W połowie 1945 roku na terenach byłej Trzeciej Rzeszy według rożnych szacunków znajdowało się od 1,5 do 2 mln Polaków, w tym około 100 tysięcy osób do osiemnastego roku życia.
Reklama
Danuta Jelinek z Dortmundu jest jedną z ostatnich z tamtego pokolenia dipisów (ang. displaced persons), czyli osób, które po II wojnie światowej nie mogły lub nie chciały wrócić do Polski. Jej rodzina pochodziła ze Stryja koło Lwowa, a ziemie te po wojnie znalazły się poza terytorium Polski. Jej rodzice planowali emigrację do Kanady i już z dwoma kuframi byli na statku, który miał tam płynąć ale wtedy zginęły ich papiery i cała rodzina musiała zejść na ląd. Jak wspominała jej nieżyjąca matka w obozach dla uchodźców po II wojnie światowej było bardzo ciężko.
Danuta Jelinek była z rodziną aż w 16 obozach dla uchodźców zanim w 1951 roku otrzymali mieszkanie w Dortmundzie, na pierwszym w Niemczech osiedlu dla dipisów, gdzie mieszka do dziś, tak jak jej córka i wnuczka. Osiedle to było taką „ Małą Polską”, bo tam wszyscy Polacy znali się jeszcze z obozów. Jak wspomina, gdy poszła do szkoły, to w szkole nie wolno jej było mówić po polsku, a w domu zabraniano jej mówić po niemiecku.
Trzy rodziny na pokój
Danuta Jelinek była min. w obozie w Reine, Essen, Reckenfeld ale najgorzej wspomina obóz w Solingen, bo tam do dziś znajduje się grób jej braciszka, który zaraził się mlekiem w obozie i umarł na szkarlatynę. Z początku władze nie chciały się zgodzić na jego pogrzeb, ale ponieważ w obozie była polska policja, uzyskano w końcu zgodę na jego pogrzeb w nocy.
– Ludzie mieszkali w strasznych warunkach. W jednym pokoju po dwie czy trzy rodziny, które odgradzały się kocami. Toalet nie było, tylko na zewnątrz. Codziennie awantury między ludźmi i gwałty na kobietach – tak pani Danuta opisuje warunki w obozach.
Ciężkie warunki polskich dipisów potwierdza dr Łukasz Wolak autor bloga o uchodźcach polskich w Niemczech. – Wielu polskich dipisów w powojennych Niemczech zmagało się z trudną sytuacją materialną i bytową. Wielu za drobne kradzieże trafiło do alianckich więzień - mówi badacz. Jak dodaje, zdarzały sie nawet wyroki śmierci.
– Znaczne problemy towarzyszyły matkom samotnie wychowującym dzieci, które utrzymywały się ze skromnego zasiłku socjalnego. Znamienny jest przypadek samotnej schorowanej kobiety wychowującej niepełnosprawną córkę, która zwróciła się o pomoc do zarządu głównego Zjednoczenia Polskich Uchodźców (ZPU) w sprawie o odszkodowanie za pobyt w obozie koncentracyjnym. Jej sytuację pogorszyła ciąża córki do której doszło w wyniku gwałtu amerykańskich żandarmów. Zrozpaczona kobieta była w potrzasku. Mimo skromnej renty jaką otrzymywała od władz RFN nie mogła swobodnie kupować lekarstw a także opiekować się niepełnosprawną córką i jeszcze nienarodzonym dzieckiem – mówi historyk dr Łukasz Wolak.
Nadzór nad polskimi uchodźcami sprawowała grupa Polskich Oficerów Łącznikowych przy Polskich Siłach Zbrojnych na Zachodzie. Organizacja Oficerów Łącznikowych PSZ licząca 152 osoby była jedyną polską instytucją dopuszczoną do opieki nad obywatelami polskimi w Niemczech. W maju 1945 roku liczba uwolnionych polskich obywateli przekroczyła milion osób, które umieszczono w ponad 500 ośrodkach rozproszonych po całych zachodnich Niemczech. Opiece jednego polskiego oficera łącznikowego podlegało średnio 6,7 tys. Polaków.
„Byli bez mydła, bielizny, jarzyn”
W 1945 roku liczba polskich obozów dla uchodźców wynosiła ponad tysiąc. W 1947 było ich 344: w strefie amerykańskiej 95, brytyjskiej 203 i 46 w strefie francuskiej. Takie dane widnieją w dokumentacji oficerów łącznikowych, które znajdują się dzisiaj w Instytucie Józefa Piłsudskiego w Nowym Jorku. Polscy oficerowie łącznikowi interweniowali we wszystkich sprawach dotyczących określenia statusu i potrzeb polskich obywateli.
Jako tragiczne uznawali również warunki w obozach dla dipisów polscy księża. W lipcu 1945 roku arcybiskup Wojska Polskiego Józef Gawlina tak zanotował w swoich wspomnieniach wydanych w 2004 roku w opracowaniu prof. Jerzego Myszora:
„Wracając przejeżdżałem przez Braunau, miejsce urodzenia Hitlera. Ponury wygląd tego miasteczka spotęgowany został żalami i narzekaniami spotkanych Polek, które otrzymywały tylko 100 gram chleba dziennie, a nawet tego chleba nie dawano im codziennie, tylko jakiś kapuśniak”.
Ciężkie warunki zauważył też biskup Gawlina w obozie w Hof: „Byli bez mydła, bielizny, jarzyn. Cierpieli głód , bywali przerzucani bez zapowiedzi czasu i miejsca. Wielu było po raz trzeci, niektórzy po raz piąty w tym obozie. Woziło się ich bezcelowo. Z obozu zaś nie wypuszczano ich na miasto. Pewnej Polce nie pozwolono się widzieć z chorym mężem w szpitalu, a dopiero na pogrzeb dano jej przepustkę”.
Na terenie brytyjskiej strefy okupacyjnej w Niemczech wcale nie było lepiej. Budziło to rozgoryczenie i oburzenie byłych jeńców oflagów, o czym świadczą liczne artykuły prasowe na ten temat. Oto cytat z artykułu w „ Słowie Polskim” z dnia 23 lutego 1946 roku. „Pod pozorem tępienia tzw. czarnego rynku żandarmeria brytyjska dokonuje aktów zwykłego bezprawia i karygodnej samowoli w stosunku do oficerów i szeregowych zwykłych jeńców wojennych. Bezprawie to wzorowane jest na najgorszych metodach jakie wszyscy mamy w pamięci z okresu przebywania w obozach niemieckich. (…) Nie otrzymaliśmy dotąd bielizny, butów, płaszczy, prześcieradeł, nakryć głowy, słowem nic nie wyłączając pasty i szczotek do zębów i butów, nożyków do golenia itp. A przecież w chwili gdy nas uwalniano wielu z nas miało na nogach tylko drewniaki, obszarpany mundur i jedną koszulę na grzbiecie (…) Jeśli do tego dodać grubiańskie zachowanie się żandarmerii brytyjskiej, często grożenie bagnetem, rewolwerem i popychanie przy akompaniamencie niewybrednych przekleństw, jeśli dodać , że jeden z oficerów przed paru dniami został na dworcu uderzony w twarz w czasie kontroli przez żandarma brytyjskiego tylko dlatego, że zwrócił mu uwagę na niestosowność zachowania się – będziemy mieli obraz stosunków , które się tu wytworzyły” .
Dlatego wśród Polaków dominowało uczucie zawodu postawą Anglików jako sprzymierzeńców Polski, którzy zawiedli Polaków nie tylko we wrześniu 1939 roku ale też podczas konferencji Wielkiej Trójki , gdzie zapadały decyzje w sprawie granic i stref wpływów.
Sztuka, kultura i codzienność polskich dipisów w Niemczech 1945-1955
"Między nadzieją a niepewnością" - Wystawa w Bochum w LWL-Indistriemuseum
Zdjęcie: P. Polonica
Obozy polskich dipisów w Niemczech
Boże Ciało w 1946 roku w obozie dipisów Hanower Münden. Po II wojnie światowej znalazło się na terenie Niemiec ok. 2 mln Polaków. Zostali tam przywiezieni przemocą na roboty przymusowe i do obozów. W latach 1945-55 ci, którzy nie wracali do Polski z racji utracenia ziem na wschodzie albo z obawy przed komunistami zamieszkali w obozach alianckich. Mieli status dipisów (DPs) – bezpaństwowców.
Zdjęcie: DW/B. Cöllen
Życie towarzyskie w obozach dipisów
Polscy dipisi z wielką energią i pomysłowością organizowali sobie życie codzienne w obozach. Przejmowali w obozach także zadania administracyjne. Po latach spędzonych w niemieckich obozach i na pracach przymusowych bawiono się w kręgu rodziny i znajomych. W niektórych obozach dochodziło do masowego zawierania małżeństw. N zdjęciu muzycy amatorzy w dipisowskim obozie w Haltern w 1947 r.
Zdjęcie: Rektorat der Poln. Kath. Mission in D.
Wielki głód słowa i kultury
Wśród polskich dipisów panował wielki głód słowa i kultury. Od zera organizowano w obozach infrastrukturę kultury i oświaty: szkoły, uczelnie, wydawnictwa i drukarnie, zespoły muzyczne, orkiestry symfoniczne, grupy teatralne, konkursy różnego rodzaju, a także związki zawodowe twórców kultury. Polacy byli wśród dipisów najlepiej zorganizowaną grupą narodową,
Zdjęcie: DW/B. Cöllen
Źycie kulturalne w obozach dipisów
W obozach polskich dipisów zawodowi aktorzy, śpiewacy, muzycy i reżyserzy, ale i amatorzy, organizowali występy we własnych obozach lub podróżowali z występami do innych obozów. Wspierało ich w tym powstałe w strefie brytyjskiej i amerykańskiej Zrzeszenie Artystów Sceny Polskiej (ZASP). ZASP skupiał muzyków, ludzi teatru, aktorów, reżyserów i inne osoby zatrudnione w branży rozrywkowej.
Zdjęcie: DW/B. Cöllen
Raport o działalności kulturalnej
Raport ZASP w strefie brytyjskiej z 1945 r. informował, że działało tam 15 polskich grup, w tym 5 trup teatralnych, 5 varietes, dwie grupy musicalowo-komediowe i trzy orkiestry. W tej działalności rozrywkowej i artystycznej uczestniczyło ogółem ok. 220 polskich dipisów. Działalność tę początkowo dotowali alianci. Potem artyści musieli walczyć z finansowymi trudnościami.
Zdjęcie: DW/B. Cöllen
Edukacja w obozach polskich dipisów
W obozach polskich dipisów nauczanie wzięli w swoje ręce polscy nauczyciele - więźniowie niemieckich obozów. Tworzono szkoły powszechne, gimnazja i licea, Prowadzono kursy dla dorosłych o sztuce, geografii i polskiej historii, kursy jęz. angielskiego i innych jęz. obcych, kursy dokształcające dla nauczycieli. Takie kursy prowadzili oprócz nauczania religii także polscy duchowni.
Zdjęcie: DW/B. Cöllen
Kształcenie zawodowe - kurs dla szwaczek
W obozach dipisów kształcono w wielu zawodach. Popularne były kursy dla kierowców, pracowników w przemyśle metalurgicznym, szwaczek (obóz Hal tern), rolników, kursy w scenografii i fotografii. W 1945 r. w strefie amerykańskiej było 114 szkół, w strefie brytyjskiej 280, we francuskiej 43, a w 1950 na skutek repatriacji i emigracji w strefie amerykańskiej 11, w brytyjskiej 39, we francuskiej 4.
Zdjęcie: Rektorat der Poln. Kath. Mission in D.
Praca z młodzieżą
Wiele uwagi poświęcano w obozach polskich dipisów edukacji dzieci i zajęciom w czasie wolnym. Organizowano harcerstwo nawiązujące do klasycznych tradycji skautingu. Polskie harcerstwo w Niemczech wydawało różne gazety jak „Czarodziejski raj” i „Strażnica”. Zamieszczano tam art. na tematy polityczne, młodzieżowe, patriotyczne i edukacyjne. Były teatry dziecięce, teatry kukiełkowe.
Zdjęcie: DW/B. Cöllen
Karykatury Stanisława Toegla
Cykl karykatur Stanisława Toegla szydzących z polityki reżimu hitlerowskiego i demaskujących ją jak „Hitleriada furiosa” i „Hitleriada makabra”. Powstał on i został wydany w wyd. Antoniego Markiewicza w obozie dla dipisów w Osnabrucku w brytyjskiej strefie okupacyjnej.Toegel wydał kolejne cykle karykatur w wydawnictwie Celle, a w 1948 r. wrócił do Polski
Zdjęcie: DW/B. Cöllen
Józef Szajna też był dipisem
Portret Stefana Sękowskiego. Jego autorem jest scenograf, reżyser, autor scenariuszy, teoretyk teatru, malarz i grafik Józef Szajna. Więzień Auschwitz i Buchenwaldu. Był jednym z mieszkańców Maczkowa, słynnej polskiej enklawy w Emslandzie. „Wreszcie żyliśmy pośród swoich, jakbyśmy byli w Polsce. Był to luksus po długich latach tułaczki” – wspominał swoje dipisowskie życie Józef Szajna.
Zdjęcie: DW/B. Cöllen
Tadeusz Nowakowski - nauczyciel
W słynnym liceum w Maczkowie nauczycielami byli b. znani później Polacy, jak pisarz i publicysta Tadeusz Nowakowski. Tam zaczął pisać w starym, niemieckim dzienniku klasowym swoją powieść o dipisach pt. „Obóz wszystkich świętych”. Na zdjęciu oryginał tego dziennika. Z polskim świadectwem dojrzałości zdobytym w liceum w Maczkowie, można było podjąć studia na całym świecie, np. w Londynie.
Zdjęcie: DW/B. Cöllen
Duszpasterstwo Polaków w Niemczech
W celu zorganizowania życia religijnego dla Polaków przebywających w Niemczech papież Pius XII powołał specjalnego biskupa, który podlegał jurysdykcyjnie bezpośrednio Stolicy Apostolskiej. Został nim bp polowy Wojsk Polskich na Zachodzie Józef Gawlina. W lipcu 1945 roku ustanowił on Kurię Biskupią dla Polaków. Religijną i duchową opieką rodaków zajęli się wtedy polscy księża, więzieni w Dachau.
Zdjęcie: DW/B. Cöllen
Ks. Lubowiecki w Heilbronnie
Kurią Biskupią dla Polaków kierował początkowo ks. Franciszek Jedwabiki, a potem ks. Franciszek Lubowiecki. Na zdjęciu ks. Lubowiecki w Heilbronnie w 1948r. z dipisami z polskiej kompanii wartowniczej. Prawdziwe skarby związane z polskim duszpasterstwie w Niemczech uratował ks. rektor Stanisław Budyń. Archiwum znajduje się w Polskiej Misji Katolickiej w Hanowerze.
Zdjęcie: DW/B. Cöllen
„Słowo Polskie”
Pod opieką Kurii Biskupiej dla Polaków ukazywały się dwa czasopisma katolickie: ”Polska Chrystusowa” wydawane w Darmstadt i „Słowo Polskie” ukazujące się w Reimannie, przemianowane później na „Słowo Katolickie”. W obozach dipisów ukazywały się też pisma o charakterze religijnym i polityczno-społecznym. Ich żywotność była uwarunkowany czasem trwania obozu.
Zdjęcie: DW/B. Cöllen
Od drużyny obozowej do mistrza piłki nożnej
Księga "Dwanaście miesięcy Polaków w Fuldzie" dokumentująca m.in. osiągnięcia Polaków w Sekcji Piłki Nożnej w pierwszym powojennym roku. Sekcja powstała w kwietniu 1945 r. jeszcze przed końcem wojny. Pierwsze drużyny nazywały się "Ruch" i "Cracovia". Mecze organizowano w Fuldzie i innych obozach, gdzie też tworzono drużyny. Zawody sportowe pozwalały zapomnieć o troskach codzienności.
Zdjęcie: Porta Polonica, Bochum
Pielęgnowanie pamięci
Po zakończeniu wojny polscy dipisi dość wcześnie zaczęli się zastanawiać nad sposobami trwałego upamiętnienia ofiar wojny. Zakładano polskie cmentarz, stawiano pomniki. Na zdjęciu delegacja polskich więźniów politycznych podczas poświęcenia cmentarza honorowego we Flossenbürgu 27 października 1946.
Zdjęcie: KZ-Gedenkstätte Flossenburg
Historyczny sztandar PSL
Po wojnie Stanisław Mikołajczyk, polski emigrant urodzony w Herne z Westfalii, premier polskiego rządu emigracyjnego w Londynie podjął próbę odnowienia PSL. Większość aktywistów partii wskutek represji wyemigrowała w 1947 r. z Polski, niektórzy do Niemiec. W 1953 r. w obozie dipisów Wolterdingen powstało pierwsze koło PSL. Znajduje się w Archiwum Polskiej Misji Katolickiej w Hanowerze.