podsumowuje, że kwestie reparacji mogłyby być uznane za zamknięte, ale „nie z racji świadczeń uiszczonych przez Niemcy, tylko z racji wspaniałomyślności Polski, która zrezygnowała z roszczeń. Po wielkim moralnym geście polskich biskupów w 1965 r. przyszła w 1990 r. rezygnacja z ogromnych odszkodowań materialnych. Wiedza o tych trzech punktach bardzo służy polsko-niemieckimu pojednaniu i pokojemu współżyciu w Europie”.

opr. Elżbieta Stasik

 

Pomiń następną sekcję Dowiedz się więcej