1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Polski historyk: polityka wstydu czy dumy?

16 listopada 2019

Pomimo sukcesów w procesie porozumienia, w relacjach polsko-niemieckich można nadal łatwo prowokować spory o podłożu historycznym. Oba kraje forsują „afirmatywną” politykę historyczną – mówi Robert Traba.

Polenaktion 1938
Zdjęcie: DW/R. Romaniec

30 lat po demokratycznych zmianach określanych mianem „Jesieni narodów” Europa boryka się z kryzysem tożsamości – „najpoważniejszym kryzysem naszego kontynentu od zakończenia drugiej wojny światowej” – powiedział Traba w piątek (15.11.2019) w Berlinie. 

Polski historyk, który w latach 2006 – 2018 kierował Centrum Badań Historycznych PAN w Berlinie, wygłosił w przedstawicielstwie landu Brandenburgia wykład „Gdy tragedia zmienia się w kicz. Jakiej pamięci potrzebuje Europa?”. 

Katalizatorem europejskich debat o tożsamości są – jak zaznaczył – zacięte dyskusje o przeszłości prowadzone w Hiszpanii, Włoszech, Francji, Niemczech i Polsce. Nie jest to nowe zjawisko, gdyż spory o II wojnę światową toczą się od ponad 70 lat – zastrzegł.

Debata o tożsamości

Nowy jest natomiast dziś „polityczny kontekst” tych debat. – Nigdy przedtem nie doszło do tak silnego nawrotu narracji narodowych. A równocześnie tożsamość oparta na demokracji nigdy nie była tak słaba – mówił historyk. Jak zaznaczył, odejście pokolenia naocznych świadków historii prowadzi do rozkwitu „konkurencyjnych opowiadań o przeszłości”.

Im dłużej zajmuję się historią, tym bardziej powątpiewam, czy „polifonia narracji” czyli „dialogowa pamięć” jest możliwa – mówił. – Czy przedstawienie ludzkiej tragedii jest możliwe? Czy możemy przekazać ją przyszłym pokoleniom? Czy każda forma upamiętnienia z czasem staje się celem samym w sobie, a sztuka artysty spycha cierpienie (ofiar) na drugi plan? – pytał Traba.

Polsko-niemieckie spory o przeszłość

Historyk przypomniał, że w minionych 30 latach w niemiecko-polskich relacjach dwukrotnie wybuchły medialne i polityczne spory o przeszłość, których echo słyszalne było w całej Europie. 

W 2004 roku był to punkt kulminacyjny debaty o wypędzeniach, gdy ze środowiska Związku Wypędzonych wysunięto żądania odszkodowań za pozostawione po 1945 roku przez wysiedlonych Niemców mienie. 

Zanim szefowie rządów - Gerhard Schroeder i Marek Belka załagodzili spór, zdominowany przez siły liberalne polski parlament jednogłośnie przyjął uchwałę o reparacjach za zniszczenia dokonane przez niemieckich okupantów w Polsce. W sierpniu 2017 roku temat powrócił na agendę, tym razem z inicjatywy rządzącej w Polsce partii Prawo i Sprawiedliwość.

Traba zwraca uwagę, że w obu przypadkach obywatele obu krajów nie spodziewali się takiej eskalacji sporu. Oznacza to, że pomimo doskonałych relacji, istnieje silny potencjał konfliktu, który można łatwo uruchomić za pomocą politycznego impulsu – ocenia historyk.

Reparacje dzielą

Jak dodaje, z sondaży wynika, że większość Niemców (68 proc.) jest przeciwna reparacjom dla Polski, a większość Polaków (57 proc.) popiera roszczenia.

Co ciekawsze, mówił Traba, za reparacjami najsilniej opowiada się nie pokolenie 60+, czyli pokolenie świadków wojny i ich dzieci, lecz pokolenie wnuków w przedziale 25-34 lat – 67 proc., a więc paradoksalnie pokolenie „porozumienia”, pokolenie polsko-niemieckiej wymiany młodzieży.

– Jak będą myślały ich dzieci? Czy z nadmiaru historii wyrasta pokolenie protestu i następuje odwrót od przeszłości? – pyta Traba.

Jego zdaniem podane przykłady stanowią potwierdzenie tezy, że „pamięć nie jest dana raz na zawsze, lecz podlega zewnętrznym wpływom, jest rekonstruowana i dekonstruowana”.

Narodowe kultury pamięci górą

Pomimo prób tworzenia ponadnarodowych kultur pamięci, społeczeństwa Europy tkwią mocno w narodowych „własnych” kulturach. Z tego wynika zaś problem „przekleństwa asymetrii narodowych kultur pamięci”.

Pomimo dialogu, żyjemy w „równoległych społeczeństwach, które o sobie niewiele wiedzą, mają jednak podobne mechanizmy tworzenia pamięci” – uważa Traba.

Jego zdaniem 90 proc. wspólnie przeżytej przeszłości interpretowana jest odmiennie – „w sposób konkurencyjny lub wręcz się wykluczający”. 

Traba zwraca uwagę na stosowaną w obu krajach metodę polegającą na stygmatyzowaniu grup mniejszościowych, aby tym mocniej zaakcentować pozytywny wizerunek większości.  „Upraszczając, można powiedzieć, że (Niemcy) stawiają nazistów poza nawias niemieckiego społeczeństwa i czynią z nich grupę sprawców” – wyjaśnił. 

Zła mniejszość - dobra większość

Jego zdaniem, taki zabieg zastosowano konstruując główne przesłanie w kontrowersyjnym filmie „Nasze matki, nasi ojcowie”. Obok pięciorga głównych bohaterów filmu, z którymi także w Polsce każdy może się identyfikować, występuje Obersturmbannfuehrer  (podpułkownik SS) Dorn – zbrodniarz wojenny, ucieleśnienie zła, który pozostaje „poza genealogią naszych rodziców”.

Innego przykładu dostarczyły prace nad powstaniem czwartego tomu polsko-niemieckiego podręcznika do historii. Niemieccy autorzy zatytułowali rozdział o ruchu oporu w Europie: „Ruch oporu przeciwko narodowemu socjalizmowi”. Niemiecka interpretacja została rozszerzona na całą Europę, tak jakby sprawcy nazistowskiej okupacji nie byli zwykłymi Niemcami, głowami rodzin, kochającymi i kochanymi dziećmi, normalnymi niemieckimi rodzinami, lecz tylko nazistami – mówi Traba.

Z podobnym mechanizmem „nadawania brudnego sensu grupie mniejszościowej” mamy zdaniem Traby do czynienia w Polsce, chociaż zjawisko to dotyczy innych wydarzeń. „To nie my, +prawdziwi Polacy+, lecz jacyś +obcy+, +komuniści+ i +społeczny margines+ mogą być jako sprawcy odpowiedzialni za zło, antysemityzm i sowietyzację kraju” – mówił historyk.

Dlaczego Berlin nie dziękuje Polakom za 8 maja?

Ten tok myślenia prowadzi do wykluczenia z historii niemal całego okresu Polski Ludowej  jako „rządzonej przez agentów Moskwy Niepolski”.  Poprzez stygmatyzację części polskiego społeczeństwa wykluczamy na przykład polski udział w zdobyciu Berlina – zwraca uwagę historyk.

8 maja Berlińczycy dziękują Rosjanom, Amerykanom, Brytyjczykom i nawet Francuzom, których armia była mniejsza od polskiej. Polska jest podczas tych uroczystości nieobecna, ponieważ „stała po niewłaściwej stronie”, u boku armii sowieckiej. 

Od ponad 10 lat w Niemczech i Polsce rośnie tendencja do przywrócenia dominacji „afirmatywnej pamięci”. W Polsce oznacza to zdaniem Traby alternatywę – „albo pedagogika wstydu, albo (pedagogika) dumy”.  Przekładając tą zasadę na historyczne fakty z II wojny światowej wspominamy albo obronę Westerplatte, albo masakrę w Jedwabnem – tłumaczy. 

W Niemczech tendencja do silniejszego akcentowania „pozytywnej pamięci” widoczna jest przede wszystkim w kołach lewicowych. Jedną z przyczyn są demograficzne zmiany w niemieckim społeczeństwie. Składa się ono obecnie w jednej czwartej z obywateli o korzeniach migranckich, którzy nie mają żadnych rodzinnych odniesień do II wojny światowej.   

Zdaniem Traby, narodowe i europejskie kultury pamięci nie są ze sobą sprzeczne, lecz uzupełniają się i wzajemnie się inspirują. Europejska kultura pamięci nie może jednak powstawać kosztem narodowych, wyznaniowych czy społecznych kultur.  Warunkiem jest uznanie, że różnorodność wzbogaca, a podstawą porozumienia i zrozumienia jest empatia.